Rozdział 33

1.4K 96 65
                                    

Miłego!

Carter

Nigdy nie byłem dobrym człowiekiem. Nigdy nie miałem być dobrym człowiekiem. Urodziłem się w świecie, w rodzinie z nazwiskiem, która w swoim słowniku nie miała takiego pojęcia. I chociaż moja matka różniła się od ojca, znałem ją zbyt krótko i za bardzo ignorowałem jej słowa, aby znaleźć w sobie cząstkę dobroci. Wszędzie panowało zło, które przenikało aż do kości. Zawładnęło każdą częścią mojego ciała. Serca z czasem się wyzbyłem, a mój umysł przesłoniła gęsta mgła.

Mój ojciec był zły. Rządził ludźmi poprzez strach, mną także. Sprawił, że stałem się maszynką do zabijania i wyrównywania rachunków. Nie miałem litości, ani wyrzutów sumienia. Jedyną emocję, którą we mnie pielęgnował była złość. Złość, która odbierała mi jasność myślenia i nad którą w pewnym momencie straciłem kontrolę. Jednak on tego chciał. Chciał nieposkromionej bestii, która zrobi wszystko, co tylko się jej nakaże. I w pewien sposób mu się to udało. Zawsze chciałem go zadowolić, zaimponować mu, więc robiłem wszystko, czego tylko zapragnął. Byłem na każde skinienie jego palca i ze spuszczoną głową przyjmowałem kierowane w moją stronę obelgi. Zachowywałem się, jak wytresowany piesek, ale w pewnym momencie zrozumiałem, że dla ojca wciąż było to za mało. Za każdym razem chciał więcej i więcej, a ja nadal nie potrafiłem się postawić. Gdybym umiał, mój ślub z Evelyn nigdy nie zostałby nawet zaplanowany.

Gdy tylko pojawiłem się w domu po tym, jak wyszedłem z mieszkania Isabelli, oznajmiono mi, że ojciec czeka w gabinecie. Ze związanym w supeł żołądkiem poszedłem prosto w tamtą stronę. Zapukałem do drzwi, chociaż to był mój cholerny dom, i dopiero, kiedy usłyszałem wyzute z wszelkich emocji wejść, nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka.

Ojciec siedział w skórzanym fotelu za biurkiem i palił kubańskie cygaro. Stojąc przy drzwiach, bo nawet nie odważyłem się poruszyć, przyglądałem się mu. Miał za sobą wiele wiosen, a czas wcale mu nie sprzyjał. Jego włosy już dawno całkowicie pokryły się siwizną, a sieć zmarszczek z każdym dniem stawała się coraz większa. Z twarzy nie schodził mu wiecznie niezadowolony grymas, a złoty ząb, który niegdyś sobie wstawił, błyszczał, gdy mężczyzna tylko otworzył usta.

Nienawidziłem go. Zupełnie tak, jak on nienawidził mnie.

– Siadaj, Ash – powiedział niskim głosem, na dźwięk którego wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł dreszcz.

Wydawał się to zauważyć, gdyż kącik jego ust się uniósł.

Od razu wykonałem jego polecenie, zajmując miejsce naprzeciwko niego. Znowu byłem tym małym chłopcem, który nigdy nie potrafił sprzeciwić się tacie. Chociaż ten nigdy nie zasługiwał na takie miano.

– Mam nadzieję, że dobrze bawiłeś się na weselu mojej siostry – powiedział, więc jedynie przytaknąłem. Dobrze wiedziałem, że nie oczekiwał rozbudowanej odpowiedzi. – Wywiązaliśmy się z umowy z Reinami, więc już nic nie stoi na przeszkodzie moim planom.

Nie odezwałem się.

Wypuścił dym spomiędzy ust.

– Ożenisz się z Evelyn. Ślub odbędzie się w połowie czerwca – oznajmił, jakby to była najprostsza i najbardziej normalna rzecz na świecie.

Moje mięśnie stężały.

– Słucham? – zapytałem oszołomiony.

– Nie każ mi się powtarzać. – Zacisnął palce na podłokietniku. – Jutro podacie do prasy i mediów datę najszczęśliwszego dnia w waszym życiu. Spraw bym był zadowolony z tego przedstawienia.

Następczyni DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz