54 - Wszystkie wspomnienia 🥀

263 13 5
                                    

🥀

Kilkanaście minut później jechałam w stronę Rydzyny, drogą szybkiego ruchu i wyciągałam z jego samochodu najwięcej mocy. Ręce miałam mocno zaciśnięte na kierownicy, a noga cały czas spoczywała na pedale od gazu. Siedział obok mnie, nadal będąc pod niezłym zaskoczeniem tego, że ja - jako ta płeć piękna - potrafię jeździć w ten sposób. Jechaliśmy coś koło dwustu kilometrów na godzinę, a na horyzoncie pojawił się dosyć ostry zakręt. Nieco zwolniłam, by udało mi się dobrze wejść w załamanie drogi, ale obróciłam samochód niemal w miejscu, powodując głośny pisk opon. Jego brwi wystrzeliły w górę, a ja tylko uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

W pewnym momencie sięgnął po kartkę z numerem telefonu Arlety, a ja lekko się przeraziłam. Jedyne co zrobił, to podarł ją na małe kawałeczki, po czym uchylił okno i wyrzucił skrawki papieru na zewnątrz.

— I tak bym się nie umówił z plastikiem — mruknął, a ja parsknęłam śmiechem. W duchu odetchnęłam, gdyż teraz zrozumiałam, że nie ma się co obawiać, iż się z nią umówi.

Na dworze było już zupełnie ciemno, a gwiazdy zajęły niemal całe miejsce na niebie. Na ulicach panowała zupełna cisza, samochodów nie było prawie w ogóle. Skoro jechałam już w stronę miasta, leżącego poblisko Leszna, stwierdziłam, że czas na spacer. Postanowiłam, że zabiorę go nad zalew, który po zmroku wyglądał jeszcze lepiej, niż w słoneczny dzień.

Zaparkowałam auto na niewielkim parkingu, kilka metrów od wejścia na brukowaną ścieżkę, prowadzącą wokoło sztucznego jeziora, w którym teraz było mało wody, a ludzie nie kąpali się tutaj tak często jak kiedyś.

— Wysiadaj — powiedziałam stanowczo, gdy zgasiłam silnik. — No chodź — nalegałam, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.

W końcu się zgodził i już po chwili szliśmy po płytkach, obok siebie, wyglądając jak zupełnie normalni ludzie. Nie było nikogo i nie wiedziałam, czy ktoś w tym świetle w ogóle rozpoznałby mężczyznę idącego u mojego boku. Trzymałam ręce w kieszeni, bo czułam wrześniowy chłód na gołej skórze. Zbliżał się już październik, a wrzesień minął tak szybko, że nie miałam bladego pojęcia, gdzie ten miesiąc uciekł. Generalnie był trudnym okresem w moim życiu, w którym zrozumiałam wiele rzeczy - to, że kocham Patryka i to, że nie potrafię żyć bez Piotrka. Obydwoje stali się ważni, ale Patryk był już zdecydowanie ponad Pawlickim, choć nawet w kwestii naszej przyjaźni mu się do tego nie przyznałam. Każdy wrześniowy dzień rozpoczynałam analizą mojego dotychczasowego życia i wyciąganiem wniosków na przyszłość.

— Pogodziłam się z Piotrkiem — powiedziałam, uśmiechając się pod nosem. Bez wahania chwyciłam go za ciepłą i szorstką dłoń, po czym ulokowałam nasze ręce w kieszeni jego czarnej bluzy.

— Nareszcie — powiedział, a jego usta opuściło ciężkie westchnienie.

— Nie chcę mi się wracać do Zielonej Góry —jęknęłam, zmieniając szybko temat, którego jakoś nie chciałam rozwijać. Nie czułam tej potrzeby i nie zmuszałam go do tego, żeby słuchał moich historii. Już wystarczająco często musiał znosić moje przekrwione oczy i łzy, płynące z nich strumieniami. — Możemy zostać jeszcze w Lesznie? — zapytałam z lekką nadzieją w głosie.

— I tak nie mamy noclegu — wzruszył ramionami, wsuwając moją dłoń jeszcze głębiej w kieszeń, bym poczuła więcej ciepła.

— Możemy spać u mnie w mieszkaniu — rzuciłam, gdy przypomniałam sobie, że przecież stoi niezamieszkane. — Tylko trzeba podjechać do Julki, bo ona ma zapasowe klucze. Możemy też spać u Piotrka, jeśli to ci się bardziej uśmiecha.

— Pierwsza propozycja jest zdecydowanie lepsza - mruknął. — Ale jedna noc.

Kiwnęłam głową, dziękując mu w środku za to, iż się zgodził. Przez większość naszego spaceru nie rozmawialiśmy, a ja tylko wdychałam świeże, nocne powietrze, a także delektowałam się ciszą wokół mnie, która była głucha i przenikliwa. Cieszyłam się też z tego, kto kroczy przy mnie i cały czas czułam, jakby przez moją dłoń ciepło jego ciała przechodziło wgłąb mojego wnętrza i wypełniało przyjemnym gorącem je całe. Kochałam te momenty, gdy był przy mnie i to, że jesteśmy w tych chwilach razem nie było żadnym zobowiązaniem. Po prostu, tak jak z początku byłam na niego skazana, tak teraz domagałam się jego zapachu, obecności. Chciałam czuć jego czułość, która przez te ostatnie dni była mi tak potrzebna i dzięki której nie zamartwiałam się przez cały czas. Teraz zrozumiałam, że to on był jedyną gwiazdą w moim życiu, tą smugą światła, która raz po raz łaskotała moje ciało.

Teraz, gdy patrzyłam na jego twarz, w tej białej i zimniej poświacie księżyca, zrozumiałam, że to właśnie on jest tym ideałem i tym człowiekiem, dla którego chcę mi się żyć. Zrobiłabym wszystko, aby zatrzymać go przy sobie na całe życie, by mógł każdego dnia iść obok mnie, trzymając moją dłoń w kieszeni swojej bluzy. Oddałabym cały mój dobytek, byleby został ze mną dłużej, niż los chciał. A przeznaczenie najwyraźniej chciało nas rozdzielić, bo nieubłaganie zbliżał się koniec sezonu, a z nim koniec wszystkiego.

Ale na końcu to i tak nie ma znaczenia.

Moje przemyślenia przerwał fakt, iż na horyzoncie pojawiła się czarna toyota, a Patryk niemalże musiał mnie ciągnąć za sobą. Potrząsnęłam energicznie głową, podbiegając do niego i powodując głośny stukot moich szpilek o betonowe płytki.

Tym razem usiadłam już na siedzeniu pasażera, a on ponownie przejął kierownicę. W mgnieniu oka znaleźliśmy się z powrotem w mieście, gdzie ruch był już trochę bardziej ożywiony i na poboczu kręciło się nieco więcej ludzi. Napisałam Julce wiadomość, że wpadnę po klucze, a ona odpisała, że czeka na mnie w mieszkaniu.

Nie lubiłam się z nią tam spotykać, bo jej współlokatorki to były istne czarownice. Ciekawskie, zarozumiałe i szczere do bólu, które na każdym kroku zazdrościły mi i Julce. Niestety, była zmuszona na mieszkanie z nimi, gdyż były to jej kuzynki, a ich mama wręcz nalegała, by zamieszkały u Julii. Argumentowała, że ma duże mieszkanie, a one zmieszczą się w jednym pokoju. Miało być cicho i spokojnie, za to przysparzały więcej problemów niż nastolatki w liceum.

Patryk podjechał pod wysoki blok z pomocą moich wskazówek, a ja zdecydowałam się na samotną wędrówkę. Ta wyprawa na ósme piętro w wysokim budynku, w którym nikt nigdy nie widział windy, była koszmarem. Myślałam, że po tych ostatnich męczących treningach moja kondycja znacząco się polepszyła, ale było chyba zupełnie na odwrót. Gdy dotarłam pod jasnobrązowe drzwi z numerem piętnaście, miałam wrażenie, że ból w nogach rozsadzi zaraz nie tylko dolne kończyny, ale całe ciało.

Oparłam się o barierkę obok wejścia do mieszkania i zapukałam w drzwi, bo dzwonek już dawno się tutaj zepsuł. Niestety, nie otworzyła mi moja najlepsza przyjaciółka, a jedna z jej denerwujących współlokatorek, która zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu. Poznała mnie najwyraźniej, ponieważ już po chwili była w trakcie wołania blondynki i upominania jej, by pospiesznie przyszła do przedpokoju.

Julka podała mi zapasowe klucze do mieszkania, a ja spojrzałam na nie z sentymentem - dwa srebrne kluczyki, do dwóch zamków, a do nich przyczepiony brelok z napisem I love LA, który kiedyś dostałam od mojego brata. Przysłał mi go razem z pocztówką z wakacji, a ja wtedy byłam tak zazdrosna, że nie stać mnie na tak drogi wypoczynek. Cóż, teraz wystarczyłoby mi kilka dni wolnego spędzone w Zielonej Górze.

Zamieniłam z Julką kilka słów, stojąc na klatce, ale gdy z góry zaczęły schodzić zainteresowane naszym dialogiem sąsiadki, po prostu się pożegnałyśmy. Zbiegałam po schodach, ostrożnie stawiając moje nogi na poszczególnych stopniach. Po jakimś czasie znalazłam się znów w ciepłym aucie i dałam znać Patrykowi, iż możemy jechać do mojego mieszkania. Dzięki mojej pomocy dostaliśmy się na osiedle, gdzie znajdował się szaro - zielony blok, a w nim niewielkie mieszkanie, w którym spędziłam dużą część mojego życia.

Momentalnie wszystkie wspomnienia wróciły.

🥀

Hej, cześć i czołem! Jak tam wasze nastawienie przed Grand Prix? Komu kibicujecie, kogo obstawiacie? Ja oczywiście Magica! ✌🏻

🥀 𝐼𝑛𝑐𝑟𝑒𝑎𝑠𝑒 ~ Patryk Dudek 🥀 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz