Rozdział 29

1K 90 7
                                    

Blaise podniósł się z zimnej podłogi gwałtownie, strzepnął ubranie i podał rudzielcowi dłoń. Ron przypatrywał mu się przez chwilę z głupim wyrazem twarzy. Miał nadzieję, że młodzieniec zostanie jeszcze dłużej.

-Muszę już iść. - Ronald nie wierzył, w to co słyszy. Ślizgon zabrał rękę, zanim czarodziej zdążył ją chwycić.

Gryfon poczuł jakby całe napięcie w jednej chwili zniknęło. Jak ich moment minął. Patrzył jak jego towarzysz odchodzi w ciszy z rękoma w kieszeniach... Bez pożegnania.

Zabini toczył wewnętrzną kłótnie. Jednocześnie chciał zostać z interesującym chłopakiem, z drugiej jednak strony myślał o tym, że przecież to rudy Weasley, którego powinien już zmiażdżyć jak robala. Ale był też trzeci głos w jego głowie, który mówił aby trzymać się planu i nie wyobrażać sobie za dużo na temat młodzieńca.

Jego okrutny plan, aby złamać serce Gryfonowi powoli zaczął się walić.

W przeciwieństwie do niego Ronald dokładnie wiedział czego chciał - chciał tylko jeszcze chwili jego obecności. Obecności chłopaka, który się przed nim otworzył, dał mu własny sygnet.

Dormitorium

Było jasne, że gdy Ron wrócił do pokoju było dość późno. Rozmowa zabrała mu dość duży kawałek dnia - nie żeby mu to przeszkadzało.

-Ron? Dobrze cię widzieć. - odezwał się słodki, przyciszony głos. Obok Gryfona pojawiła się niezbyt rosła blondynka z zamyślonym wyrazem twarzy i starannie wyprasowaną szatą.

-Luna? Gdzie się podział twój krawat?

-Oh. - dziewczyna wydała z siebie cichy odgłos, jakby dopiero teraz zauważyła brak swojej własności. - Ktoś musiał go wziąć. Nie martw się w końcu się znajdzie.

Krukonka nie wydawała się zbytnio przejęta. Mówiła cicho, ale bardzo spokojnie co przez większość czasu przyprawiało o dreszcze.
Blondynka przystanęła nagle.

-Coś się stało?

-Miałam ci o czymś powiedzieć. - chłopak westchnął w duchu. - To miało coś wspólnego z... Kołem?

-Ekhm. - czarodziej odkaszlnął i zaczął zastanawiać się o czym mógł zapomnieć. Nagle dziewczyna uderzyła się lekko w czoło dłonią.

-Mecz. Harry prosił, żebym Ci przypomniała o meczu. - uśmiechnęła się.

-Dzięki, a ja chyba znalazłem twoją zgubę.

Ronald wskazał palcem na żyrandol, który zwisał z sufitu. Niebieski materiał został najwyraźniej na niego rzucony.
Luna kazała mu się nie przejmować, ponieważ to już nie pierwszy raz i wie jak szybko go stamtąd ściągnąć. Gryfonowi zrobiło się jej żal.

Po krótkim pożegnaniu się z blondynką poszedł dalej przed siebie.
Dopiero teraz jego uwagę zwrócili uczniowie ubrani w symbole swoich domów. Biegli w stronę boiska, więc i on ruszył w tym kierunku.

Prawdę mówiąc nie był w nastroju na oglądanie kolegów na miotłach, wolałby robić cokolwiek innego. Jednak nie mógł sobie odpuścić meczu, ponieważ obiecał swoją obecność Harry'emu.

Trybuny

Ron powoli wdrapał się po schodach na trybuny. Na szczycie budowli było zimniej, niż mogło się wydawać. Nastolatek ciaśniej owinął się swoją bluzą.

-Nie spodziewałeś się takiego mrozu prawda? - zapytał nieśmiało Neville, który sam był ubrany w ciepły sweter, szal i rękawiczki. Kiwnął głową odpowiadając na pytanie. - Ja też nie.

-Przyszedłeś z kimś? - jego pytanie zagłuszyły wiwaty kibiców, więc musiał powtarzać je jeszcze trzy razy zanim doszło do uszów jego kolegi.

-Na początku trzymałem się z Dean'em i Seamus'em, ale nie mogę ich teraz znaleźć.

-Mhm. - nastolatek pokiwał głową. Nie miał pojęcia co powiedział Neville, ale uznał, że lepiej będzie udawać.

Do końca meczu Ron dokładnie obserwował zawodników i katalogował każdą ich pomyłkę, tylko po to, aby nie zasnąć na trybunach.

| Notatnik | Blairon |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz