7 - Akademicka dwadzieścia dwa 🥀

318 15 4
                                    


🥀

Nadszedł w końcu czas, gdy wyszłam przed dom, z torbą pełną sportowych ubrań. Czekałam na Patryka, bo oczywiście nie mógł przebrać się pół godziny wcześniej, tylko robił to teraz. Przewróciłam oczami, gdy jego sylwetka wreszcie pojawiła się w drzwiach. Zamknął je na klucz po czym pokierowaliśmy się do auta. Wsiadłam jak zwykle na przednie siedzenie i czekałam, aż odpali samochód. Przejrzałam social media, ale nic ciekawego nie było.

— To gdzie jedziemy? — zapytał wycofując auto z podjazdu spod domem.

— Akademicka dwadzieścia dwa — odpowiedziałam, jeszcze raz wchodząc w SMS i upewniając się, że to jest prawidłowy adres. Wbił w nawigację odpowiednią ulicę, a ja zdziwiłam się, że nie wie gdzie to jest. W końcu mieszkał w Zielonej Górze od urodzenia. Chyba.

Na miejscu byliśmy po kilkunastu minutach, studio wcale nie było daleko. Wyszłam z samochodu i pełna obaw, ale i motywującego stresu stanęłam przed budynkiem. Wzięłam głęboki oddech i miałam ochotę zostać w tym miejscu, w którym właśnie stałam i nie ruszać się z niego za żadne skarby. Teraz dopiero poczułam, jak skręca mi żołądek, a nogi robią się jak z waty i odmawiają posłuszeństwa. Nie mogłam zrobić kroku do przodu, ale też nie mogłam się cofnąć w tył.

— Zadzwoń — powiedział Patryk, wyrywając mnie z transu. Spojrzałam na niego, pochylał się teraz do przodu i patrzył na mnie z auta, przez otwarte okno.

— Ciekawe jak mam to zrobić, jak nawet nie mam twojego numeru — odpowiedziałam szorstko, otrząsając się. Czułam się tak, jakby ktoś właśnie wylał na mnie wiadro zimniej wody.

— No tak — podrapał się po karku i nerwowo zaczął szukać czegoś w swoim samochodzie. Wyciągnął kartkę i długopis, po czym szybko nabazgrał na niej kilka cyferek i podał mi ją, żeby nie tracić czasu na dyktowanie mi.

Po chwili odjechał, a ja zostałam sama, z moim stresem i przekonaniem o tym, że nie pasuje do tego teamu. Wzięłam głęboki wdech i przezwyciężając mój strach zrobiłam krok do przodu i kolejny, i kolejny. Weszłam przez szklane drzwi, a w moje oczy uderzył oryginalny, niebieski kolor ścian. Rozejrzałam się wokół i następne, na czym zawiesiłam oko, było duża ilość roślin. Centralnie przede mną było wysokie biurko, za którym siedziała młoda blondwłosa kobieta. Na blacie oczywiście stała biała róża w wazonie.

Zamieniłam z nią parę słów i dowiedziałam się, gdzie będzie odbywał się mój trening i jak tam dotrzeć. Wbiegłam na drugie piętro bez problemu po schodach, nie zawracając sobie głowy czekaniem na windę. Przełknęłam jeszcze raz głośno ślinę i pchnęłam masywne drzwi do tyłu. Weszłam do dość sporego pomieszczenia, które spokojnie mogłoby być moim mieszkaniem. Sufit był wysoko podwieszony, a duże okna na przeciwległej ścianie powodowały, że do środka wpadały promienie słoneczne. Nadawały temu wnętrzu świeżości, ale i jednocześnie sprawiały, że było tu niewyobrażalnie gorąco. W sali siedziała tylko jedna dziewczyna, która promiennie się uśmiechnęła, gdy mnie zauważyła.

— Cześć, ty jesteś Roksana, prawda? — zapytała wesoło, podnosząc się z siedzenia, na którym siedziała. — Ja jestem Zuza, miło poznać — wyciągnęła w moją stronę rękę.

— Ja jestem Roksana, ale to już wiesz... — mruknęłam. Uścisnęłam jej rękę i usiadłyśmy na krzesłach obok nas. Odłożyłam moją torbę i postanowiłam porozmawiać z nowo poznaną osobą. - Ty prowadzisz te zajęcia?

— Nie, ale zawsze jestem pierwsza - powiedziała, chichocząc pod nosem. — Główną podprowadzającą jest Ola, która za jakiś czas powinna się zjawić, ale nie martw się, jest bardzo miła — dodała, gdy zobaczyła moją zatroskaną minę.

— Strasznie się stresuję, bo wiesz, ja jestem z Leszna — powiedziałam dosłownie na jednym tchu, odwracając od niej wzrok. — I nie wiem, jak tu będę przyjęta... 

— Nie przejmuj się. Tak szczerze, to ja tam się żużlem za bardzo nie interesuje, a jestem podprowadzającą, bo lubię to robić. Ale ryk silników, zapach i atmosfera meczów, wcale mnie nie kręcą. Nie interesuje mnie nawet wynik meczu, ani z jaką drużyną jedziemy... bardziej interesujący są przystojni faceci, ale to na marginesie — powiedziała i wybuchnęła śmiechem, a ja chwilę po niej. Faktycznie, niektórzy żużlowcy naprawdę byli przystojni. Niektórzy. — Słyszałam, że mieszkasz z jakimś chłopakiem, i co?

Ci ludzie wiedzieli o moim życiu więcej niż ja sama. Może zaraz mi jeszcze powie, że zna mój adres zamieszkania, a na dodatek datę mojego urodzenia, imiona moich rodziców i przyjaciół. Czułam się jak jakaś sławna modelka, która nie ma ani grama prywatności i każdy dokładnie wie co, gdzie i z kim robię.

— No mieszkam... — zaczęłam, nie chcąc wyjawiać z kim tak naprawdę było mi dane mieszkać. Chociaż po chwili zastanowienia stwierdziłam, że nie będę owijać w bawełnę. Dlaczego mam się kryć z tym, że mieszkam ze słynnym Duzersem? — ...z Patrykiem Dudkiem. — dokończyłam, a Zuzię najwyraźniej lekko zamurowało, bo przez dłuższą chwilę żadne słowo nie opuściło jej malinowych ust.  

— Naprawdę? Przecież Patryka to crushuje chyba pół naszego teamu, a ty mi mówisz, że z nim mieszkasz, i że jest zajęty? — zapytała, gdy w końcu się otrząsnęła. Patrzyła na mnie oczyma wielkości pięciozłotówek i chyba nadal nie mogła uwierzyć, że to co właśnie przed chwilą powiedziałam jest prawdą.

— Wcale nie jest zajęty, bynajmniej nic o tym nie wiem — powiedziałam, na początku nie pojmując sensu jej wypowiedzi. Dopiero po chwili, gdy spojrzała na mnie wymownie, zrozumiałam, a co jej chodziło. Już chciałam jej coś odpowiedzieć, żeby nie myślała, że kręcę w jakiś sposób z Patrykiem, gdy do pokoju weszła grupka roześmianych dziewczyn. Najwyraźniej była to reszta naszego teamu, jak się później dowiedziałam, była wśród nich również moja nowa szefowa.

Po szybkim zapoznaniu się ze mną, przedstawiły mi mniej więcej plan zajęć, jak to u nich wygląda, kiedy są parasole, kiedy pompony, a kiedy tylko plansze. Z grubsza pokazałam im moje umiejętności akrobatyczne, po tym, gdy odbyłyśmy rozgrzewkę. Gdy poprosiły, żebym zaprezentowała jakiś stary układ, myślałam, że zapadnę się pod ziemię, ale gdy do moich uszu doszły pierwsze dźwięki wybranej przeze mnie piosenki, cały stres uleciał z mojego ciała w przeciągu kilku sekund. Zatańczyłam choreografię z niedzielnego meczu, bo pamiętałam ją jeszcze całą na pamięć i nie sprawiała mi żadnego problemu. Bałam się ich oceny, ale mój strach i jakiekolwiek wątpliwości zostały rozwiane, gdy usłyszałam od nich szczere słowa uznania.

Po moim solowym występie zaczęła się nauka nowego tańca, który musiałyśmy perfekcyjnie opanować do niedzielnego meczu. W moim starym teamie było tak, że każda dziewczyna uczyła się już gotowego układu z internetu, a tutaj zaś mogłyśmy dorzucać kroki od siebie i dzielić się uwagami i propozycjami. Śmiałyśmy się przy tym niemiłosiernie, ale w końcu trzeba było się opanować, bo gdybyśmy się dalej wygłupiały, nie zrobiłybyśmy  totalnie nic dzisiejszego dzisiejszego dnia.

Czułam się tak dobrze w towarzystwie tych dziewczyn, że miałam wrażenie, że znam je od urodzenia i nigdy wcześniej nie należałam do żadnego innego teamu. Brałam pod uwagę fakt, że to są kobiety Zielonej Góry, kobiety Falubazu, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Były strasznie miłe, nie wyczułam od żadnej z nich ani grama urazy w moją stronę. Ola też była do mnie bardzo pozytywnie nastawiona od początku, a jeszcze bardziej, gdy zatańczyłam im pokazowy taniec. Nieważne, na którą spojrzałam, zostałam obdarzona promiennym i szczerym uśmiechem. A tak bardzo się stresowałam, że każde spojrzenie w moją stronę będzie pełne nienawiści i odrzucenia. I na szczęście, bardzo się pomyliłam.

Po skończonym, prawie czterogodzinnym treningu, umówiłyśmy się na wyjście do klubu w centrum miasta w piątek. Dzięki temu miałyśmy się lepiej poznać, bo jak się okazało, dziewczyny nie znały się tak dobrze. Z moim nadejściem postanowiły to zmienić i zacząć się spotykać nie tylko na treningach.

🥀

Cześć wam i czołem, tak wiem, rozdział jest nudny, ale postaram się wstawić jak najszybciej jakiś lepszy ✨.

🥀 𝐼𝑛𝑐𝑟𝑒𝑎𝑠𝑒 ~ Patryk Dudek 🥀 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz