[Trzynaście lat wcześniej…]
„Najlepszym przyjacielem jest ten, kto nie pytając o powód twego smutku, potrafi sprawić, że znów wraca radość”.
— św. Jan Bosko
*
Było zimno. Było strasznie zimno, buro i ponuro, a przynajmniej tak pamiętał tamten dzień. Liście już dawno straciły jesienny kolor oraz blask i opadły pod wpływem zgniłej pogody, która tego roku wyjątkowo nie rozpieszczała. Powietrze przesiąknięte było zapachem azotu, z chodników powstała rwąca rzeka, a dywan rozdeptanych częściowo liści sprawiał, że chodzenie stawało się sportem wyczynowym. Ogólnie, było paskudnie.
Pięcioletni chłopiec o ciemnych, zakręconych włosach szedł przed siebie, obejmując się rączkami, by oddzielić się od panującego chłodu. Nos i policzki zabarwiły się czerwienią, a usteczka przybrały delikatnie fioletową barwę. Tuptał, rozglądając się na boki w poszukiwaniu odrobiny ciepła. Wyszedł z domu, bo mama znów kłóciła się z tatą, a tatuś znów uderzył mamusię. Nie chciał na to patrzeć. Wolał uciec.
W końcu zatrzymał się z dziwnym poczuciem zazdrości, gdy dosłyszał super zabawę innych dzieci na placu zabaw. Poczłapał nogami do pobliskiej ławeczki, na którą się wczołgał. Szczelniej objął się rękoma, wzdrygając się, kiedy silniejszy poryw wiatru wdarł mu się pod cienki materiał bluzy. Nawet nie miał porządnych ubrań, które mógłby na siebie założyć. Mama od dawna nic mu nie kupiła, bo wszystkie pieniądze przekazywała tacie, a on przeznaczał je na coś innego. Ale był szczęśliwy, gdyż mamusia kupowała cieplejsze ubrania — albo dostawała je od kogoś bliskiego — jego malutkiej siostrze, Laurissie. Dla niego nie było środków, nawet używane ubrania stanowiły problem. W swojej szafie miał tylko starą kurteczkę, w którą się już nie mieścił. Nadchodziła zima, a on nie chciał marznąć.
Obserwował dzieci bawiące się na placu zabaw z zazdrością. Słyszał ich wesołe śmiechy, widział ucieszone buzie i zazdrościł im zabawy. Też chciałby się bawić z innymi dziećmi, mieć kolegów, grać w klasy, skakać na skakance czy gonić się po całym placu. Też chciał, ale nie miał tego. Nie miał, bo mamusia z tatusiem nie pozwalali mu na zabawę z innymi dziećmi. Bo mógł powiedzieć coś nieodpowiedniego, a mamusia byłaby nieszczęśliwa i znów płakałaby całymi dniami. Brązowe oczy zaszkliły się niebezpiecznie, a on pociągnął nosem, jeszcze bardziej garbiąc się pod wpływem zimnego wiatru. Pragnął iść, ale nie mógł. Nagle w zasięgu jego wzroku pojawiły się ładne, bladoróżowe buciki. Spojrzał w górę i zauważył uśmiechającą się do niego dziewczynkę.
— Cześć! — przywitała się wesoło.
— Cześć — odpowiedział mniej porywczo, cały czas obejmując się ramionami.
CZYTASZ
Bezcenni Przyjaciele • S.M
FanfictionSavannah Henderson to siedemnastoletnia uczennica liceum, która, mogłoby sie wydawać, że ma wszystko - cudownego chłopaka, zwariowaną przyjaciółkę, popularność, pasję i kochającą rodzinę. Jednak ona wie, że do pełni szczęścia czegoś jej brakuje. D...