Rozdział 26

1.9K 103 129
                                    

Moja rana goiła się powoli i boleśnie przypominała o sobie przy każdym ruchu ręki. Jednak sprawiło to, że pamiętałam, aby jeszcze funkcjonować w rzeczywistym świecie.

Minęły trzy tygodnie od dnia, w którym podjęto się próby nastraszenia mojej rodziny, strzelając do mnie.

Tamtego dnia miałam oddać Nolanowi, który swoją drogą czuł się bardzo dobrze i wrócił do sprawowania swoich obowiązków, naszyjnik, ale kompletnie o tym zapomniałam. Przypomniało mi się dopiero wtedy, gdy odzyskałam swój plecak i chciałam go rozpakować. Natknęłam się na tą błyskotkę i od razu pobiegłam z nią do wujka.

Jak się okazało, był w nim założony podsłuch, a także nadajnik GPS.

Czy mogłam spodziewać się czegoś więcej po moim byłym przyjacielu-psychopacie?

Stąd znał każdy mój ruch i słowo. Wiedział więcej, niż mogłam się spodziewać i dlatego tak doskonale grał przede mną.

Ludzie, z którymi współpracował, wykorzystali ten naszyjnik, aby mnie znaleźć i posłać ostrzeżenie. Jednak ten, kto dopuścił się tego czynu, chyba nie miał najmniejszego pojęcia o działaniu rodziny Reina. Stał się celem, który niedługo miał spocząć cztery metry pod ziemią.

Pięć tygodni minęło odkąd świadomie i zdecydowanie odebrałam życie człowiekowi.

Z każdym dniem mój żal malał, a ja nie potrafiłam już zastąpić przykrych wspomnień tymi dobrymi. Zbyt dużo się wydarzyło.

Przez cały ten czas pomieszkiwałam w domu wujka, ponieważ moja matka uparła się i kategorycznie zabraniała mi powrotu do mojego mieszkania. Nie chciałam się z nią kłócić, chociaż pragnęłam już mojego spokoju i ciszy, a dojazdy do szkoły stały się niezwykle uciążliwe. Zabierało mi to prawie trzy godziny każdego dnia.

W międzyczasie zajmowałam się kuzynami, którzy uwielbiali uprzykrzać mi życie. Ciągle gdzieś znikali lub psocili, a później udawali niewiniątka, kryjąc się za niewinnymi uśmiechami. Na szczęście już nikt nie dawał się temu nabierać.

Kilka dni wcześniej chłopcy stwierdzili, że dobrym pomysłem będzie zrobienie wyścigów. Po schodach. Na kartonach. Naprawdę nie miałam pojęcia skąd je wzięli, ale specjalnie wstali wcześniej, aby zbyt szybko nie zostać złapanym przez rodziców.

Zachowywali się nadzwyczaj cicho, ale w końcu wszystkich obudził głuchy dźwięk dobiegający z dołu.

Stłukli wazon - prezent od kogoś wpływowego, kto próbował wkupić się w łaski mojej rodziny. Jednak to zdarzyło się podczas bitwy na poduszki, kiedy Fabian się zamachnął. Docelowo poduszka miała trafić w Adriana, ale on zdążył się uchylić. W taki sposób kilkaset tysięcy zostało wyrzucone do śmietnika, a wujek Bruno przez cały dzień nie odzywał się do nikogo i lepiej było nie wchodzić mu w drogę.

Często zastanawiałam się jak ciocia Amelia i wujek Gabriel wytrzymywali ze swoimi dziećmi, nie robiąc im przy tym żadnej krzywdy. Odzwyczaiłam się od mieszkania z nimi. Wtedy właściwie nie zwracałam na to uwagi, ale w tym momencie bardzo doceniałam moje cztery ściany, w których panował porządek i nie było żadnych zagrożeń ze strony dwóch rozbrykanych chłopców.

- Czy jest już za późno, aby tych dwóch gówniarzy odesłać tam skąd przyszli? - zapytał któregoś razu wujek Gabriel, przyglądając się jak jego dzieci rzucają w siebie błotem podczas zabawy na dworze.

Zaśmiałam się, opierając o framugę tarasowych drzwi.

Deszcz znowu zaczął padać, jednak chłopcy zdawali się tym nie przejmować, a wręcz sprawiało im to jeszcze więcej frajdy.

Następczyni DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz