Rozdział 11

1.6K 89 38
                                    

Miłego czytania!

Byłam spóźniona.

Zaspałam, a Nick oczywiście nie raczył mnie obudzić. Zawsze wstawałam pierwsza, niezależnie od tego, na którą miałam do szkoły, ale on chyba nie zauważył tego faktu.

Biegiem wpadłam na szkolny dziedziniec, a później do budynku. Na korytarzu nie było ani jednej żywej duszy. Próbowałam unormować przyspieszony oddech.

Powinnam bardziej starać się na treningach z wujkiem, pomyślałam.

Matematyka trwała już od dobrych dwudziestu pięciu minut, a pani Miller nie tolerowała spóźnień, nawet tych kilkuminutowych. Do tej pory nigdy mi się to nie zdarzyło z obawy przed nią, ale jak to mówią zawsze musi być ten pierwszy raz.

Stanęłam przed drzwiami do jaskini lwa, jednak kiedy miałam już nacisnąć klamkę, aby wejść, zawahałam się. Pani Miller już i tak mnie nie lubiła. Nie chciałam ściągać na siebie jej dodatkowego gniewu.

- Na twoim miejscu darowałbym sobie i nie wchodziłbym tam. - Spojrzałam na pana Harrisona , który stał kilka kroków ode mnie.

- Przez najbliższy tydzień, jeśli nie dwa, nie odejdę od tablicy - odpowiedziałam kwaśno.

- A ty co, Reina? Spacery sobie urządzasz? - Uśmiechnęłam się ponad ramieniem nauczyciela do dyrektora, który pojawił się znikąd.

- Dzień dobry, panie dyrektorze. Zaspałam i zastanawiam się nad tym, czy aby na pewno powinnam przerywać lekcje pani Miller.

- Broń Boże! - zastrzegł od razu, a ja się zaśmiałam. - Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale mam wystarczająco dużo spraw na głowie i kolejna naprawdę nie jest mi potrzebna.

Wymieniłam znaczące uśmiechy z panem Harrisonem, który w milczeniu nam się przysłuchiwał.

- A usprawiedliwi mnie pan? - zapytałam, zwracając się ponownie do dyrektora. Pokręcił głową z westchnieniem, ale z trudem starał się zapanować nad rozbawieniem.

- Zejdź mi z oczu, Reina - powiedział, a ja nie zwlekając, popędziłam w stronę biblioteki w akompaniamencie śmiechu mężczyzn.

W gruncie rzeczy lubiłam tą szkołę i czułam się w niej akceptowana, co było dla mnie nowością po wszystkim, czego doświadczyłam do tej pory. Nawet mogłam przymknąć oko na jej wady.

Zajęłam miejsce w najodleglejszym kącie pomieszczenia między regałami, na których zostały ustawione klasyki. Sięgnęłam po losową książkę i z zadowoleniem zagłębiłam się w lekturze. Trzymałam w rękach jedno z dzieł Jane Austen, której twórczość uwielbiałam. Nawet nie spostrzegłam się, kiedy zadzwonił dzwonek. Dopiero, gdy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, spojrzałam na godzinę i zerwałam się z miejsca, aby zdążyć na kolejną lekcję.

- Gdzieś ty była? - zapytała oskarżycielskim tonem Grace, gdy zajęłam miejsce w ławce obok niej.

- Spóźniłam się - wyjaśniłam. - Nawet dyrektor powiedział, żebym sobie darowała lekcje z Miller.

- Szczęściara - mruknęła, a ja popatrzyłam na nią jakby urwała się z choinki. To było ostatnie określenie jakim bym się nazwała. - Jednak nie, ale nie patrz tak na mnie. Przez całą godzinę rozwiązywałam zadania przy tablicy. Sama.

- Jeśli cię to pocieszy, kolejny tydzień lub dwa są moje - mruknęłam cicho, gdy do sali wszedł nauczyciel fizyki.

- Bardziej ci współczuję - szepnęła, a ja posłałam w jej stronę smutny uśmiech.

Następczyni DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz