Rozdział 37

1.4K 107 48
                                    

Blaise dotarł na miejsce chwilę po rudzielcu, który stał oparty ramieniem o ścianę.

Widać było, że obaj nie czują się zbyt komfortowo. Przez dłuższy moment stali tylko naprzeciwko siebie i nic nie mówili. Po prostu się sobie przyglądali.

Chcieli udawać, że trzy miesięcznej przerwy nie było i nadal mogą rozmawiać jak dawniej.

-Więc, - zaczął Zabini. - o czym chcesz porozmawiać?

To było dość oczywiste. Jak bardzo niewiele rzeczy w ich relacji.

-Chciałbym się pogodzić. - powiedział dość szybko. Pragnął odwrócić się na pięcie i odejść stamtąd jak najdalej, aby czarodziej nie widział jak robi się różowawy.

-Ty tak na serio? - Ronald był pewny, że usłyszał nutkę sarkazmu . Zawahał się nad odpowiedzią, ale skoro już zaczął nie mógł się wycofać.

-Tak. Chciałbym przeprosić, że ignorowałem cię przez trzy miesiące i za to, że byłem aż tak złym przyjacielem, że musiałeś nosić ze sobą tą całą listę. - Ślizgon wygiął usta w grymas, który wyrażał jego niepewność. 

-To nie ty powinieneś przepraszać. Tylko ja za to, że w ogóle zrobiłem tą badziewną listę. I za to, że zrobiła się z tego strasznie przesłodzona scenka. - zaśmiał się pod nosem.

Ron spojrzał mu w oczy i momentalnie poczuł jak bardzo mu brakowało młodzieńca o głosie pełnym sarkazmu.

-Masz rację. To twoja wina. - także się zaśmiał. Blaise jakby nie wiedząc co zrobić szturchnął go w ramie, nie za mocno, ale na tyle aby ten zatoczył się lekko do tyłu.

-Zawsze się ze mną spierasz, ale akurat teraz postanowiłeś się ze mną zgodzić?

-Cóż mogę powiedzieć. Zmieniłem się przez ten czas.

Ich rozmowa sama układała się w całość. Czasami nastawała niezręczna cisza, która różniła się diametralnie od tej przyjemnej sprzed kilkunastu tygodni. Jednak jeden z nich zawsze ją przełamywał i konwersacja ciągnęła się dalej.

Gdy w końcu przestali się śmiać, przypomnieli sobie o zajęciach. Żaden z nich, jednak się nie zerwał i nie pobiegł w stronę klas. Obaj spokojnie siedzieli, rozmawiając, śmiejąc się. Jakby byli sobie przeznaczeni.

Ślizgon zapomniał już o starym notatniku, który przypadkiem zostawił na swojej ławce...

A co jeśli to nie był przypadek?
Co jeśli ktoś specjalnie go zagadał i wyprowadził z sali?
Co jeśli to ta sama osoba wbiegła w rudzielca na korytarzu, zaraz po tym jak wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego?
Co jeśli ta osoba miała pomocników, którzy ukradli, a później potajemnie wsunęli listę do kieszeni Zabini'ego?

Ta osoba mogłaby mieć, krótkie czarne włosy i chytry uśmieszek. Jeden pomocnik okulary i bliznę na czole, a drugi platynowe włosy i jadowity ton. 

Ale to przecież tylko spekulacje, czyż nie? Nie możliwe, żeby obmyślili cały plan w trzy osoby... prawda?

Koniec! Dziękuję za przeczytanie mojego opowiadania. Mam nadzieję, że wam się podobało.

| Notatnik | Blairon |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz