Rozdział 5

1.9K 99 136
                                    

- Nie dotykaj mnie - warknęłam zirytowana, gdy do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach, a na ramionach poczułam dotyk.

- Nadal jesteś zła? - zapytał, siadając naprzeciwko mnie. Prychnęłam.

- A nie mam powodu?

- To nie była wina Arii. To ty...

- Po prostu się zamknij i skończ się pogrążać - wtrąciła się Peyton, która zajmowała miejsce po mojej prawej stronie. - Naprawdę nie rozumiem czemu jeszcze z nim jesteś - szepnęła, nachylając się do mojego ucha, abym tylko ja to usłyszała.

Wzruszyłam ramionami i wróciła do grzebania w mojej sałatce. Uparcie nie zwracałam uwagi na Anthonego, który również o nią nie zabiegał.

Ścisnęłam mocno plastikowy widelec, aż w końcu pękł. Na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi.

Byłam na niego wściekła za tą akcję w jego domu, a on nawet mnie nie przeprosił. Powiedział jedynie, że nic takiego się nie stało, a ja dramatyzuję. Naprawdę starałam się nie wybuchnąć, a tylko uparcie milczeć. Natomiast moja wyobraźnia podsuwała mi mnóstwo różnych obrazów, dosyć brutalnych obrazów...

- Oliver! - krzyknęła Grace, zwracając uwagę wszystkich dookoła.

Podniosłam wzrok znad sałatki, zatrzymując go na wyszczerzonym brunecie.

- Nie pomyliło ci się coś? Rozpoczęcie roku było tydzień temu? - zapytałam, z trudem kryjąc uśmiech.

- Wybaczcie. Wygrzewałem dupsko na Malediwach - odpowiedział, udając skruchę i usiadł obok Anthonego. - Cześć, stary.

- A z nami to się już nie przywitasz? - Grace założyła ręce na piersi, marszcząc brwi.

- Może później. Usiadłem - wzruszył ramionami i sięgnął przez stół, zabierając mi moje jedzenie. Spiorunowałam go wzrokiem.

- I tak tego nie jesz. Dlaczego ma się marnować - wywróciłam oczami., ale nic nie powiedziałam.

- A tu co się stało? - zapytał Oliver, wskazując na mnie i Anthonego. - Stary, co ty znowu zrobiłeś?

- Dlaczego od razu ja? - zapytał, a ja zacisnęłam dłonie w pięści.

- Tony! - Wszyscy spojrzeliśmy w stronę wejścia do stołówki.

- Ah, już rozumiem - powiedział Oliver, ciskając gromami w Arię, która rzuciła się na mojego chłopaka. - Czego tu szukasz raszplo? - warknął w jej stronę.

- To ty. Ciebie też miło widzieć - prychnęła i wpakowała się Anthonemu na kolana.

- Żartujesz sobie w tej chwili, stary - powiedział z niedowierzaniem Oliver.

- Ale o co ci chodzi? - mruknął Anthony, a ja przyglądałam się temu cyrkowi, będąc na granicy mojej wytrzymałości.

- Koniec z nami - oznajmiłam głośno.

Zepchnął Arię ze swoich kolan.

- Co? Nie możesz - zaczął.

- Oczywiście, że mogę i to robię - odpowiedziałam, zbierając swoje rzeczy. - Dłużej nie będziecie robić ze mnie idiotki.

- Ja się chętnie z tobą umówię, kochanie - wtrącił się Oliver, a ja powstrzymałam się od prychnięcia.

- Przypadkiem nie byłeś gejem? - zapytała Peyton.

- Dla niej mogę zrobić wyjątek - wzruszył ramionami.

- Izzy, kochanie... - Anthony próbował sięgnąć po moją dłoń przez stół, ale się odsunęłam. Spojrzałam na triumfującą Arię, jednak mina jej zrzedła, kiedy się odezwałam.

Następczyni DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz