Rozdział 26

1K 85 0
                                    

Chłopca o miedzianych włosach obudziły promienie wschodzącego słońca, które wdarły się do sypialni przez szyby w oknach.
Lekko przetarł zaspane oczy i rozejrzał się po skąpanym w złotym blasku pomieszczeniu. Jego współlokatorowie nadal błogo spali - Ron postanowił, że nie będzie ich budził.

Dopiero teraz zwrócił uwagę na godzinę, którą wskazywał zegar. Było jeszcze dość wcześnie, więc najprawdopodobniej skrzaty w kuchni dopiero szykowały śniadanie.

Czarodzieje zaczął szykować się, jak zwykle na zajęcia szkolne. Ostatnio wszystkie dni wyglądały dla niego tak, samo. Znowu zaczął popadać w rutynę, za którą nadzwyczajnie nie przepadał.

Po umyciu zębów i ułożeniu włosów (włosy Ronalda nigdy nie były ułożone, jednak tego dnia wyglądały zaskakująco dobrze) chłopak postanowił wybrać się z powrotem do swojego spokojnego miejsca.

Doszedł do niego w klika minut. Westchnął ciężko i usiadł na miejscu, które dobrze pamiętał z wczorajszego dnia. Był lekko zawiedziony, że wysoki Ślizgon mu nie towarzyszy, ale nie dawał tego po sobie poznać.

Siedział sam, próbując zdusić w sobie wszystkie swoje uczucia. Uczuć typu - żal, gorycz i zazdrość było wiele więc, niż tych radosnych. Ale to miało się niedługo zmienić.

Na razie wszystko było dla niego neutralne - nie było do czego się przywiązać, ale jednocześnie miał minimalną potrzebę posiadania czegoś na własność. Słońce powoli wschodziło coraz wyżej, a młody czarodziej myślał jedynie o pięknie otaczającego go świata. Świata, który chciałby kiedyś zwiedzić, z osobą którą kocha. To było jego marzenie.

Nastolatek przypomniał sobie o posiłku i szybkim krokiem skierował się do Wielkiej Sali. Poczuł jakby o czymś zapomniał, ale za żadne skarby nie umiał sobie przypomnieć o czym.

Wszedł przez wielkie, drewniane drzwi i utkwił wzrok w stole swojego stołu. Przypatrzył się każdemu kawałku z osobna, zaczynając od końca, który znajdował się najbliżej jego, do tego po drugiej stronie pomieszczenia.
Widział go tysiące razy, jednak nigdy nie skupiał na nim większej uwagi.

Ktoś kaszlnął dość głośno, próbując uświadomić rudowłosego o tym, że już od dłuższego czasu stoi niczym zaklęty w połowie drogi od swojego miejsca siedzącego. Chłopak otrząsnął się i wreszcie usiadł.

-Dobrze się czujesz? - zagadnął Dean. - Nie często zdarza ci się zawiesić w miejscu, bez żadnego powodu.

-Wszystko dobrze. Po prostu się zamyśliłem.

-Jesteś pewien, że nie unikałeś Harry'ego i Hermiony? Wiesz, że musisz z nimi porozmawiać.

-Tak wiem, nie musisz mi przypominać. Zrobię, to... Później. - odpowiedział skruszony i wcisnął sobie do ust kawałek kurczaka. Tak naprawdę, nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, żeby porozmawiać z przyjaciółmi.
Zapomniał o całej kłótni.

Czarodziej połknął ostatni kawałeczek mięsa i zamknął na chwilę oczy.
Kiedy je otworzył stał przed drzwiami jednej z klas. Sądząc po wskazówkach zegara, właśnie skończyły się wszystkie lekcje. Tak jakby wszystko co zrobił tego dnia, zrobił na autopilocie. Pamiętał urywki z każdych zajęć i przerwy pomiędzy nimi. Nic więcej.
Powinien już się przyzwyczaić.

Miał już odchodzić w swoją stronę, gdy nagle zobaczył czarną czuprynę Harry'ego i roztrzepane włosy Hermiony.

-Co mi zaszkodzi?  - pomyślał i ruszył w jego kierunku. - Cześć, pomyślałem, że możemy pogadać.

-Jeśli chodzi ci o tą całą sytuację, to nie musisz przepraszać. To ja powinnam przeprosić, że tak na ciebie naskoczyłam. Nie powinnam zmuszać cię do tego, czego nie chcesz. - brunetka powiedziała to tak szybko, że praktycznie nie dało się jej zrozumieć.

-Och, poszło szybciej niż myślałem. - zaśmiał się rudzielec, Harry uśmiechną się lekko, a Hermiona odetchnęła z ulgą.

-Przepraszam, że nie możemy pogadać dłużej, ale musimy zajrzeć do profesor McGonagall. - wciął się Harry. Przyjaciele pożegnali się, po czym rozeszli się w swoje strony.

| Notatnik | Blairon |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz