XXXVI

261 10 9
                                    

*

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

*

„Chcę się z tobą kochać przy włączonym świetle, nie pozwolić ci zasnąć przez całą noc”.

— Shawn Mendes, „Lights On”.

*

     Dong–Sun był chłopakiem, którego — jeśli miało okazję się go poznać — lubili prawie wszyscy. Nosił w sobie taką pozytywną energię i optymistyczne nastawienie do świata, że przy nim nie sposób było być smutnym, zatroskanym czy naburmuszonym. Jego rodzice przeprowadzili się do Stanów tuż po swoim ślubie, a jedenaście miesięcy po tym na świat przyszedł ich pierwotny syn i jedyne dziecko. Tyle wiedział każdy, kto poznał tego urodziwego chłopaka. Savannah znała go całkiem dobrze. Wielokrotnie widywała się z nim na treningach drużyny hokejowej, do której należał jego chłopak. Podczas czekania na swoich ukochanych, kilka razy nawiązali rozmowę, by zbić trochę czasu, a od słowa do słowa i od dnia do dnia wywiązała się między nimi dobre koleżeństwo. Nie przyjaźń, ale pozostali dla siebie serdeczni, mimo iż ich relacja nie wykraczała poza mury szkoły. Dlatego dziewczyna tak mocno się zdziwiła, kiedy po dotarciu pod umówiony adres, drzwi otworzył jej właśnie Dong–Sun i powitał ją z szerokim uśmiechem.

     — Nie wiedziałem, że przyjdziesz — powiedział, prowadząc ją w głąb domu.

     — Spontaniczna decyzja — odparła, wzruszając ramionami.

     — Bądź moim gościem, Savannah. — Objął ją koleżeńsko ramieniem. — Jesteś mile widziana w moim domu.

     — Nawet po aferze z Owenem? — Uniosła brew, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

     — Bo mnie obchodzi jakiś blond fagas — burknął. — W każdym razie, życzę ci świetnej zabawy. Pij i jedz do woli, nie ma umiaru.

     — Dzięki. — Uśmiechnęła się do niego. — Pozdrów swojego chłopaka, bo nigdzie go nie widzę.

     — Poszedł ze swoim kapitanem na dwór, ale przekażę twoje pozdrowienia.

     I zaraz potem zniknął, by pójść się przywitać z nowoprzybyłymi gośćmi. Nerwowo przygładziła materiał złotej, bardzo imprezowej bluzki na cieniutkich ramiączkach, którą odważyła się na siebie założyć, pomimo tego, że plecy były prawie całkowicie odkryte. Nie ukrywała, że się trochę denerwowała. Przyszła z jasnym celem i naprawdę chciała, żeby został on przez nią wypełniony. Przeszła się po salonie wypełnionym bardziej i mniej znanymi twarzami ze szkoły, witając się przelotnie z każdym, kogo kojarzyła. Na imprezie pojawiało się coraz więcej wesołych i rozbawionych ludzi, którzy cieszyli się nadchodzącym latem oraz odpoczynkiem. Czyżby była za wcześnie? Nigdzie nie widziała Shawna, Theo ani Luny, ale za to gdzieś mignęły jej prawie czarne sprężynki należące do Aluny oraz złotoblond włosy będące własnością Owena. Naprawdę ostatnie, czego chciała, to zmierzenie się z którymkolwiek z nich bez kogoś przy swoim boku.

Bezcenni Przyjaciele • S.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz