Rozdział 24

1.1K 84 20
                                    

Nastolatek nie zatrzymał się.

Cała ta sytuacja go denerwowała, jednak najbardziej wściekły był na siebie. Jedna niepoprawnie wykonana czynność, pociągnęła za sobą nieprzyjemne konsekwencje.

Ron musiał poukładać sobie wszystko w głowie. Potrzebował cichego miejsca, w wielkiej, zatłoczonej szkole. Na szczęście było ich dość dużo: biblioteka, błonie, Pokój Życzeń i wiele więcej. W Hogwarcie, puste były też niektóre korytarze - właśnie tam rudzielec postanowił się udać.

Mijając tłumy rozwrzeszczanych uczniów, kręcących się w kółko duchów i zajętych nauczycieli, doszedł do spokojnego miejsca.

Usiadł, podpierając się o ścianę i wyciągnął przed siebie nogi. Miał roztrzepane włosy, wory pod oczami i pogniecioną szatę, jednak nadal wyglądał atrakcyjnie. Do jego błękitnych oczu napłynęły łzy.
Każdy uważał go albo za irytującego albo wiecznie uśmiechniętego. Jego życie było cięższe, niż ktokolwiek mógł sobie to wyobrazić.

Jego najstarsi bracia, nie odpisywali na jego listy, bo byli zbyt zajęci dorosłym życiem, bliźniaki nie mieli dla niego czasu, Ginny go unikała. Rodzice widzieli w nim tego gorszego, mniej wartego. W szkole nie było lepiej, przyjaciele na niego wrzeszczeli lub przestawali mu ufać, a stopnie spadały. Czuł się, jakby był w środku wielkiego dołka, z którego nie da się wyjść.

Do tego wszystkiego dochodziły myśli, które obijały się o siebie i nie dawały mu spokoju. Chciałby je poukładać lub wyciszyć choćby na chwilę.

Starł z policzka mokry ślad i zaczął szybko mrugać. Powoli wstał i otrzepał się z brudu. Postanowił, że wróci do dormitorium i wszystko wytłumaczy znajomym.

-Zatrzymaj się, mazgaju. Jeszcze jeden krok, a wydłubię ci oko moją różdżką. - powiedział donośnie Zabini, który znajdował się w drugiej części korytarza.

-Czego chcesz? Nie mam czasu na sprzeczanie się z tobą, może później jakiś się znajdzie. - odpowiedział czarodziej.

-Siadaj. Siadaj powiedziałem! - chłopak bardzo szybko tracił cierpliwość. Gryfon przewrócił przekrwionymi oczami i posłusznie usiadł z powrotem na swoje miejsce.

-Teraz, cze-

-Zamknij się. - przerwał czarodziejowi. Usadowił się niedaleko niego i wpatrywał się w martwy punkt. Rudzielec tylko westchnął i domyślił się, że lepiej będzie się nie odzywać.

Chłopcy siedzieli w ciszy, patrząc jak słońce powoli zachodzi za murami szkoły. Ron rozglądał się dookoła, gdy nagle poczuł ciepło na dłoni. Okazało się, że to Blaise powoli zbliżał swoją rękę do jego. Czarodziej próbował złapać jego spojrzenie, jednak Ślizgon nadal patrzył w ten sam punkt.

Gryfon pomyślał, że nie ma sensu się wyrywać i chwycił swojego wroga za dłoń. Przyjemne ciepło przebiegło jego całe ciało. Wcześniej tego nie wiedział, ale właśnie tego potrzebował - cichego wsparcia, kogoś kto nie będzie narzucał mu jego poglądów.

Siedzieli tak, dopóki niebo nie zrobiło się jaskrowo pomarańczowe. Zabini podniósł się z chęcią oddalenia się w swoją stronę, ale Weasley nadal trzymał jego dłoń.

-Sory. - powiedział cicho i rozluźnił uchwyt. Też się podniósł, aby odejść w przeciwnym kierunku.

-Jeśli komuś o tym powiesz, to naprawdę wydłubię ci oko. - syknął jego rozmówca, z dość dużym naciskiem na słowo "naprawdę".

-Nie ma sprawy. - obrócił się na pięcie i ruszył do swojej sypialni. Chłopcy rozeszli się. W drodze do pokoju Gryfon dokładnie przypatrywał się swojej dłoni, znowu poczuł to dziwne uczucie.

-Chyba wrócił!

| Notatnik | Blairon |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz