XXVI

229 11 8
                                    

*

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

*

„Prawdziwa bliskość łączy dwoje ludzi wtedy, gdy wyznają przed sobą tajemnice”.
— Jonathan Carroll, Kapiąc Lwa

*

     Nie miał jebanego, kurwa, pojęcia, co mu strzeliło do łba, kiedy zaproponował jej wejście do mieszkania. Chyba musiał mieć jakieś chwilowe zaćmienie mózgu, bo przy zdrowych zmysłach w życiu nie zaprosiłby dziewczyny na obiad. A jednak, oto był! Stojąc przy kuchence, smażąc warzywa na patelni, czując na sobie baczne spojrzenie zielonych oczu Henderson. Miała cholerne szczęście, że jego matka wyjechała na weekend do Stillwater, do ojca, bo gdyby była w mieszkaniu, raczej odprawiłby koleżankę do domu. Jak mógł doprowadzić do chwili, w której Savannah uważała go za kogoś, z kim mogła otwarcie porozmawiać o swoich problemach? I dlaczego ona, do chuja, go pocałowała?!

     — Chcesz coś do picia? — zapytał beznamiętnie.

     — Nie, dziękuję — odparła dziewczyna.

     Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, wrzucając makaron do gotującej się wody. Umiejętności kucharskich to on nie miał, ale przynajmniej umiał sobie ugotować byle jakie jedzenie. Bez tego chyba umarłby z głodu.

     — Pomóc ci? — zagaiła po chwili milczenia.

     — Nie — odpowiedział.

     Po piętnastu minutach ciszy, w której pilnował makaronu i mieszał warzywa zalane wodą, skromny obiad był gotowy. Wyciągnął z szafki dwa talerze, nałożył na nie mniej więcej równe porcje, po czym wziął z szuflady dwa widelce i podszedł do stołu, stawiając jeden z talerzy przed dziewczyną, samemu zajmując miejsce naprzeciwko niej.

     — To dla mnie? — spytała głupio.

     — Dla mojej matki — zakpił. — Dla ciebie, idiotko. Widzisz tu kogoś innego?

     — A… a ty nie jesteś głodny?

     Wymownie spojrzał na widelec z jedzeniem, który trzymał cal od ust. Savannah zarumieniła się, nerwowo zakładając rozczochrane włosy za ucho.

     — No w sensie, czy starczy ci to, co masz — sprecyzowała, patrząc na jego talerz. — To nie są duże porcje. — Wykrzywiła twarz w grymasie.

     Prychnął, po czym wepchnął sobie do ust sztuciec. Pokręcił głową z rezygnacją, przeżuwając makaron, a kiedy go połknął, odpowiedział:

     — Żryj i mnie nie wkurwiaj.

     — Niekulturalny chuj — sapnęła, chwytając widelec.

     — Niewdzięczna pizda — odpyskował.

     Spojrzała na niego, nabijając marchewkę ze złością. Uśmiechnął się zadziornie, widząc jej naburmuszoną minę. Jadł, chociaż wiedział, że się tym nie naje i kolejny wieczór spędzi z burczeniem w brzuchu. Jednak nie zamierzał mówić Henderson, że od trzech dni praktycznie żył na resztkach, a dzisiejszy obiad wyniknął ze zbiegów okoliczności i tego, że matka przy porannym wychodzeniu z mieszkania zgubiła z kieszeni sto dolarów. To był jego pierwszy, ciepły posiłek od poniedziałku, kiedy Esme zaprosiła go na obiad. Nie chciał mówić tego dziewczynie, bo nie zniósłby kolejnego poczucia winy widocznego w zielonych oczach. Poza tym nie pierwszy i nie ostatni raz musiał zrezygnować ze swojego dobra dla czyjegoś.

Bezcenni Przyjaciele • S.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz