9 - Fryteczki jeszcze weź 🥀

318 16 0
                                    


🥀

- Wiecie, jak ja go nie lubię? - zadałam głupie pytanie, gdy temat najpierw z żużla zszedł na przystojnych żużlowców, a następnie na to, że mieszkam z Patrykiem. Każda z dziewczyn była ciekawa, jaki on naprawdę jest. Problem w tym, że ja nie znałam go prawie w ogóle. Trzy podstawowe cechy charakteru Patryka Dudka Duzersa: przyprawianie ludzi o zawał, prowadzenie wybuchowego życia i robienie mi na złość. Nie wiedziałam, czy jest wrażliwy w środku, czy potrafi kochać. Wcale nie zależało mi na takiej wiedzy, ale ciekawość mimo wszystko wzięła górę. - Pierdoli tę swoją Kasię i to tyle, co wiem o jego życiu uczuciowym, więc o więcej mnie naprawdę nie pytajcie, bo nie wiem.

- Kasia? Ta blondyna? Przecież ty jesteś o niebo lepsza... - powiedziała już mocno wstawiona Zuza, która chwilę później musiała udać się do łazienki, żeby nie zabrudzić kanapy. Jedyną trzeźwo myślącą osobą była Sonia, która miała robić za kierowcę kilku dziewczyn. Jak sama powiedziała, nie przepada za alkoholem i dlatego się na to zgodziła.

- Ale, że pomiędzy wami naprawdę do niczego nie doszło? - zapytała mnie Ola, gdy wróciła z kolejną dawką drinków dla nas. Barman dzisiejszego wieczoru był bardzo miły i nalewał nam trunki już na zapas.

- No chyba sobie żartujesz - powiedziałam, podnosząc lekko ton mojego głosu. Wzięłam od niej szklankę z niebieskim płynem i wypiłam za jednym łykiem. Co jak co, ale pić to ja potrafię. Westchnęłam i odchyliłam się w tył, opierając ciężko o oparcie sofy. Poczułam niewyobrażalną chęć zapalenia papierosa, więc zapytałam jedyną, palącą w tym towarzystwie dziewczynę, czy wyjdzie ze mną na zewnątrz. - Lena, wychodzisz na fajkę? Potrzebuję się w tym momencie zaciągnąć. Kiwnęła w potwierdzeniu głową i przy wzajemnej pomocy wyszłyśmy na dwór.

Zielona Góra w nocy była pięknym miastem. Dzielnica, która rozciągała się przed nami była niewyobrażalnie jasno oświetlona. Nad wszystkimi budynkami wisiał ogromny księżyc, w towarzystwie gwiazd, dając białawą poświatę na chodnik obok klubu. Powietrze było przesiąknięte spalinami, chociaż przebijała się przez nie jeszcze jedna charakterystyczna woń. Woń świeżości i wolności, zapach nie do opisania. Chociaż moje nozdrza teraz drażnił dym papierosowy i czułam, ze moje włosy też nim przechodzą. Zresztą, nie tylko włosy. Myślę, że po tym, jak spaliłam z Leną dzisiejszego wieczora paczkę fajek na pół, to zdecydowanie cała pachniałam tytoniem. Połączenie - papierosy plus mocne drinki, chyba nie było najlepszym, jakie mogłabym sobie wymarzyć. Wypuściłam głośno powietrze i pomyślałam o tym, jak bardzo pragnę wrócić już do domu, do Leszna. Polubiłam dziewczyny, co prawda miałam po dziurki w nosie mojego współlokatora, ale z drugiej strony nie chciałabym zostawić teraz mojego nowego teamu, poznanego dopiero kilka dni temu.

Wróciłyśmy do środka, idealnie na kolejna porcję alkoholu na naszym stoliku. Złapałam się za głowę, widząc tym razem jaskrawo - pomarańczowy płyn w mojej szklance. Już zaczynałam czuć, jak alkohol wiruje w moich żyłach i myśli odmawiają posłuszeństwa. Zawsze w takich sytuacjach modliłam się, żeby nie palnąć nic głupiego, nie zrobić nic nienormalnego i przede wszystkim, nie obudzić się obok kogoś, zamiast samemu.

Zbliżała się północ, a ja miałam coraz większa ochotę powrotu. Piłam już kolejnego drinka i zostałam wyciągnięta teraz przez dziewczyny do tańca. Z trudem już stałam na nogach i wróciłam na siedzisko po kilku odtańczonych kawałkach. Na parkiecie zostały już tylko Ola z Sonią, reszta dziewczyn siedziała na kanapach, a Zuza już umierała na jednej z nich. Zamówiłam jej bez większego oporu taksówkę, która po kilku minutach była na miejscu. Z trudem udało nam się ja doprowadzić do samochodu, a ja byłam wdzięczna, że dziewczyny poszły ze mna, bo one znały adres poległej i przekazały go kierowcy.

Ja nawet nie wchodziłam z powrotem do środka, tylko próbowałam ustać na nogach i wybrać numer do Patryka. Po chwili dołączyła do mnie reszta dziewczyn, których w sumie ze mną była szóstka. Widocznie też miały dość zapachu potu, wódki i piwa oraz mieszanki wszystkich możliwych perfum. Zdecydowanie dzisiejsze wyjście nie zakończyło się najgorzej, bo nie było żadnej głupiej akcji. Chociaż myślę, że kwestia czasu i zostałybyśmy wyproszone z klubu. Dziewczyny też postanowiły, że będą się zbierać do domu, więc życzyłam powodzenia Sonii, która miała je odwieźć. Ja za to zamiast zadzwonić, napisałam SMS do Patryka, a on po chwili odpisał, że już jedzie.

Faktycznie, po kilkunastu minutach na horyzoncie pojawiła się czarna toyota, a ja cała już szczęśliwa i spokojna włożyłam telefon do torebki. Przez cały czas ściskałam go kurczowo w dłoni, w razie, gdyby miał nie dojechać. Posłałam dziewczynom tajemnicze spojrzenie i wpakowałam się na przednie siedzenie, modląc się w duchu, żeby nie zachciało mi się teraz wymiotować. Nie chciałam zabrudzić tej pięknej, czystej i skórzanej tapicerki w aucie, o które dbał bardziej niż o samego siebie. Położyłam łokieć na kolanie i oparłam głowę na dłoni. Mój pusty wzrok był utkwiony w drodze przed nami i ani mi się śniło spojrzeć na kierowcę. Czułam jak alkohol jest w każdej części mojego ciała, że zaraz nie będę miała żadnej władzy nad moim ciałem i myślami, a przede wszystkim nad słowami. No cóż, po takiej ilości drinków trudno było mieć pełną kontrolę nad sobą.

- Pojedziemy na jedzenie? - naprawdę nie wiem, co mi wtedy przyszło do głowy, ale poczułam jak bierze mnie lekki głód. Tylko, że on był do przeżycia, wcale nie potrzebowałam jechać na jakieś śmieciowe jedzenie. Czułam wewnętrzną potrzebę przełamania tej ciszy pomiędzy nami. Oczywiście, że wtedy się do tego nie przyznałam i wytłumaczyłam to sobie moją nietrzeźwością.

- Co? - wydukał po chwili. Widocznie miał mnie już dość, a co dopiero jechać ze mną do jakiejś restauracji. Spojrzał na mnie mrużąc oczy i marszcząc brwi, a ja wzruszyłam ramionami i zrobiłam niewinną minę. Prychnął pod nosem i nic nie powiedział.

Pierwsza próba przerwania niezręczniej ciszy się nie udała.

Jakież było moje zaskoczenie, gdy na którychś światłach skręcił gwałtownie w lewo, a ja chwilę później ujrzałam na horyzoncie McDonalda. Podjechał na Mc'drive, a ja momentalnie cała się rozpromieniłam. Zachowywałam się jak małe dziecko, które jedzie po zabawkę.

- To co chcesz? - zapytał, a ja całą z uśmiechem zaczęłam się zastanawiać co tak w zasadzie chcę do jedzenia. W końcu zdecydowałam się na burgera. Podwójnego Burgera.

- Patryk, fryteczki jeszcze weź - powiedziałam, szturchając go w ramię, żeby czasem o nich nie zapomniał.

- Sama jesteś taka frytka - powiedział z rozbawieniem i podał mi paragon i numer naszego zamówienia. Zrobiłam zniesmaczoną minę i pokręciłam głową. Tego jeszcze brakowało, żeby Patryk nazywał mnie frytką. Genialnie.

Gdy zobaczyłam nasze gotowe jedzenie, poczułam niewyobrażalną chęć zjedzenia tego wszystkiego w jednym momencie. Odpakowałam momentalnie moją kanapkę i westchnęłam. To było to, czego potrzebowałam w tym momencie. W tym klubie nic tak naprawdę nie zjadłam, tylko piłam. Teraz żałowałam. Zjadłam burgera dosłownie w pięć minut, podczas gdy Patryk zabierał się już za drugiego wrapa, a ja wyciągnęłam z papierowej torebki frytki.

Jadłam je dosłownie przez całą drogę, powolnie żując i delektując się każdą z nich. Frytki to była zdecydowanie ulubiona część każdego posiłku śmieciowego jedzenia. Nie wiem dlaczego, ale od urodzenia zawsze były tylko: "frytki i frytki".

Dojechaliśmy do domu, a ja w kiepskim stanie wygramoliłam się z samochodu. Zdjęłam w jednym momencie szpilki ze stóp. Zaczęły mnie już bardziej denerwować i uwierać. Doszłam do domu na palcach, czując jak w moją delikatną skórę wbijają się różnego rodzaju kamyczki i inne, leżące na drodze rzeczy. Podziękowałam Bogu, że jestem w domu, bo poczułam jak miękki dywan opatruje moje nogi lepiej, niż jakikolwiek plaster. Rzuciłam szpilki na półkę na buty w przedpokoju i powiesiłam kurtkę na wieszaku. W kuchni oczywiście był bałagan, bo Patryk pewnie próbował coś ugotować i mu nie wyszło.

- Są lody? - zapytałam, nie myśląc za wiele. Poszłam do kuchni i zaczęłam przeszukiwać zamrażarkę.

- Idź spać - powiedział tak stanowczym tonem, że ani mi się śniło jakkolwiek sprzeciwiać. Ten jego głos był tak charakterystyczny, że chyba bym go rozpoznała z drugiego końca świata. Skręciłam w korytarz momentalnie i pokierowałam się do mojej sypialni. Nawet nie zmyłam makijażu, gdy przebrana w luźne ciuchy rzuciłam się na łóżko i nawet nie poczułam, jak zasnęłam.

🥀

🥀 𝐼𝑛𝑐𝑟𝑒𝑎𝑠𝑒 ~ Patryk Dudek 🥀 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz