Epilog

1.8K 112 88
                                    

Miłego!

Rok później

Ręce trzęsły mi się ze zdenerwowania, podczas gdy wpinałam ostatnią wsuwkę w moje długie blond fale. Spojrzałam na zegarek, stwierdzając, że zostało jeszcze kilkanaście minut do wyjazdu z domu.

Po drodze do wyjścia zabrałam srebrną kopertówkę, a na stopy wsunęłam tego samego koloru szpilki, które idealnie komponowały się z błękitną suknią, która otulała moje ciało. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, aby poprawić moją kreację, po czym wyszłam z pokoju, który tymczasowo stał się moim.

Stukot obcasów roznosił się echem wśród ścian korytarza, gdy zmierzałam w stronę otwartych drzwi na samym jego końcu. Wślizgnęłam się do pomieszczenia, które przekształcono w garderobę wypełnioną najlepszej jakości ubraniami oraz butami. Rzuciłam moją torebkę na pufę, która znajdowała się w centrum pokoju i stanęłam za krzesłem, na którym siedziała moja mama. Uśmiechnęłam się do niej w odbiciu lustra toaletki, kładąc dłonie na jej nagich ramionach. Odwzajemniła gest, po czym podniosła się z miejsca, stając naprzeciw mnie.

– Wyglądasz pięknie, mamo – powiedziałam, uważnie lustrując jej ciało odziane w cudowną białą suknię prosto od projektanta.

– Na pewno? – dopytywała się, oglądając się w lustrze. – Mam wrażenie, że...

– Jest idealnie. Nie denerwuj się tak – przerwałam jej, ostrożnie wtulając się w jej bok.

– Ale na pewno to jest dobry pomysł? Ten ślub? Czy to nie będzie dziwne?

– Mamo – zaczęłam spokojnie – powiedziałam wam, że macie przyjechać tutaj razem i naprawdę miałam to na myśli - was jako partnerów. Kochacie się, a do tego wcale nie jesteście już pierwszej młodości...

– Starczy, moja droga – przerwała mi, piorunując mnie wzrokiem i tym samym wywołując mój cichy chichot.

– Bruno cię kocha i podejrzewam, że dla niego mogłabyś nawet stanąć przed ołtarzem w dresach. – Obie odwróciłyśmy głowy w stronę drzwi, w których stała ciocia Amelia, opierając się o futrynę drzwi.

Burza świeżo wystylizowanych brązowych loków idealnie komponowała się z oliwkową długą sukienką, którą miała na sobie. Już wcześniej oznajmiła mi, że dobrała kolory krawatów dla wujka Gabriela, Fabiana i Adriana tak, aby pasowały do jej sukni. Nie mogłam się nie uśmiechnąć na wspomnienie tego momentu, kiedy mi o tym powiedziała podczas przygotowywania kolacji któregoś weekendu.

– Najlepiej nago – westchnęła mama, a ja wykrzywiłam usta w grymasie.

– Nie musiałaś tego mówić – mruknęłam zniesmaczona, co obie kobiety skwitowały śmiechem. – Pomogę ci to zapiąć. – Wskazałam głową na srebrną kolię, która jeszcze znajdowała się w ozdobnym pudełku.

Mama dostała ją od babci, która miała tą biżuterię na sobie podczas swojego ślubu. Kolia czekała przez blisko pięćdziesiąt lat na dnie szuflady, aby moja mama wreszcie zdecydowała się wyjść za mąż. Babcia już powoli traciła nadzieję, chociaż zawsze powtarzała mi, że na cuda nigdy nie jest za późno. I oczywiście miała rację.

– Już czas, moje panie. – W pokoju pojawił się wujek Gabriel, przyciągając do siebie swoją żonę.

– Cholera, to już? – jęknęła mama, wygładzając suknię trzęsącymi się dłońmi.

– W końcu, siostrzyczko – zaśmiał się wujek, za co został obdarowany morderczym spojrzeniem.

– Jesteś gotowa? – ciocia skierowała swoje pytanie do mojej mamy, tym samym przerywając tą niemą walkę.

Następczyni DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz