Chłopak podszedł do ławki, jednak dziennik natychmiast zniknął. Rudzielec pokręcił głową i oparł się o blat.
-Świetnie, teraz jeszcze widzę rzeczy, których nie ma... To pewnie przez to, że stresuje się tym przeklętym egzaminem. - Gryfon westchnął i jeszcze chwilę rozglądał się po klasie. Pomasował skronie, które od nadmiaru nauki zaczęły go boleć, jakieś dwie godziny temu. - Pora wracać do ksiąg.
Ron wyprostował się i zmierzał w kierunku drzwi dość pewnie dopóki nie zauważył w nich profesora. Parzył na niego z wściekłością, gdyby nie samokontrola najprawdopodobniej, już dawno rzuciłby na nastolatka zaklęcie, które uniemożliwiło mu prawidłowe oddychanie, albo coś innego, gorszego.
-Pan Weasley. - powiedział ochrypłym, nad wyraz spokojnym głosem. - Co Pan robi w mojej sali, jeśli mogę wiedzieć?
-Eh, no... Ja ten... - chłopak próbował wydobyć z siebie zdanie. Chodź był już prawie młodym dorosłym, to nadal bak się stawać z profesorem oko w oko.
-Przez chwilę pańskie jąkanie było dość zabawne, ale teraz stało się żałosne, Panie Weasley. Proszę wyjść z tego pomieszczenia, odejmuje Griffindorowi piętnaście punktów, za to że nie umie pan usiedzieć na miejscu. - Ron spojrzał na niego z niedowierzaniem po czym zostawił profesora samego, pośród wszystkich tych składników, ławek i krzeseł. - Co za niewychowane dzieciory. Nie umieją nawet uszanować czyjejś prywatności, ani przestrzeni. Czemu ich tak zebrało, żeby odwiedzać tą sale po lekcjach? Wszystkie testy są ukryte, a oni nadal tu przychodzą, to już był drugi. Miejmy nadzieję, że więcej ich nie przylezie.
Rudzielec szedł korytarzem, który był już o wiele pustszy. Nagle znowu zobaczył na podłodze przed sobą czarny notatnik. Stres się nasilał i nie zamierzał odpuścić. Oczywiście notatnik po chwili rozpłyną się i nie było po nim śladu.
-Muszę wziąć jakąś aspirynę. Rozsadzi mi łeb, jeśli zaraz się nie uspokoję. - pomyślał zdenerwowany uczeń.
To, że Gryfona zaczęła boleć głową nie znaczy, że nagle przestał być niezdarny. Poślizgnął się i z głośnym hukiem wylądował na zimnej podłodze. Myślał czy wstać czy raczej dać sobie spokój i leżeć tak do końca świata.
-Wstawaj, niezdarna klucho. Mam nadzieję, że uszkodziłeś sobie przy upadku ten głupi ryj. - pełen jadu głos przyszył powietrze.
Ron delikatnie podniósł się na łokciach i spojrzał na buty swojego motywatora. Czarne, oryginalne i eleganckie buty, które zostały wypolerowane na błysk - tylko kilka osób ma taki model, ponieważ jest niedostępny w Anglii i trzeba go sprowadzać z południowej części Europy.
-Czego chcesz Zabini? - zapytał jakby martwym tonem.
-Mam coś do załatwienia na drugim końcu tego korytarza, a ty jak jakiś zapchlony kundel leżysz na jego środku. - rudy czarodziej powoli podniósł się do pionu i spojrzał na osobę, która stała przed nim. Ron był wysoki jak na swój wiek i mało kto go przewyższał, ale Zabini okazał się wyższy od niego o jakieś kilka centymetrów, co trochę onieśmielało rudzielca.
-Droga wolna. - powiedział krótko i spróbował odejść. Nagle poczuł na ramieniu rękę, więc automatycznie się odwrócił. Gdy to zrobił Ślizgon pchnął go z całą siłą na ziemie. - Pojebało cię?!
Blaise uśmiechnął się wrednie i popatrzył z góry na Gryfona. Ron nie za bardzo martwił się w tym momencie bólem zdartych dłoni, ponieważ poczuł, że ból głowy nasila się i jest o wiele mocniejszy niż wcześniej.
Wesley syknął z bólu i złapał się za skronie. Poczuł jakby miał się rozpłakać, tak szybko ból skroni zaczął się nasilać, że nastolatek zapomniał, że nie jest na korytarzu sam.
CZYTASZ
| Notatnik | Blairon |
FanfictionZazdrosny Gryfon o rudych włosach i inteligenty, ale zamknięty w sobie Ślizgon o nieprzyjemnym charakterze. Połączył ich jeden, pozornie nic nie znaczący notatnik.