Rozdział 2; Co za absurd!

920 31 4
                                    

Kendra uklęknęła przed małą statuetką wróżki.
- Witaj, Królowo Wróżek. Tu Kendra Sorenson. Przyszłam do ciebie z ważną informacją.
Lekki wiatr poruszył włosami dziewczyny. Poczuła znajome wiele zapachów. Odetchnęła świeżym powietrzem.
Wyczuwam smutek.
- To ty? - spytała Kendra.
Tak. Cóż to za negatywne emocje wdarły się do twojego serca?
- Królowo, ja... chodzi mi o Paprota.
Nie tak coś z nim? - Kendra wyczuła w jej słowach niepokój, który zaraz miał się zamienić w rozpacz jeszcze większą, niż u niej samej.
- Nie tak to za mało powiedziane - wykrztusiła i zacisnęła powieki. Nie udało jej się zatrzymać łez.
Nie płacz. Widzę, że jest ci trudno przez coś przejść. Wyrzuć to z siebie.
- Nie wiem jak zareagujesz - powiedziała szczerze dziewczyna, przełykając łzy.
Niewiele mnie już zaskoczy. Mów, o co chodzi. Zapewne Paprot nie będzie mógł wrócić w ustalonym dniu, mam rację?
- W ogóle nie będzie mógł wrócić.
Królowa zamilkła. Kendra wyczuwała, że próbuje przyswoić tę informację.
Jak to: w ogóle?
- On... On... - dziewczyna znów się rozpłakała. - Nie potrafię o tym mówić - szepnęła.
Kendro, wiesz, jak mi na nim zależy. Powiedz, proszę. Dlaczego nie wróci? Gdzie on jest? Masz z nim jakiś kontakt?
- Nie. Jego nie ma. I nigdy nie będzie. I to przeze mnie!
Co?
Po raz pierwszy, odkąd Kendra poznała Królową, ta podniosła głos.
Jak to nie ma? Nic nie rozumiem. Dlaczego przez ciebie?
- Kendro! - dziewczyna usłyszała babcię Ruth. Pewnie stała na pomoście.
- Zaraz! - odkrzyknęła. - Rozmawiam z Królową.
Nie rozumiem - powtórzyła Królowa Wróżek. - Dlaczego przez ciebie?
- Gdybym go tam nie zostawiła... Zginęłabym, ale...
Gdzie?
- W smoczym azylu. W Dolinie Tytanów.
Kendro, opowiedz mi wszystko od początku i dokładnie.
Kendra wzięła wdech i powiedziała:
- Byliśmy w Dolinie Tytanów, aby odzyskać wspomnienia mojego brata, Setha.
Pamiętam go.
- Tam spotkaliśmy Królową Olbrzymów - ciągnęła dziewczyna. - a ona powiedziała, że jeśli chcemy odzyskać wspomnienia, musimy wygrać jakieś "Igrzyska Tytanów". Wzięliśmy w nich udział i po kilku dniach pracy udało nam się zwyciężyć. Dostaliśmy jakąś szklaną kulę, a kiedy Seth ją rozbił natychmiast sobie wszystko przypomniał. Kiedy mieliśmy wracać, zaatakowały nas smoki z Celebrantem na czele. Wiele rzeczy spłonęło. Paprot kazał nam uciekać, a sam miał walczyć swoim drugim rogiem. Nie chciałam się zgodzić, ale w końcu uległam. Razem z Tanugatoą Dufu, mistrzem eliksirów, Warrenem i Vanessą, przyjaciółmi, biegłymi szermierzami oraz Sethem pobiegliśmy i za pomocą lewiatana wróciliśmy do Gadziej Opoki.
Twoich przyjaciół również pamiętam.
- Uwolniliśmy dziadków i kilku członków załogi byłych opiekunów tego azylu, czyli nas, po czym wróciliśmy do Baśnioboru. Paprot miał przenieść się do nas za pomocą kapliczki.
W pewnym momencie wyczułam jego bliską obecność przy kapliczce - przytaknęła Królowa. - Nagle zanikła. Nie, jakby odchodził, ale jakby zniknął w miejscu.
Kendra zebrała się w sobie i przygotowana na wybuch złości i wiele trosk i żalów wylanych na nią oznajmiła:
- On... nie przeżył.
Spuściła głowę i oczekiwała na najgorszą część tej rozmowy.
Nie...
Kolejny raz tego dnia Kendra się rozpłakała.
- Bo Ronodin... Gdybym tam była... Mogłabym coś zrobić... Ale oczywiście mnie nie było!
Jej szloch rozdzierał powietrze.
- Kendro, co się dzieje? - wołała babcia, ale nie zwracała na nią uwagi.
Jak to możliwe?
- Nie wiem... Ja rozumiem, że to moja wina... Proszę, zostaw mnie... Nie, ja naprawdę nie chciałam do tego dopuścić!
Dziecko, ty moje dziecko...
Świat zawirował, zbielał, a po chwili zapłakana Kendra klęczała na trawie w Krainie Wróżek. Znów zobaczyła to czerwone niebo i usiane kwiatami pola, ale teraz pojawiły się tu drzewa i różne lasy - świerkowe, dębowe, a nawet sekwojowe, pnące się wiele metrów w górę.
- Witaj Kendro.
Dziewczyna odwróciła się i wstała. Za nią stała we własnej osobie Królowa Wróżek. Dopiero teraz zobaczyła, jak naprawdę wygląda: długie, srebrne włosy, biała suknia z tiulu i aura, która ją otaczała, nie pozostawiała złudzeń do jej tożsamości.
- To ty... - szepnęła Kendra.
Dobrotliwe srebrzyste oczy Królowej spoglądały na nią z troską, a nie ze złością, jak się spodziewała. Na twarzy widać było ślady po łzach.
- Kendro, czy ty naprawdę myślisz, że obwiniałabym cię za śmierć mojego jedynego syna? Tego, który żywi do ciebie tak silne uczucia?
- On? Do mnie?
- Czy ty naprawdę myślisz, że to ty jesteś za to odpowiedzialna?
- Nie wiem...
- Widzę, że ci na nim zależy. - Istota podeszła i starła łzę z policzka Kendry.
Poczuła się wybita z równowagi.
- No bo... Jest... Był taki odważny, troskliwy, miły... Ja wcale nie myślałam o związku! To znaczy podobał mi... Nie wiem! - zakryła głowę rękami.
Królowa uśmiechnęła się łagodnie.
- Wiesz, że kiedyś do mnie przyszedł i zapytał, czy nie mam nic przeciwko waszej przyjaźni?
- Naprawdę? Czyli mu na mnie... zależało?
- Oczywiście! Domyślam się, o co mu chodziło.
Kendra spuściła głowę.
- Czyli... wierzysz mi? Nie jesteś na mnie zła?
- Jak mogłabym być? Jesteś moją służebnicą. Wiem, że mogę ci ufać. Ktokolwiek inny owszem, ale ty na pewno byś go nie... pozbawiła życia - zacisnęła cudowne usta.
- Jeśli kiedykolwiek dostanę do ręki wystarczająco mocny miecz, to pójdę i zabiję Celebranta za to, co zrobił.
- Nie uda ci się. - Królowa uniosła dłoń, najwyraźniej przygotowując się do odesłania dziewczyny. - Zresztą zrobił to Ronodin.
- Ale Ronodin też nie żyje. Wobec tego wezmę się za Celebranta.
- Ronodin nie żyje? Zawsze to jakieś pocieszenie. Trzymaj się w zdrowiu i przy życiu, Kendro, bowiem masz w sobie znacznie więcej mocy, niż ci się wydaje.
Królowa pstryknęła palcami. Po chwili Kendra znów stała na wysepce i natychmiast usłyszała rozpaczliwe wołanie babci.
- Jestem tutaj! Już idę! - zawołała, żeby chodź trochę ją uspokoić.
Pobiegła do brzegu. Zgodnie z obietnicą najad łódka stała tam i czekała. Dziewczyna usiadła w niej i pomachała Ruth, która uśmiechnęła się z ulgą.
- Na pewno dotrzesz?
- To się okaże. Narindo, Chiatro, Zolie, jestem gotowa! - zawołała trzy najady, których imiona zdołała rozpoznać podczas wcześniejszej konwersacji.
Łódka ruszyła w stronę pomostu.
- Strasznie się wlokłaś - to była Zolie.
- Byłam w Krainie Wróżek.
Na te słowa łódka zwolniła, ale wciąż podążała do hangaru.
- Niemożliwe! Śmiertelniczka?
- Co za absurd!
- I jak tam było?
- Powiem wam, jeżeli przestaniecie się na mnie rzucać, aby mnie utopić - stwierdziła Kendra.
- Mamy zrezygnować z naszej ulubionej zabawy?
- Może ona ma rację... - zastanowiła się Hyree, kolejna najada.
- Przestań, nie możemy tak myśleć!
- Chętnie posłucham, co opowie.
- Opowiem, kiedy następnym razem przyjdę nad staw - obiecała Kendra. - Słowo. Ale siądę w takim miejscu, żebyście mnie nie dosięgnęły.
Kilka najad westchnęło.
Łódka dobiła do brzegu. Babcia Ruth właśnie szła w jej stronę. Kendra wysiadła.
- Dziękuję wam. Resztą zajmę się sama.
Chwyciła za dziób i z niewielkim trudem wciągnęła łódź do hangaru. Zamknęła bramę kluczem leżącym na kamieniu. Kiedyś, gdy po raz pierwszy potrzebowała pomocy Królowej, któraś z najad dała jej ten kluczyk, a ona przechowała go na wypadek, gdyby kiedyś jeszcze musieli dostać się na wyspę. Odłożyła klucz w to samo miejsce i podbiegła do babci.
- Więcej nie znikaj na tak długi czas - Ruth pogroziła jej palcem, ale się uśmiechnęła.
- Wiedziałaś przecież, gdzie jestem.
- Za tymi krzakami cię nie widać. Skąd miałabym wiedzieć, czy coś się nie dzieje?
Dziewczyna wzięła swój koc i ruszyły do domu.
- Na tej wysepce Królowa nade mną czuwa. Tam nie ma zagrożeń. Jakby co, pewnie zawołałaby pomoc.
- Nie możesz jej przeceniać. Jak było?
- Byłam w Krainie Wróżek.
Ruth uniosła brwi.
- Żartujesz sobie ze mnie.
- Nie.
- Żaden człowiek jeszcze tego miejsca nie odwiedził!
- A i owszem. Kiedyś był tam Seth, pamiętasz, kiedy uciekał przed smokami.
- Rzeczywiście.
- A wcześniej jeszcze ja tam byłam - tu zwolniła. - z Paprotem...
- Jasne, rozumiem - szybko powiedziała babcia. Dochodziły już do domu. - Może chciałabyś świeże maliny?
- Z chęcią, poproszę.
Babcia weszła do domu i przyniosła koszyk owoców, a dziewczyna podziękowała i poszła do ogrodu. Usiadła na trawie.
Poczuła podmuch powietrza za sobą, ale zanim się odwróciła, ktoś zasłonił jej oczy i zapytał znajomym głosem:
- Jak myślisz, kto to?

Baśniobór; Wszystko Może BolećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz