XXXVII

233 12 17
                                    

*

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

*

„Punkt bez powrotu i teraz jest już za późno, żeby zawrócić. Próbuję ci wybaczyć, ale walczę, bo nie wiem jak”.

One Direction, „Long way down”

*

     Myślała, że o poranku obudzą ją trele ptaków albo słońce wpadające przez wschodnie okno do pokoju chłopaka. Uważała, że blask muśnie jej wypoczętą twarz i łagodnie zaprosi do spędzenia wraz z nim kolejnego, pięknego, czerwcowego dnia; powita ją w ten pierwszy dzień wakacji. W trochę śmielszych i optymistycznych wizjach to Shawn był tym, który ją budzi jakimś subtelnym pocałunkiem za uchem, dotykiem na skórze czy głębokim głosem z charakterystyczną, bardzo podniecającą, poranną chrypką w uchu. To była jej wizja, choć prędzej to ona obudziłaby się wcześniej, a kiedy próbowałaby wstać z łóżka, chłopak owinąłby swoje ramię dookoła niej i nakazał, żeby szła spać dalej, bo jeszcze za wcześnie na pobudkę. W każdym razie to były jej wyobrażenia o poranku po nocy spędzonej w ramionach swojego ukochanego. Nie spodziewała się tego, co nadeszło.

     Najpierw w odmętach świadomości usłyszała wcale nie takie ciche otwieranie drzwi do sypialni, a w następnej kolejności dość ociężałe kroki. Jej zamglony upojeniem — niekoniecznie alkoholowym — umysł nie potrafił szybko połączyć tego wszystkiego w sensowną całość, więc zanim zdążyła przetworzyć hałasy, ktoś wlazł im do łóżka i położył się centralnie między nimi. Oczywiście po drodze musiał przypieprzyć jej z kolana w udo, co wybudziło ją już z tego półsnu do końca. Jęknęła, machinalnie sięgając, by rozetrzeć ból. Otworzyła oczy i prawie pisnęła, kiedy zobaczyła zielone tęczówki raptem parę cali od swoich.

     Pieprzony Theodore Carter.

     — Cześć — powiedział nonszalancko, uśmiechając się do niej szeroko.

     — Cześć? — burknęła kompletnie zaskoczona zachowaniem Theo.

     — Jak się spało?

     Spojrzała na niego z niezrozumieniem, przyglądając się jego twarzy w taki sposób, jakby zaraz na czole chłopaka miała się pojawić odpowiedź, dlaczego zachowanie Cartera było dziwniejsze niż zwykle. Niestety, nic takiego się nie pojawiło, a co więcej, rozbawione oczy Theodore’a lśniły. Widocznie nadal był nietrzeźwy. Jęknęła, tuląc twarz do poduszki.

     — Theo, co ty tu robisz? — spytała go. — Dlaczego zawracasz mi głowę, o…, która właściwie jest godzina?

     — Szósta dwadzieścia, skarbie — odparł bez zająknięcia.

     — Pojebało cię? — sapnęła wściekle. — Dlaczego mnie budzisz o tak nieludzkiej porze? W sobotę. W pierwszy dzień wakacji.

     — Chciałem się zapytać, jak ci się spało.

Bezcenni Przyjaciele • S.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz