48 - Trzydzieści osiem punktów 🥀

279 14 3
                                    


🥀

Rano obudził mnie mój znienawidzony dźwięk - budzik. Zasnęłam w nocy naprawdę późno i wczesna pobudka o godzinie szóstej zdecydowanie nie była dla mnie. Niechętnie przewróciłam się na drugi bok, przeciągając się. Promienie słońca łaskotały moją twarz, a świeże powietrze z otwartego okna wypełniało całe wnętrze. Podparłam się na łokciach i niechętnie podniosłam w górę, robiąc zniesmaczoną minę.

W jednym momencie za oknem zrobiło się lekko pochmurno i słońce schowało się na moment za chmurami. Obawiałam się, że strugi deszczu zaraz zaczną lecieć z nieba, ale miałam nadzieję, iż w Lublinie jest pogoda i ten ważny mecz nie zostanie przełożony. Z wielkim trudem opuściłam moje ciepłe i wygodne łóżko, po czym znalazłam się w łazience. Panował w niej niesamowity bałagan, ale w końcu korzystałam z tego pomieszczenia tylko ja. Na umywalce i półce pod lustrem stało pełno kosmetyków do makijażu, leżały zgniecione płatki kosmetyczne, którymi zmywałam makijaż, brudne pędzle, a nawet jakiś kubek od herbaty. I co z tego, że kosz stał dwa metry dalej, ja byłam zbyt leniwa. Na rogu wanny leżała prostownica, bo tylko tam był kontakt i w tamtym miejscu mogłam prostować włosy, a na wieszakach, które powinny służyć do ręczników, wisiały moje ubrania. W tym domu, z tym człowiekiem stałam się tak roztrzepana, że to był jakiś absurd. Po prostu, absurd.

Gdy stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoje odbicie, myślałam, że się załamię. Wyglądałam gorzej niż w jakikolwiek inny dzień tego tygodnia, w których też przeżywałam prawie bezsenne noce. Z włosów zrobiło się siano i chyba powinnam je umyć. Zagryzłam wnętrze policzka i przez kilka chwil zastanawiałam się, co mam teraz zrobić. Jeżeli zamoczę włosy, to będę musiała je suszyć, a to jest równoznaczne z niemożliwością wyprostowania ich, z braku czasu. Z drugiej strony jednak, jeśli ich nie umyję, to pojawię się na stadionie z dosłownym masłem na głowie. Stwierdziłam, że wolę przeżyć jeden dzień z lekkimi falami na włosach, niż z włosami wyglądającymi tak, jakbym tydzień moczyła je w oleju.

Pochyliłam się nad wanną i przerzuciłam włosy do przodu, w ekspresowym tempie odkręcając wodę i ustawiając odpowiedni poziom ciśnienia. Skierowałam prysznic na blond kosmyki i moczyłam je, aż do momentu, gdy były odpowiednio wilgotne. Szybko nałożyłam szampon i odżywkę, a później spłukałam je dokładnie. Nigdy w życiu tak szybko nie odbyłam pielęgnacji skóry głowy. Narzuciłam na siebie ręcznik w stylu pelerynki i postanowiłam zająć się makijażem. W końcu trzeba było jakoś zakryć te ciemne cienie pod oczami, wywołane zbyt długim brakiem snu. Gdy się pomalowałam, a włosy trochę przeschły, wzięłam się za ich porządne wysuszenie - podłączyłam suszarkę i z nią oraz z pomocą szczotki, która ostatnimi czasy była niezawodna, doprowadziłam moje włosy do ładu. Nie odstawały już na wszystkie strony i wyglądały w miarę świeżo i naturalnie, a fale układały się ładnie po bokach, tworząc równy przedziałek na środku. Przeczesałam je na koniec ręką, by jeszcze ładniej się poukładały po bokach mojej twarzy.

Na robieniu makijażu i doprowadzaniu włosów do harmonii spędziłam sporo czasu, więc na zegarku dochodziła już ósma. Nie wiedziałam tak w zasadzie, o której Patryk po mnie będzie, ale napisał mi wiadomość, że rano. Nie miałam pojęcia, o której wyjechali z Gorzowa, czy na drogach nie było korków i ile po drodze mieli postojów. Wolałam dmuchać na zimne i wstałam wcześnie, by później nie musieć biegać w tę i z powrotem po domu i jeszcze - nie daj Boże - spóźnilibyśmy się na tak fundamentalny mecz.

Stresowałam się ogromnie, niemalże tak mocno, jak przed finałem dwa lata temu, gdy dwoma punktami przegraliśmy z Gorzowem. Na szczęście, w kolejnym finale zapewniliśmy sobie mistrza Polski i przypieczętowaliśmy zwycięstwo dziesięcioma punktami przewagi. Dziś Patryk i cała drużyna jechali o wejście do żużlowego raju, wystarczyło nam trzydzieści osiem punktów, bo to dawało nam remis w dwumeczu i żadna z drużyn nie otrzyma wtedy punktu bonusowego, a to będzie jednoznaczne z wejściem zielonogórskiej drużyny do półfinałów. Tyle tylko, że Lublin stał się mocną drużyną w drugiej kolejce i na swoim torze był w stanie pokonać nawet Unię Leszno. W tej drużynie nie było słabych punktów, ale Zielona Góra też ich nie miała, bo każdy zawodnik potrafił spiąć cztery litery i pojechać pożądny mecz, zyskując dwucyfrową liczbę punktów.

Westchnęłam i stanęłam przed moją szafą, w której również panował niesamowity bałagan. Słońce teraz schowało się już całkiem, a chmury pokryły całe niebo i lekkie krople deszczu zaczęły spadać na ziemię, więc wywnioskowałam, że za ciepło na dworze nie jest. Postawiłam więc na zwykłe, czarne rurki i białą bluzkę z napisem Miami Bitch, którą kupiłam na jakichś przecenach w Stradivariusie. Stwierdziłam, że na nogi założę czarne szpilki na wysokim obcasie, których nie miałam na nogach już od dłuższego czasu. Przebrałam się szybko, po czym spakowałam do walizki ostatnie kosmetyki i ubrania. Zwinęłam ze stolika nocnego jeszcze ładowarkę i słuchawki, bez których nie przeżyłabym absolutnie jednego dnia. Spuściwszy żaluzje antywłamaniowe, wyszłam z pomieszczenia, zamykając drzwi od sypialni. Jedyne, co jeszcze wypadało zrobić, to zjeść jakieś pożądane śniadanie. Spojrzałam na zegarek - ósma dwadzieścia siedem.

Wyciągnęłam ekspresową owsiankę z malinami i czekoladą, po czym wstawiłam wodę. Przesypałam zawartość pudełka do czarnej miski, a później uszykowałam sobie łyżkę, by mieć czym zjeść moje śniadanie. Zalałam płatki owsiane i fermentowane maliny, a potem wycisnęłam z małej saszetki czekoladową polewę. Pochłonęłam to w kilka minut, a później pozostawało mi już tylko czekać. Dochodziła dziewiąta, a ja zaciskałam mocno szczękę i łapałam płytkie oddechy, oczekując przyjazdu Patryka.

Poczekałam jeszcze chwilę, siedząc na telefonie i grając w grę, która w tym momencie wydała się najciekawszą rzeczą. Zaczęłam się lekko denerwować, bo mijały kolejne minuty, a czasu było coraz mniej. Dopiero po jakimś czasie pod dom podjechała czarna toyota, a wysiadł z niej Patryk, który wyglądał nie najgorzej. Wzięłam ostatni, głęboki wdech, po czym głośno wypuściłam powietrze. Usłyszawszy dzwonek do drzwi, pokierowałam się w ich stronę, ciągnąc za sobą walizkę. Wyszłam z domu, zamykając go na obydwa zamki, ale nie wrzuciłam klucza pod wycieraczkę, jakby to zrobił Patryk, tylko schowałam go do kieszeni.

— Jezu, my jedziemy na jedną noc — jęknął, patrząc na mnie i na walizkę przerażonym wzrokiem. Wzruszyłam ramionami i pozostawiłam ją przed nim, by włożył ją do bagażnika.

Sama wpakowałam się na przednie siedzenie i już po chwili intensywnie klikałam w przyciski na ekranie, szukając fajnej piosenki w radiu. W końcu trafiłam gdzieś przypadkiem na moje ukochane Bad romance i do szczęścia nie potrzebowałam już niczego więcej. Odchyliłam głowę w dół i zaczęłam śpiewać, nucąc tekst piosenki pod nosem. Potrafiłam jej słuchać na okrągło, a sprzątanie w jej towarzystwie zdecydowanie lepiej mi wychodziło.

Patryk usadowił się za kierownicą. Wtedy wiedziałam, że nie ma już żadnego odwrotu. Jechaliśmy prosto w piekło, piekło sportowe, wystawiając się szatanowi jak na tacy. Dziś będziemy przeklinać, zaklinać wszystko wokół i wzywać wszystkie możliwe bóstwa. Szykowała się bitwa, która miała ostatecznie zadecydować, kto wyjdzie zwycięsko z tej wojny, trwającej cały sezon. To dziś, na stadionie przy Alejach Zygmuntowskim, miało się dopełnić przeznaczenie zielonogórskiej drużyny. To tam, w tym żółto - biało - niebieskim mieście, na tym koziołkowym stadionie, żołnierze mieli walczyć o dosłownie wszystko. Starcie ostateczne, a w tym wszystkim miałam być ja, oglądając to wszystko od środka, wstrzymując oddech i przegryzając wargę. Z szybszymi uderzeniami serca w momencie, gdy na torze działyby się rzeczy niestworzone.

Trzydzieści osiem punktów. Trzydzieści osiem pierdolonych punktów.

🥀

Witam towarzystwo! Dumna z Piotrka (w końcu), ale trochę niezadowolona z tego defektu Patryka 🥴. Czekam na dzisiejsze ściganie, bo będzie się działo. Na kogo stawiacie? Ja tak najbardziej to na Maćka, bo on jest w stanie objechać tego karakana i to wygrać! Oczywiście kibicujemy Patrykowi, no i oczywiście mojemu Emilowi! Trzymajcie kciuki!

🥀 𝐼𝑛𝑐𝑟𝑒𝑎𝑠𝑒 ~ Patryk Dudek 🥀 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz