Rozdział 35

1.5K 97 44
                                    

Miłego!

Gdy obudziłam się następnego ranka, przenikliwy chłód owiał moje ciało. Przewróciłam się na drugi bok, szukając ręką Cartera. Otworzyłam oczy, a widząc jedynie pustą połowę łóżka, zachciało mi się śmiać. Jednak dostrzegłam złożoną kartkę papieru leżącą na poduszce. Sięgnęłam po nią, oddychając z ulgą, gdy przeczytałam następujące słowa:

Mam do załatwienia kilka spraw. Nie martw się, wrócę. Do ciebie wrócę zawsze.

Twój Carter

Uśmiech wpłynął na moje usta, gdy z powrotem opadłam na poduszki, myśląc o nocy, którą spędziłam wtulona w Cartera. Jednak zniknął on bardzo szybko, gdy wydarzenia minionego dnia, których wcale nie chciałam pamiętać, natarczywie napływały do mojego umysłu. Miałam wrażenie, jakbym nagle otworzyła drzwi, które do tej pory pozostawały zamknięte. Dlatego potrzebowałam jego obecności, która trzymała mnie z dala od wracających demonów przeszłości.

Całe życie żyłam w przekonaniu, że mam tylko mamę. Ojca nigdy nie było i już nie miało go być. Dokładnie pamiętałam moment, w którym Ernest Carter pociągnął za spust, a ja nie potrafiłam wydać z siebie najcichszego dźwięku. Nie mogłam zdobyć się na rozpacz po obcym dla mnie człowieku. Ojciec zawsze był tylko wytworem mojej wyobraźni, nikim więcej.

Zawsze miałam przy boku wujków, którzy aż zanadto wprowadzili mnie w świat mężczyzn, ale to mi wystarczało. Dla mojego ojca właściwie nie było już miejsca. Nigdy go nie potrzebowałam.

- Izzy? - Usłyszałam głos mamy dobiegający zza drzwi, który wyrwał mnie z letargu.

- Nie - odpowiedziałam dopiero po chwili, zwlekając się z łóżka, aby przekręcić klucz w zamku. - Jeszcze nie teraz.

Na korytarzu rozległy się jej lekkie kroki, aby później umilknąć na dole. Rzuciłam się na materac, zakopując w pościeli. Potrzebowałam czasu, aby uporać się z tym wszystkim. A najbardziej z tym, że mama zataiła przede mną tak ważną rzecz. Rozumiałam, że chciała mnie chronić, ale w tym momencie nie mogłam spojrzeć jej w oczy.

Podczas gdy ja leżałam, wpatrując się w biały sufit, minął pierwszy dzień, a za nim noc. Z dwóch następnych dób pamiętałam tylko błagalne głosy wujka oraz matki, które i tak nie zdały się na nic, ponieważ nie miałam ochoty wychodzić z łóżka. Wzięłam jedynie jedzenie oraz picie, które zostawiono mi pod drzwiami i które ledwo tknęłam.

Co jakiś czas sprawdzałam telefon, aby wśród wielu wiadomości i nieodebranych połączeń od Olivera zobaczyć imię Asha. Kilka razy próbowałam się do niego dodzwonić, ale odpowiadała mi automatyczna sekretarka. W końcu się poddałam, mając nadzieję, że nic złego mu się nie stało i wmawiając sobie, że wróci, bo przecież obiecał.

Czwarty dzień powoli zbliżał się ku końcowi. Gdy ostatni raz spojrzałam na zegarek, wskazywał dwudziestą trzecią pięćdziesiąt. Nie mogłam zmrużyć oka. Zupełnie tak jak przez ostatnie czterdzieści osiem godzin. Po prostu chaos w mojej głowie nie pozwalał mi spać, a do tego jedyna osoba, przy której potrafiłam o wszystkim zapomnieć, nie dawała znaku życia.

Wzdrygnęłam się, kiedy do moich uszu dobiegło pukanie, a właściwie walenie, do drzwi. Odwróciłam się w tamtą stronę, aby zobaczyć jak Oliver wpada do pokoju. Najwyraźniej zapomniałam zakluczyć drzwi.

- Opowiedz mi o tym, co, do chuja pana, robisz?! - podniósł głos, stając w lekkim rozkroku z założonymi na piersi ramionami.

Przymknęłam powieki, obracając głowę.

- Oczywiście! Najlepiej odciąć się od wszystkich i zamknąć w pokoju! - krzyknął. - Przychodzę tu każdego dnia, żeby usłyszeć, że nadal jest tak samo! A czy ty masz pojęcie, jak czują się inni?! Odchodziłem od zmysłów, kiedy zniknęłaś! Wystarczyłby chociaż jebany SMS!

Następczyni DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz