63 - Nie zostawię cię, słyszysz? 🥀

289 15 10
                                    

🥀

Z Patrykiem żyło mi się naprawdę wspaniale, każdego dnia utwierdzał mnie tylko w przekonaniu, że mnie kocha. Zamieszkałam już na stałe w jego domu, choć można było powiedzieć, że wyprowadziłam się z mojej sypialni - wprost do jego. Chyba całe media żyły obecnie naszym związkiem, bo po wrzuceniu przeze mnie postu na social media, na którym całuję Patryka, wszyscy zaczęli do mnie wypisywać. Julka była wręcz w skowronkach, gdy dowiedziała się o tym, jak wiele szczęścia pojawiło się teraz w moim życiu dzięki niemu.

Jedyne, co strasznie mnie martwiło, to fakt, że okres spóźniał mi się już trzy dni, a to mnie dozgonnie przerażało. Umówiłam się bez zastanowienia na wizytę u ginekologa, która miała odbyć się jutro, więc chodziłam już jak w zegarku. Praktycznie co godzinę chodziłam do toalety, by sprawdzić, czy na mojej bieliźnie nie pojawiła się przypadkiem brunatna plama. Starałam się nie pokazywać mojego zamartwiania przy Patryku, ale wiedziałam, że prędzej czy później nastąpi moment, w którym będę musiała mu o tym powiedzieć. Zwlekałam z tym jak najdłużej mogłam, ale zdecydowałam, że dzisiejszy wieczór będę musiała przeznaczyć na tę ważną rozmowę. Bałam się zrobić testu i choć kupiłam go dzień wcześniej, to tylko leżał w moim stoliku nocnym i czekał, aż podniosę go w górę i wyciągnę z pudełka.

Czekałam na mojego chłopaka, drżącymi rękoma rozkładając talerze na stole, podczas gdy on miał odebrać naszą dzisiejszą kolację z restauracji.

Kilka minut później słyszałam, jak drzwi od domu się otwierają, a Patryk wchodzi przez nie, szeleszcząc siatkami, w których najpewniej znajdowało się jedzenie. Postarałam się opanować i kreśląc dziwne znaki rękoma w powietrzu, wypuszczałam głośno dwutlenek węgla z moich ust. Uśmiechnęłam się promiennie, widząc, jak zjawia się z drzwiach od kuchni i stawia posiłek z blacie. Później odszedł z powrotem w stronę przedpokoju, by ściągnąć kurtkę i buty. Ostrożnie otwarłam papierowe pudełka z makaronem, a później przełożyłam je na talerze, obok umieszczając pałeczki. Średnio wychodziło mi jedzenie nimi, więc pewnie i tak w końcu pójdę po widelec.

Usiadłam obok niego, gdy on zabierał się za nawijanie podłużnego makaronu na pałeczki. Grzebałam w talerzu, starając się cokolwiek przełknąć, ale myśli o tym, że mogę kogoś nosić pod sercem nie dawały mi spokoju. Tylko raz się nie zabezpieczyliśmy, a już następnego dnia Patryk wrócił do domu z paczką prezerwatyw. Ten jeden raz mógł być największym błędem, jaki popełniliśmy, a nasze życie najprawdopodobniej teraz miało się skończyć na rodzicielstwie.

— Patryk, spóźnia mi się okres — powiedziałam na jednym tchu. Po tym zdaniu w gardle pojawiła się ogromna gula i nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego innego słowa.

Przerwał na chwilę jedzenie, przeskanował dokładnie moją twarz wzrokiem, po czym zmarszczył brwi. Chyba do niego nie dotarło, co to oznaczało.

— Co to znaczy? — zapytał w końcu, a ja przeżegnałam się mentalnie. Nie wiedziałam, czy tylko on nie rozumiał niektórych oczywistych rzeczy, czy tacy byli wszyscy mężczyźni.

— To znaczy, że mogę być w ciąży — powiedziałam, a do moich oczu naszły łzy. Chwyciłam go za dłoń, odchylając głowę w tył i próbując spowodować, by słona ciecz wróciła z powrotem w głąb moich oczu. — Raz się nie zabezpieczyliśmy i to musi być twoje dziecko. Bo Janowski twierdzi, że znalazł w kieszeni spodni zużytą prezerwatywę, więc musiała być zużyta... na mnie — dokończyłam tę wypowiedź delikatnie, by nie spowodować wybuchu zazdrości. Choć z reguły nie bywał zazdrosny, ale i tak wolałam być ostrożna.

— Jesteś pewna? — zapytał po chwili, gdy już sobie wszystko poukładał w swojej głowie.

— Nie, nie zrobiłam testu, ale jutro mam wizytę u ginekologa — ścisnęłam jego dłoń jeszcze mocniej, dając znak, że stres i zwątpienie biorą nade mną górę. — Kupiłam test, ale nie mam odwagi...

— Pójdziesz go zrobić? — zapytał czule, jakby próbując nie doprowadzić mnie do kolejnego wybuchu płaczu. Pokiwałam głową na tak, bo lecące strumienie z moich oczu uniemożliwiały mi wypowiedzenie jakichkowiek słów.

Delikatnie mnie podniósł, a ja stanęłam na nogi. Cały czas trzymałam jego dłoń niesamowicie mocno i za żadne skarby nie chciałam jej puścić. Minęło kilka sekund i już znaleźliśmy się w sypialni, a ja łagodnie wysunęłam moją rękę z jego, by udać się po chwili do stolika nocnego i wyciągnąć z niego papierowe opakowanie. Patrzyłam na nie, trzymając na maksymalnie wyprostowanych rękach, zastanawiając się, do czego doszło w moim życiu.

No dobra, moja mama urodziła mnie w wieku osiemnastu lat, ale ja mimo, iż byłam niemal dziesięć wiosen starsza, wcale nie czułam się na to gotowa. Ja wiedziałam, że byłam wpadką i że swoją egzystencję zawdzięczam lenistwu mojego taty, bo nie chciało mu się iść do sklepu po bletki. Za to ja nie chciałam, by moje dziecko było niechcianym incydentem, tylko przemyślanym wyborem i dobrze podjętą decyzją. Teraz nie byłam na to mentalnie gotowa i trzymając ten piekielny test w dłoniach miałam ochotę od razu zatelefonować do kliniki aborcyjnej. Chwilę później gromiłam się te myśli, myśląc nad tym, jak dam mu na imię. Teraz szłam do łazienki, a moje nogi stały się niczym z waty. Zamknęłam drzwi, ale słyszałam, że Patryk znajduje się blisko i opiera o drewno. Drgawki w moim ciele były już tak ogromne, że w żadnym stopniu nie byłam w stanie ich opanować, płacz rozdzierał moje serce i naprawdę nie wiedziałam, co mam dalej ze sobą zrobić. Czułam się bezradna, nie widziałam żadnego sensownego wyjścia z tej sytuacji.

Czekałam na ten test już od dobrych kilkunastu minut i wiedziałam, że dawno pokazał się tam końcowy wynik, ale nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Utkwiłam za to mój wzrok w martwym punkcie, a mianowicie w odbiciu mojej zielonej tęczówki w lustrze. Sam kolor, który otaczał źrenicę był cudowny, ale uroku odejmowały mu przekrwione białka wokół.

W końcu zebrałam się na odwagę, wzięłam ostatni, głęboki wdech i wydech, po czym podniosłam plastik w górę.

Dwie kreski.

Z moich oczu zaczęły wylewać się strumienie łez, skurczyłam się jeszcze bardziej, siedząc na toalecie. Po chwili podniosłam się, podpierając o umywalkę i starając się sensownie oddychać, by nie zabrakło mi powietrza w płucach. Zsunęłam się na podłogę, by dać jeszcze większy upust swoim emocjom, zaczęłam wręcz krzyczeć. Nie wiedziałam, co się ze mną działo, ale ja po prostu mie potrafiłam się pogodzić z tym, że teraz mam w swoim ciele kogoś, kogo życie zależy ode mnie. Tylko moja decyzja była w stanie zdecydować o tym, jak potoczą się dalsze losy tego rozwijającego się wewnątrz mnie człowieka.

W pomieszczeniu momentalnie znalazł się Patryk, klękając obok mnie i przytulając moją głowę do swojej klatki piersiowej. Starałam się panować nad sobą, ale drgawki niemalże roznosiły całe moje ciało, rozsadzając je od środka. Naciskałam czołem na mostek mężczyzny, pchając go niewyobrażalnie mocno w tył, ale on i tak był w stanie wytrzymać opór. Odchyliłam głowę w tył, krzycząc jeszcze głośniej i przeklinając samą siebie za to, że pozwoliłam na ten stosunek bez zapezpieczenia. Nie miałam pretensji do Patryka, obwiniałam za to tylko samą siebie, karcąc się w duszy.

— Jesteśmy w tym razem — powiedział w końcu, układając swoją dłoń na moim podbródku i podnosząc go w górę. Teraz patrzyłam wprost w jego oczy i widziałam w nich troskę, ale i najprawdziwsze uczucie względem mojej osoby. — Nie zostawię cię, za żadne skarby.

Podziękowałam mu wzrokiem, wtulając się w jego ciało i poczułam jak ciepło obejmuje mnie swoimi ramionami i w miarę uspokaja. Teraz nie krzyczałam, ale cicho płakałam, mocząc doszczętnie jego koszulkę.

— Nie zostawię cię, słyszysz? - pokiwałam głową, chcąc jeszcze mocniej wtulić się w jego tors. Nie zostawi mnie. Będziemy w tym razem. Będziemy rodzicami.

🥀

Roksana i Patryk rodzicami? Coś mi to nie pasuje...

🥀 𝐼𝑛𝑐𝑟𝑒𝑎𝑠𝑒 ~ Patryk Dudek 🥀 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz