Kilka dni upłynęło bardzo szybko na treningach. Ron nawet nie zauważył, gdy nadszedł dzień meczu. Pogoda była słoneczna, nie było nawet jednej chmurki na niebie.
Wszedł w roztarganych włosach na boisko i spojrzał w górę. Pełno kibiców z każdego domu, trybuny, aż pękały w szwach od nadmiaru ludzi. Adrenalina skoczyła mu momentalnie, do tak wysokiego poziomu, że czuł się, jakby mógł latać nawet bez miotły.
-Pamiętajcie to ma był ładna i czysta gra. - odezwał się kobiecy głos. Gracze ustawili się na swoje pozycję i zaczęła się walka.
Kibice prawie zagłuszali rzucane w locie przekleństwa i skargi, jednak nadal było je słychać.
Ron spróbował ogarnąć wzrokiem całe boisko. Jego wzrok przykuł jeden z Gryfonów. Wisiał w powietrzu czekając na podanie kafla, gdy nagle tłuczek uderzył w rączkę jego miotły. Na szczęście chłopak opadł spiralą z dość małej wysokości, więc po lekkim uderzeniu w ziemię, wstał i zszedł z boiska.
-Chyba zaczynam żałować swojej decyzji. - pomyślał rudzielec. Ruszył gwałtownie w prawą stronę i końcem miotły odbił zbliżającą się piłkę. - Mało brakowało.
Wściekły Ślizgon o ciemnych włosach, posłał mu złowieszcze spojrzenie i wrócił do gry. Ron spojrzał na trybuny szukając brunetki z domu lwa. Nigdzie jej nie znalazł, ale wydawało mu się, że krzyki jej dopingu było słychać na całym boisku.
Wędrował wzrokiem za kaflem i próbował go nie zgubić. Piłka przemieszczała się z jednych rąk do drugich z niewyobrażalnym tempem.
Co chwilę, można było usłyszeć:-10 punktów dla Griffindoru! Kolejne punkty dla Ślizgonów! - rudzielec zaczął gubić się w punktacji, gdy nagle... - Harry Potter goni złoty znicz! Jeżeli go złapie Gryffoni wygrają ten mecz!
Widownia zaczęła wrzeszczeć jeszcze głośniej, co nie pomagało w koncentracji. Weasley widział, że Harry prawie miał znicz, ale nadal dzieliła go od niego odległość centymetrów.
-Uważaj! - głos jednego z uczestników gry przebił się przez wrzaski i krzyki. Ślizgoński pałkarzy, właśnie wziął zamach, uderzył w piłkę i skierował tłuczek wprost na nastolatka. Ron z wielką niezdarnością uniknął zderzenia z piłką i ledwo trzymając się na miotle wrócił na dawną pozycję Dyszał głośno, a jego serce biło jak szalone. - TŁUCZEK ZAWRACA!
-Mam przesrane. - pomyślał piegowaty i poczuł na plecach wcześniej ominięty przedmiot. Ból przeszył całe jego ciało, a widownia zamilkła z wrażenia. Nie mogąc złapać równowagi spadł z miotły, która leciała teraz koło niego.
-Pomóżcie mu!
-Gdzie jest dyrektor?!
Można było usłyszeć różne głosy. Rudzielec czuł się bezsilny, spadał i nie mógł nic zrobić. Nie był na miotle, więc nie mógł spaść spiralą, aby chociaż trochę zamortyzować upadek, a dyrektor go nie uratuje, tak jak kiedyś Harry'ego.
Teraz zostało tylko, modlić się, żeby nie połamać sobie za dużo kości, lub żeby się nie zabić.
Czarodziej z pełną prędkością uderzył w podłoże, tracąc natychmiastowo przytomność. Hermiona i paru nauczycieli w jednej sekundzie pojawili się koło połamanego obrońcy. Dziewczyna spojrzała na nieprzytomnego przyjaciela z łzami w oczach.
-Zabierzcie go do Skrzydła Szpitalnego, natychmiast!
-Lepiej wyjść nie mogło. - Zabini, przyglądał się całej sytuacji z wielkim wrednym uśmieszkiem. - Punkt pierwszy z listy odhaczony i to bez mojej większej pomocy.
CZYTASZ
| Notatnik | Blairon |
FanfictionZazdrosny Gryfon o rudych włosach i inteligenty, ale zamknięty w sobie Ślizgon o nieprzyjemnym charakterze. Połączył ich jeden, pozornie nic nie znaczący notatnik.