32 - Zdążyłem zauważyć 🥀

312 15 10
                                    


🥀

W Zielonej Górze byliśmy pod wieczór, a ja podziwiałam to, że Patryk na takim kacu był w stanie przejechać tyle kilometrów. Generalnie w hotelu nie robiliśmy nic produktywnego - leżeliśmy na łóżku, siedząc w telefonach i co jakiś czas zamieniając kilka słów.

Teraz czekał mnie powrót do szarej rzeczywistości, w postaci treningów. Przez te dwa tygodnie mecze były na wyjeździe, przez co mogłam sobie pozwolić na totalny luz i zupełnie spuściłam z tonu. Oprócz tego, że czasami zrobiłam jakiś lekki trening czy przeszłam się na siłownię niedaleko domu. Z jednej strony jako podprowadzająca musiałam trzymać formę, ale z drugiej strony na samą myśl o ćwiczeniach zbierało mi się na wymioty. Cóż, sama wiedziałam, na co się piszę, gdy szłam na casting.

We wtorek rano wstałam dosyć wcześnie, a nie miałam tego w zwyczaju. Wyszłam cicho z pokoju, domyślając się, że Patryk jest jeszcze w objęciach Morfeusza. Pokierowałam się do kuchni i przeżegnałam się na widok lodówki, w której było praktycznie tylko światło. Westchnęłam i wiedziałam, że pora na zakupy. Korzystając z tego, że byłam już kilka razy w pobliskim sklepie, obrałam go sobie za cel.

Tylko, żeby do niego pójść musiałam się ogarnąć. Wróciłam do sypialni, chwytając za pierwszą lepszą bluzę i jeansy, które leżały na fotelu. Przebrałam się szybko, po czym rozczesałam z grubsza, napuszone - dzisiaj wyjątkowo - włosy, które odstawały w każdą stronę. Nie było jakiejkolwiek mowy o tym, żebym wyszła z domu bez makijażu. W takim wypadku pomalowałam się jeszcze podstawowymi kosmetykami, doprowadzając swój wygląd do ładu i byłam w stu procentach gotowa do wyjścia.

Wychodziłam z domu tak bardzo bezszelestnie, że gdybym była złodziejem, byłabym idealna w swojej profesji. W markecie nie było za dużo ludzi, ale chwilę musiałam stać w kolejce do kasy. Miałam zapełniony koszyk i wybrałam wszystkie potrzebne rzeczy w przeciągu dwudziestu minut - dobrze wiedziałam, co jest nam potrzebne do przetrwania. Pani kasjerka zaczęła kasować produkty, a ja pakowałam je do papierowej siatki z logo sklepu. Gdy zapłaciłam, wyszłam z dusznego i gorącego pomieszczenia na zewnątrz i od razu poczułam, jak moje wnętrze wypełnia świeża energia.

Uwielbiałam letnie poranki, w które promienie słońca dopiero przebijały się przez pobliski lasek pełen drzew, dając złotą poświatę na spokojną ulicę obok mnie. Powietrze było rześkie, lekko zimne, a niebo niesamowicie błękitne i bezchmurne. Mogłabym stać na tym chodniku godzinami, czując jak moją skórę stopniowo ogrzewają mocniejsze promienie słońca, a powietrze i krajobraz wokół zmienia się wraz z upływem czasu.

Właśnie, mogłabym, ale to byłoby zbyt niedorzeczne i dziecinne. Ja byłam dorosła, trzy dni temu skończyłam dwadzieścia siedem lat i powinnam się ustatkować. Jak na razie w żadnym stopniu się na to nie zanosiło - byłam wolną kobietą, powoli dobijającą do trzydziestki i ani myślącą o dzieciach czy rodzinie.

Dopiero po chwili zorientowałam się, jak głupio muszę wyglądać, stojąc z przymkniętymi oczami, wdychając świeże powietrze. Otrząsnęłam się po dłuższej chwili, dziękując Bogu za to, że akurat nikt tędy nie przechodził i żadne auto nie przejeżdżało po asfalcie obok.

Westchnęłam, po czym ruszyłam zwartym i pewnym krokiem w stronę nowoczesnego budynku. Gdy znalazłam się przed drzwiami, otworzyłam je z impetem, wycierając buty o wycieraczkę. Były suche i czyste, ale zrobiłam to z przyzwyczajenia. Weszłam po chwili do kuchni, rzucając na blat siatkę pełną produktów spożywczych. Wyciągałam wszystko po kolei - owoce, słodycze, jogurty, nabiał i inne jedzenie, o którym obydwoje zapomnieliśmy, bo żadne z nas nie miało czasu na zakupy.

— Cześć — mruknął ktoś za moimi plecami. Oczywiście, że nie musiałam nawet się odwracać, by wiedzieć kto to. Przyzwyczaiłam się do tego, że pojawia się nagle i znika równie szybko. — Co ty tak wcześnie na nogach?

— Tak wyszło. Nie mam pojęcia jak, bo kocham spać — powiedziałam, układając w rządku kubeczki z owocowymi jogurtami w lodowce.

— Zdążyłem zauważyć — stwierdził, po czym wziął do ręki jabłkowy tymbark i nalał sobie do szklanki. —Chociaż, gdy śpimy razem, to ty budzisz się pierwsza — dodał. Wzruszyłam ramionami i faktycznie zdałam sobie sprawę z tego, że tak jest.

— Co chcesz na śniadanie? — zapytałam, wyciągając ser z siatki w celu ułożenia go na moich kanapkach. — Mogę ci zaproponować kanapkę z serem, bądź szynką. Na nic innego moje umiejętności kulinarne nie pozwalają.

— No to poproszę z tym, i z tym — powiedział, uśmiechając się do mnie.

W moje nozdrza uderzył zapach jego perfum - róża bułgarska dzisiaj zdecydowanie była najbardziej wyczuwalna. W momencie, w którym ponownie wzięłam oddech, zdałam sobie sprawę, że czułam ten zapach tego wieczoru, którego połowy nie pamiętałam. I to poczułam go wtedy bardzo intensywnie, blisko i ogarnął całe moje ciało. Miałam jakiś przebłysk w głowie i z jednej strony był to dobry znak, ale z drugiej - wiedziałam, że musiałam być w kontakcie z nim, przez dłuższy czas. I to było straszne.

On też nie wiedział, co wtedy się stało lub się do tego nie przyznawał. Może nie chciał mi tego mówić, kto wie? Westchnęłam, po czym ukroiłam kilka kromek ciemnego chleba i poukładałam na nich plastry sera i szynki, uprzednio smarując pieczywo masłem. Gdy kanapki spoczęły na talerzu, podałam mu go.

Szybko zjedliśmy śniadanie, a ja musiałam się przebrać, bo za niecałą godzinę musiałam być na akademickiej. Odłożyłam obydwa talerze do zlewu, po czym pokierowałam się w stronę sypialni, a kilka minut później wyszłam z niej, przebrana w sportowy strój i jedyne, co mi teraz pozostało do zrobienia, to błaganie Patryka, żeby mnie zawiózł na trening. Jeśli się nie zgodzi, będę zmuszona iść na piechotę.

— Zawieziesz mnie? — zapytałam, wychylając się zza ściany i patrząc na niego. Siedział w kuchni i grzebał w telefonie.

— Nie chcę mi się — powiedział, odwracając powoli głowę w moją stronę. — Łap! — rzucił do mnie kluczyk od swojej toyoty, a ja dzięki mojemu refleksowi zdołałam je złapać w locie.

— Mam jechać sama, twoim autem? — spytałam, rozszerzając oczy. Spojrzałam na błyszczący przedmiot w moich dłoniach.

— Przecież już nim jeździłaś — odparł takim tonem, jakby ta czynność była czymś zupełnie normalnym.

Przewróciłam oczami i wydostałam się na zewnątrz. Od wczesnego ranka pogoda zmieniła się znacząco - powietrze stało się cięższe i trudniej łapało się tlen, a słońce było coraz wyżej na niebie i grzało niemiłosierne, wręcz parząc moją skórę. Przeszłam dosłownie kawałek i musiałam delikatnie wycierać czoło, na którym już pojawiły się kropelki potu. Związałam od razu włosy, aby nie przyklejały mi się do szyi i twarzy. Pogoda była wręcz masakryczna, żar lał się z nieba, eter zdawał się stać w miejscu i w ogóle nie ruszać i z żadnej strony nie dochodził jakikolwiek powiew wiatru. Uroki lata.

Była połowa sierpnia i teoretycznie powinno się już robić lekko chłodniej, ale wcale się na to nie zanosiło - wręcz przeciwnie. Upały były coraz częściej, a weekendowy deszcz padał pierwszy raz od wielu dni. Ziemia była sucha i twarda, a trawa na niej pożółkniała lekko od góry, dając znak, że potrzebuje wody. Liście na drzewach, które powinny być zielone, stawały się brązowawe i zaczęły spadać w dół mimo, że nie była jeszcze na nie pora. Dzikie krzewy i kwiaty ledwo dawały sobie radę, przyjmując na siebie tyle gorąca, bez nawodnienia.

Tak jak nienawidziłam mrozu i zimy, tak teraz naprawdę oddałabym wszystko, żeby klimat choć na jeden dzień się oziębił, a stojący w miejscu luft ustąpił na bok, zostawiając miejsce dla nowego, świeżego powietrza. Jeśli tak dalej pójdzie, to chyba zaczniemy się roztapiać.

🥀

Weszłam dziś na wattpada i przeżyłam lekki szok, gdy zobaczyłam, że nasz Patryk i nasza Roksana są na pierwszym miejscu w rankingu #speedway! Nawet nie wiem, jak wam dziękować, po prostu was kocham ❤️!

🥀 𝐼𝑛𝑐𝑟𝑒𝑎𝑠𝑒 ~ Patryk Dudek 🥀 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz