69 - Bo zranił mnie, ale go kochałam 🥀

246 14 1
                                    

🥀

Noc po rozstaniu z Patrykiem była najgorszą, jaką przeżyłam w moim życiu. I tak samo trudne było kilka następnych. Wszystkie z nich spędzałam z Piotrkiem, który nie odstępował mnie ani na krok i każdej nocy zasypiałam w jego objęciach, a on najczęściej obejmował mnie swoimi silnymi ramionami w talii. Mocno przyciągał do siebie, całował w czubek głowy lub w czoło, w zależności, czy leżałam do niego odwrócona przodem, czy tyłem. Czułam ciepło, które biło od jego sylwetki i czułam jego perfumy, które były mi teraz bardzo potrzebne. On cały był mi potrzebny i pomagał mi wyjść z dołu psychicznego.

To wszystko było absurdem. Najpierw odszedł Piotrek i właśnie wtedy wpierał mnie Patryk. Teraz ja odeszłam od Patryka i to właśnie Pawlicki pomagał mi żyć. Tyle tylko, że Piotrek wrócił, a czy Dudek wróci? Nie wiedziałam...

— Jak go zobaczyłem, to miałem ochotę rozszarpać — powiedział Piotrek, kręcąc głową.

Siedziałam w moim salonie, pijąc malinową herbatę z niebieskiego kubka z napisem Unia Leszno. Pawlicki po raz któryś już mówił mi o tym, jak bardzo miał ochotę coś zrobić Patrykowi, gdy go zobaczył. Błądziłam moją dłonią w jego gęstych, brązowych włosach i słuchałam uważnie jego słów, nie mając siły nawet nic powiedzieć. Choć naprawdę chciało mi się śmiać, zważając na fakt, iż mój przyjaciel siedział ze mną w różowej maseczce peel - off na twarzy. Wyglądał naprawdę pociesznie.

— Możemy już zmienić temat? — zapytałam w końcu, upijając spory łyk ciepłego napoju.

Pogoda za oknem była okropna. Wiał wiatr, padał ciężki i ostry deszcz, a temperatura spadała w niewyobrażalnym tempie. Powietrze wręcz przesiąknęło wilgocią, jakąś żałością i nostalgią. Kilka dni temu nawet spadł pierwszy śnieg, przynosząc ze sobą ochłodzenie i mrozy, co średnio mnie cieszyło. Dni były strasznie krótkie, noce w cholerę ciemne i długie. Długie, bo rzadko udało mi się przespać całą. Czasem płakałam, a czasem natłok myśli nie dawał mi spokoju. Piotrek był ze mną, ale nie mógł nic zrobić, gdy nie potrafiłam nad sobą panować i słone łzy leciały mi po policzkach jak oszalałe.

Byłam słaba. Byłam naprawdę słaba, skrzywdzona, czułam się zdeptana przez drugiego człowieka. Każdego dnia czułam, jak rany zewnętrzne otwierają się od nowa i fundują mi nową dawkę bólu, który przeszywał mnie na wylot. Nie malowałam się, chodziłam po domu w dresach i bluzach, w niechlujnym koku. Nie dbałam już zupełnie o nic, starałam się po prostu zapomnieć, ale to naprawdę nie było łatwe. Nie można tak po prostu zapomnieć o kimś, kogo kochało się ponad życie, i komu oddało się całe dwoje serce. Złamał mnie. Po prostu mnie złamał, i doprowadził do takiego stanu, w którym na mój smutek nie pomagało już nic. Każda chwila, którą z nim spędzałam była tak wspaniała i niezapomniana. Do dziś pamiętam moment, w którym się przed nim otworzyłam i w którym po raz pierwszy złapał mnie za rękę.

Czy to źle, że wspominałam te wszystkie rzeczy po tym, jak tak bardzo mnie zranił?

🥀

— Już idę! — krzyknęłam na cały głos, odkrywając koc, którym były przykryte moje nogi i zwlekając się z kanapy. Odłożyłam kubek ciepłego kakao na stolik i niedbale rzuciłam książkę gdzieś na miękki materiał sofy.

Ktoś uporczywie dobijał się do moich drzwi, dzwoniąc dzwonkiem bez przerwy i niesamowicie mnie przy tym irytując. Tym kimś był oczywiście Piotrek Pawlicki, który teraz stał w drzwiach od mojego mieszkania i trzymał w rękach choinkę. Zmierzyłam go wzrokiem i moim oczom nie umknęła śmieszna czapka Mikołaja, którą miał na głowie. Była lekko oprószona śniegiem, a ten topniał i tworzył na niej ciemne i mokre plamy. Chwyciłam się za głowę, myśląc o głupocie Pawlickiego, ale zaprosiłam go gestem dłoni do środka.

Powlókł za sobą świąteczne drzewko, które po drodze zdążyło pogubić połowę swoich igieł. Pokręciłam głową, po czym weszłam do kuchni i chwyciłam za miotłę, pozbywając się tych śmieci z mojej podłogi. Mój przyjaciel wszedł do salonu i sam postanowił ustawić choinkę, stawiając ją w rogu, tuż obok telewizora. Zadowolony ze swojego dzieła otrzepał dłonie i rzucił swoją czapkę na kanapę, rozkładając się na niej. Przeraził mnie widok jego brudnych butów, obklejonych błotem. Zignorowałam to jednak i uśmiechnęłam się do niego szeroko, kątem oka patrząc na jodłę.

— No, całkiem ładne — powiedziałam z uznaniem, kiwając głową. Podeszłam do niego i podniosłam jedną gałąź w górę, odginając ją w tył i tym samym sprawdzając, ile igieł z niej spadnie. O dziwo żadna.

— Sam wybierałem — mruknął z dumą. Przewróciłam oczami, uśmiechając się jeszcze szerzej. — Dalej, wyciągaj bombki, stroimy!

Podeszłam do drewnianej szafki, wyciągając z niej pudełko pełne ozdób świątecznych. Piotrek od razu chwycił za srebrny łańcuch i rzucił go niedbale na choinkę, a ja cmoknęłam niezadowolona, patrząc na jego krzywe ułożenie. Jęknęłam, poprawiając go szybko i nie pozwoliłam mu na razie niczego powieszać. Wzięłam za to do ręki cienki, koralikowy łańcuszek i narzuciłam go delikatnie na gałązki. Teraz mogą na to przyjść bombki.

— Roksana? — zaczął Piotrek, podczas gdy ja wchodziłam na krzesło żeby powiesić różową bombkę dość wysoko.

— Co? — zapytałam, umieszczając ozdobę prawie przy samym czubku drzewka.

—- Nie chcesz na święta przyjść do nas? — spytał, a ja na chwilę zamarłam.

Przypomniałam sobie o świętach. O wigilii i Bożym Narodzeniu, które chciałam spędzić z Patrykiem. Z nikim innym, tylko z nim.

— Wiesz co... — zaczęłam. Poczułam ścisk i ukłucie w klatce piersiowej. Momentalnie zaczęłam mieć problemy z łapaniem oddechu i moje serce przyspieszyło swój rytm. Tak działo się za każdym razem, gdy tylko o tym pomyślałam. Bo zranił mnie, ale go kochałam. — Chyba pojadę do rodziców na wigilię i zostanę tam na noc. Nie chcę zawracać wam głowy...

— Nie zawracasz! — wtrącił szybko Piotrek, ucinając moją wypowiedź. — Dom Pawlickich zawsze stoi dla ciebie otworem. Wiesz, że moja mama cię uwielbia, świetnie dogadujesz się z Przemkiem i Klaudią, jesteś jak piąte dziecko moich rodziców!

Uśmiechnęłam się nieco, słysząc te wszystkie słowa. To prawda. Nieważne, co by się działo, zawsze mogłam pójść do pani Wioletty i jej się wyżalić, poprosić o radę. Z Przemkiem denerwowaliśmy się na zmianę, ale lubiłam spędzać czas w jego towarzystwie.

— Mogę ewentualnie przyjść w drugie święto... — mruknęłam, nadal rozpatrując w głowie ten pomysł. Nie chciałam tam przychodzić i wolałabym zdecydowanie leżeć w domu z herbatą, łykając słone łzy.

Tyle tylko, że tak wyglądał prawie każdy mój dzień. Musiałam w końcu zmienić ten styl życia, stanąć na nogi, zacząć egzystować tak, jak przed poznaniem Patryka. To było niesamowicie trudne, ale nie było niemożliwe. Dzięki Piotrkowi i Julce i tak byłam w stanie posunąć się nieco do przodu i nie bolało mnie to tak bardzo, jak kilka dni temu.

— Jesteśmy umówieni — zarządził Piotrek, uśmiechając się szeroko. Przytulił mnie za nogi, zsadzając mnie na ziemię. Chwilę później poczułam, jak zamyka mnie w swoich silnych ramionach i przyciąga do siebie.

A ja wiedziałam, że właśnie w tych ramionach znajdę ukojenie.

🥀

Dzień dobry, witam! Jeśli nic się nie zmieni do dziś do końca wstawię Patryka, także czekajcie. A później bierzemy się za Pawlickich moi drodzy 😎

🥀 𝐼𝑛𝑐𝑟𝑒𝑎𝑠𝑒 ~ Patryk Dudek 🥀 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz