20 - Gwiazdy są oczami wojowników 🥀

308 16 19
                                    


🥀

Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że wylądujemy w jakiejś restauracji, ale nie sądziłam, że będzie to jakaś osiedlowa knajpka, o której nikt zdawał się nie pamiętać. Kilka starszych osób siedziało przy stoliku w rogu pomieszczenia, powolnie jedząc jedzenie, które znajdowało się na ich talerzach. Ponadto, gdziekolwiek obróciłam głowę, mogłam napotkać wzrok pijanych mężczyzn. Czułam, jak strach oblewa całe moje ciało, a ręce zaczynaja lekko drżeć.

Cholera, myślałam, że zapomniałam o wydarzeniach z Leszna, ale te twarze, te spojrzenia... wszystko mi przypomniały. Jego dotyk, mój strach, panikę. Moją bezradność i to jak niemal się poddałam. Jego obraz stawał mi teraz przed oczami - ciemna sylwetka wysokiego i umięśnionego faceta. Chciałam zapomnieć, tak bardzo, ale nie potrafiłam. To będzie ciągnąć się za mną do końca mojego życia.

Mimowolnie, nie kontrolując swoich ruchów, chwyciłam Patryka za rękaw bluzy. Spojrzał na mnie z góry, marszcząc brwi.

— Patryk, idźmy stąd — szepnęłam, patrząc mu prosto w oczy. Wzięłam głęboki oddech i rozejrzałam się po pomieszczeniu, aby upewnić się, że nikt nie zmierza czasem w moją stronę.

— Ale o co ci chodzi? Zawsze tutaj przychodzę... — zapytał, jakby totalnie nie zwracając uwagi na mój stan. Ścisk w gardle, łzy napływające do oczu i kurczowy zacisk mojej ręki na materiale.

— Idźmy stąd, proszę — powiedziałam błagalnym tonem, intensywniej wlepiając w niego wzrok. Najwyraźniej zauważył mój strach, bo zawrócił z miejsca i po chwili wyszliśmy na zewnątrz.

Porządnie zaciągnęłam się świeżym powietrzem, powoli uspokajając swoje emocje. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Bałam się, nadal się bałam, choć myślałam, że zapomnę. Wyciągnęłam z kieszeni kurtki jakąś starą chusteczkę, która miała już pewnie z dwa lata i delikatnie wytarłam nią moją policzki. Łzy świadczyły o mojej słabości, której tak bardzo chciałam się pozbyć z mojego życia. Nie pragnęłam być księżniczką, która czeka na swojego księcia, tylko silną i niezależną kobietą.

Nadal nie mogłam opanować moich drżących rąk, a jedna z nich nadal mocno zaciskała się na bluzie mężczyzny. Nerwowo rozglądałam się po otoczeniu, skanując powoli każdy centymetr i upewniając się, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa w pobliżu.

Odchyliłam głowę w tył i spojrzałam w zaróżowione niebo. Był późny wieczór i byłam w Częstochowie, nie w Lesznie. Do tego, z Patrykiem u boku. Powinnam czuć się bezpieczna, choć wcale tego nie czułam. Wręcz przeciwnie, strach nie chciał mnie opuścić.

— Co się stało? — dopiero jego głos wyrwał mnie z amoku. Odskoczyłam nerwowo w bok, gdy moje ciało znalazło się bliżej szatyna.

— Nie, ja... po prostu... — zaczęłam, ale nie mogłam nawet powiedzieć sensownie jednego zdania. Głos mi się załamywał, nie chciałam o tym mówić, potrzebowałam zapomnieć.

— Ktoś cię skrzywdził? — zapytał ostrożnie, powoli przenosząc swój wzrok na moją spiętą twarz.

Pokiwałam lekko głową i zwiesiłam ją w dół.

— Próbował — dorzuciłam po chwili. Nie chciałam, żeby myślał, że zostałam zgwałcona, bo na szczęście do tego nie doszło.

I wtedy zrobił coś, czego spodziewałabym się po każdym, ale nie po nim - chwycił mnie za rękę, mocno ściskając moją dłoń w swojej. Wzdrygnęłam się na ten dotyk, nie mówiąc już o tym, jakie zimno uderzyło w moje całe ciało. Przymknęłam delikatnie powieki, czując, jak coraz większy spokój mnie ogarnia. Dałam się mu znów prowadzić, chociaż w duchu bałam się, że znów gdzieś wylądujemy i wszystko mi się przypomni. I się pomyliłam, bo doprowadził mnie z powrotem do hotelu, cały czas trzymając kurczowo moją dłoń i mając mnie blisko siebie. Nie odstąpił mnie na krok, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna, bo dzięki temu zdołałam się opanować. Nie wjechaliśmy na piętro windą, ale zeszliśmy na dół po schodach, znajdując się w restauracji hotelowej, gdzie czułam się zdecydowanie bezpieczniej.

Zacisnęłam mocniej powieki, bo poczułam, jak szczypią mnie oczy od łez. Usiadłam na szarym krześle, opierając łokcie o blat stołu i splątałam moje dłonie ze sobą. Uspokoiłam się. Nareszcie. Chociaż nadal czułam lęk i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ktoś mnie obserwuje. Tak w zasadzie, to intensywnie czekoladowe oczy właśnie taksowały mnie kawałek po kawałku, centymetr po centymetrze. Złapałam go na tym, ale gdy nasze spojrzenia się spotkały nawet nie odwrócił wzroku.

Więc zrobiłam to ja.

Nerwowo sięgnęłam po menu, które stało na stoliku i zaczęłam czytać spis potraw.

— Od kiedy interesujesz się żużlem? — zapytał. Zrozumiałam wtedy, że nie wracamy już do tematu sprzed kilku chwil.

— Odkąd pamiętam — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Gdy byłam mała, jako jedyna z rodziny siadałam z moim tatą przed telewizorem i oglądałam z nim każdy mecz. Po jakimś czasie zaczęłam kojarzyć drużyny, zawodników, a później mój ojciec zabierał mnie na żużel, gdy tylko miał czas i były pieniądze. Aż w końcu nadszedł czas, gdy zdecydowałam się pójść na casting na podprowadzającą. Komisja nie miała co do mnie żadnych uprzedzeń i tydzień później otrzymałam list, że zostałam przyjęta. A potem już się potoczyło... Grzegorz, Tobiasz, Julka, Piotrek i przede wszystkim Emil Sayfutdinov. Nigdy z nim nie rozmawiałam, choć tak wiele razy niemal wpadaliśmy na siebie. I to wszystko przyczyniło się do tego, że właśnie siedziałam z niejakim Patrykiem Dudkiem w restauracji. Kto by pomyślał...

— Czyli długo — mruknął, przerywając moje wspominki. Ile bym dała, żeby wrócić do czasów beztroskiego dzieciństwa.

— Gdybym się nim nie zaczęła interesować, to prawdopodobnie nie musiałabym tu z tobą siedzieć — zaczęłam się z nim droczyć, a on zmrużył oczy i spojrzał na mnie.

— Przeszkadza ci to? — syknął, jakby urażony.

— Bardzo — powiedziałam przeciągle. Moja odpowiedź wręcz ociekała ironią. Przewrócił oczami i wyrwał mi kartę z rąk. Przejechał palcem po stronie i uszczęśliwiony zamknął ją z hukiem, odstawiając z powrotem w specjalny stojak.

— Bierzemy pizzę — powiedział stanowczo. Zaczął uderzać w stół rękoma, jakby wygrywając jakiś rytm.

— A moje zdanie to się już nie liczy? — zapytałam, niby oburzona.

Zawołał kelnerkę i nie zważając na moje słowa zamówił dużą pizzę pepperoni, z dodatkowym serem w brzegach. Westchnęłam, gdy po jakimś czasie nasze zamówienie zostało dostarczone, razem z dwoma kubkami coli. Skrzywiłam się, bo nienawidziłam tego napoju. Miał dziwny, za słodki smak, a także był gazowany. Nie dla mnie.

— Nie lubię coli — powiedziałam, odsuwając od siebie szklankę z brązowym napojem.

— Co? — zapytał. Zdziwienie wypełzło na jego twarz, ale po chwili wzruszył ramionami. — Więcej dla mnie.

Wziął colę do ręki i upił łyk, po czym zaczął jeść pizzę. Ja mozolnie chwyciłam za pierwszy kawałek i powolnie go przeżuwałam, bo jakoś odeszła mi ochota na jedzenie. Tak czy owak, zjadłam w końcu dwa kawałki, a on resztę.

Zapłacił mimo mojego sprzeciwu, po czym wstaliśmy z miejsc, a ja postanowiłam wyjść jeszcze raz na dwór, żeby zaciągnąć się świeżym powietrzem. Na dworze było już ciemno, a poza ulicznymi latarniami jedynym źródłem światła był księżyc w pełni. Patryk snuł się za mną jak cień, bo chyba wystraszył się, gdy przyznałam się mu do moich traumatycznych przeżyć. Pilnował mnie i nie odstępował na krok, przez co czułam się bezpieczniej.

W końcu usiedliśmy na ławce, a ja utkwiłam swój pusty wzrok w gwiazdach, którymi usłane było całe niebo. Lubiłam je, lubiłam gwiazdy. Gdy miałam kilkanaście lat, mama pozwalała mi w letnie, ciepłe noce zostawać dłużej na moim balkonie. Ja leżałam wtedy bezczynnie i wpatrywałam się w górę. Imitowały zimne, białe światło, ale ja zdecydowanie bardziej je lubiłam, niż to ciepłe, słoneczne. Byłam zimna, bezuczuciowa przez długi okres mojego życia. Ba! Byłam lodowata. Nie przejmowałam się niczym, żadne słowa mnie nie ruszały, a ja miałam pewne wątpliwości, czy w ogóle potrafię kochać. Ten okres już minął, chociaż dalej nie pokochałam żadnej osoby w prawdziwy sposób.

Nocne niebo, usłane małymi, świecącymi obiektami było czymś, co uwielbiałam.

Gwiazdy są oczami wojowników.

🥀

Przyszłam wam tylko umilić wieczór ❤️✋🏻.

🥀 𝐼𝑛𝑐𝑟𝑒𝑎𝑠𝑒 ~ Patryk Dudek 🥀 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz