Rozdział 12

1.7K 95 16
                                    

Miłego czytania!

Spojrzałam przez okno na budynki skąpane w szarości. Krople deszczu spływały po szybach, a ciemne chmury wisiały ciężko nad miastem. To nie była wymarzona pogoda na jesienny bal.

Z westchnieniem przeniosłam wzrok na elegancki bordowy kombinezon zawieszony na drzwiach. Dopasowana góra odsłaniająca ramiona, a spodnie stopniowo rozszerzały się ku dołowi. Był cudowny.

Grace, Peyton i Oliver pomogli mi go wybrać, a właściwie wcisnęli mi go w ręce, karząc mierzyć i kompletnie ignorując moje protesty. Odwiedziliśmy wiele różnych salonów sukien, jednak żadna sukienka nie wzbudziła we mnie takie zachwytu, jak ta, w której byłam na balu charytatywnym. Wtedy poczułam, że to właśnie była ta, którą powinnam mieć na sobie w tym dniu. Mimo to nie mogłam sobie pozwolić na ponowne jej założenie, dlatego w końcu wybór padł na kombinezon.

Spojrzałam na zegarek. Jeśli chciałam wyrobić się przed osiemnastą, wypadało zacząć się szykować. Weszłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Zdecydowałam się na wzięcie pysznica, gdyż było to dużo szybsze, chociaż nie szybkie, rozwiązanie. Po niespełna godzinie wyszłam na chłodne kafelki, wycierając się miękkim ręcznikiem, natomiast drugim owinęłam włosy.

Wróciłam do pokoju i wykonałam mocniejszy, niż ten który nosiłam na co dzień, makijaż. Zakręciłam włosy i upięłam je nad karkiem, aby tworzyły niechlujnego koka. Wyciągnęłam kilka pasm z upięcia, a całość utrwaliłam lakierem.

Włożyłam przygotowaną wcześniej bieliznę, po czym wciągnęłam na siebie kombinezon. Stając przed lustrem, wygładziłam niewidoczne zagięcia i przyjrzałam się sobie krytycznie.

Spryskałam szyję oraz dekolt ulubionymi perfumami, po czym spakowałam kilka rzeczy do małej torebki i wsunęłam na stopy czarne szpilki. Wyszłam z pokoju, stukając obcasami. W korytarzu założyłam pasujący do butów długi płaszcz i ostatni raz spojrzałam w lustro.

- Nie jest źle - mruknęłam do siebie i nacisnęłam klamkę, aby wyjść z mieszkania.

Zatrzymałam się w pół kroku, widząc przed sobą wujka, który ledwo trzymał się na nogach. Niewiele myśląc, od razu rzuciłam torebkę i pomogłam mu wejść do środka. Nogą zamknęłam drzwi i poprowadziłam go do salonu.

- Co się stało? - zapytałam, sadzając go na kanapie. Zrzuciłam z siebie płaszcz i szpilki, aby mi nie przeszkadzały.

- Tylko lekkie draśnięcie - wychrypiał i drżącą dłonią wskazał na sączącą się z rany na udzie krew.

- Lekkie draśnięcie? - prychnęłam. - Kto? - zadałam pytanie, które pozostało bez odpowiedzi.

Nie tracąc czasu popędziłam do łazienki, z której wzięłam apteczkę. W garderobie między ubraniami odnalazłam jeszcze jedną, którą kiedyś ukryłam na wszelki wypadek.

- Przezorny zawsze ubezpieczony - powtarzała babcia.

Nalałam wody do miski i wzięłam kilka ręczników, po czym wróciłam do salonu. Naprawdę nie wiedziałam jak udało mi się zabrać z tym wszystkim.

Nożyczkami rozcięłam nogawkę ciemnych dżinsów, aby dokładnie obejrzeć ranę, która na szczęście nie była aż tak głęboka na jaką wskazywała ogromna ilość krwi, ale musiałam ją zaszyć. Zacisnęłam zęby, przypominając sobie wszystko, czego nauczyła mnie matka. Wiedziałam, co robić.

Przymknęłam na moment powieki i wzięłam głęboki oddech. Ponownie spojrzałam na ciętą ranę.

Dasz radę, pomyślałam.

Następczyni DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz