Rozdział 25

1.6K 102 46
                                    

Po drodze do wyjścia, wrzuciłam jeszcze do plecaka naszyjnik, który zgarnęłam z kuchennego blatu i który zamierzałam oddać Nolanowi do sprawdzenia. Wprawdzie mogłam przekazać go moim pozostałym dwóm ochroniarzom - Brandonowi lub Paulowi - jednakże po zdradzie Axela nie potrafiłam im zaufać tak jak powinnam była.

Z tego, co udało mi się dowiedzieć, Axel już od jakiegoś czasu nie chodził po tym świecie. Czy pieniądze były warte gwarantowanej śmierci?

Słyszałam, że Carter osobiście się z nim rozprawił, a co za tym szło, miałam u niego dług i wcale mi się to nie podobało.

Wsiadłam do samochodu, za którego kierownicą siedział, jak zawsze opanowany i poważny, Nolan.

- Czy to napewno jest dobry moment, abym wróciła do szkoły? - zapytałam, a jego wzrok powędrował do wstecznego lusterka, gdzie nasze oczy się spotkały. Po chwili ponownie wrócił do uważnego śledzenia rozciągającej się przed pojazdem drogi.

- Szef powiedział, że musi panienka wrócić do normalności, aby nie wzbudzać więcej podejrzeń. Poza tym minęło prawie półtora tygodnia, a my nie mamy żadnych informacji o jakichkolwiek ruchach w tej sprawie.

Skinęłam głową i wyciągnęłam telefon, aby przejrzeć moje media społecznościowe. Lubiłam być na bieżąco z plotkami ze świata gwiazd, a także tymi na mój temat, chociaż one ostatnimi czasy ucichły i wcale tego nie żałowałam. Nigdy nie chciałam być osobą publiczną, ale to była część mojego życia.

Kilka minut później wysiadłam z samochodu, dziękując mojemu ochroniarzowi i zamknęłam drzwi. Otuliłam się ciaśniej płaszczem, gdyż wiatr niemiłosiernie uderzał porywistymi podmuchami, a deszcz osiadał na moich włosach dużymi kroplami.

Pogoda idealnie oddawała mój nastrój związany z powrotem do szkoły.

Szybkim krokiem pokonałam drogę dzielącą mnie od wejścia do budynku i odetchnęłam z ulgą, gdy znalazłam się w środku. Od razu uderzył we mnie gwar rozmów i śmiechów.

Westchnęłam. Było dopiero przed dziewiątą. Skąd ci ludzie brali tyle energii?

- Gdzie podziewałaś się przez tyle czasu, suko?

Spojrzałam na opierającego się o szafki Olivera, a na moich ustach wykwitł nikły uśmiech.

- Nie szczerz mi się tutaj tylko gadaj, bo nie ręczę za siebie.

Uniosłam ręce w poddańczym geście i zatrzasnęłam metalowe drzwiczki. Zanim jednak zdążyłam się odezwać, stwierdził:

- Albo wiesz co? Nic nie mów. Widzimy się w przerwie obiadowej na stołówce i zabierz tamte dwie zdziry.

- Też się cieszę, że cię widzę - powiedziałam ironicznie, patrząc na jego oddalające się plecy.

Poprawiłam torbę na ramieniu i ślimaczym tempem udałam się w stronę klasy, w której miała się odbyć moja znienawidzona lekcja - matematyka. Wiedziałam, że Miller w końcu mnie przeklnie, o ile jeszcze tego nie zrobiła.

Zajęłam miejsce w trzeciej ławce przy oknie i wyjęłam swoje rzeczy. Stukając krótkimi paznokciami w blat, czekałam na Grace, która wpadła w ostatniej chwili.

- Wiesz, że cię nie cierpię - oznajmiła zdyszana, siadając obok mnie.

- Myślisz, że chciałam złapać to paskudztwo, jakim jest grypa? - zapytałam, perfidnie kłamiąc. Jednak nie mogłam inaczej.

- Mogłaś poczekać do końca roku - mruknęła, a ja zachichotałam.

- Następnym razem zapamiętam.

Następczyni DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz