Szli gęsiego. Nazwa tego azylu najprawdopodobniej wzięła się od dużej ilości lasów, a w szczególności takich, w których aż roiło się od spalonych drzew. Normalne oczywiście też były, ale w mniejszej ilości. Właśnie podążali drogą w takim lesie spalonych drzew. W runie i podszyciu leżało mnóstwo połamanych gałęzi i suchych, czarnych liści. Kendra rozglądała się dokoła siebie. Miała złe przeczucia do tego miejsca, poza tym było ono niepokojące. Tutaj wszędzie mogło się coś czaić. Kurczowo zaciskała dłoń na trzonku berła znajdującego się w jej kieszeni. Nie wiedziała, jak miała się tym bronić, ale "lepszy rydz, niż nic", prawda? Mogła przynajmniej zatrzymać cios, jeśli ktoś będzie chciał jej przyłożyć, ale co dalej? Najwyżej opóźniona o kilka sekund śmierć. Fajnie się żyło, ale na wszystko przyjdzie koniec.
- Nie wydaje się wam, że ktoś za nami idzie? - nie wytrzymała w końcu.
Trask się zatrzymał.
- Raczej nie, ale ty może wyczuwasz coś więcej niż my.
- Kendro, kiedy wrócimy do domu, masz mi wytłumaczyć wszystko po kolei - westchnął Scott. - Dlaczego ona ma coś więcej wiedzieć?
- Jest wróżkokrewna. - Seth wzruszył ramionami.
- Że co?
- Czujesz czyjąś obecność? - Warren podszedł do dziewczynki.
- Tak, chociaż... Możliwe, że mi się wydaje.
- Chodźmy dalej - zaproponował Tanu. - Kendro, jeśli znów kogoś poczujesz, powiadom nas.
- Dobrze.
Ruszyli dalej. Rodzice szli z tyłu i cicho rozmawiali między sobą. Dziewczyna szła za Sethem im patrzyła w ziemię.
Paprot byłby z ciebie dumny.
Niby nic takiego, a jednak te słowa ją poruszyły. Rozdzieliła zdanie w myślach.
Paprot.
No właśnie, Paprot. Jak ona za nim tęskniła... Ciągle myślała o tym, że mogłaby tam być, a nie uciekać. Mogła nie posłuchać. Lepiej, gdyby on przeżył, a ona zginęła. A tak straciła jedną z ważniejszych osób w jej życiu.
Byłby.
Byłby. Gdyby żył. Ale nie żyje. Lecz czy na pewno byłby? A może nie miałby zdania na ten temat? Nie każdego musi to przecież obchodzić, prawda? To, że dziewczyna nauczyła się czegoś nowego, zrobiła coś niezwykłego nie znaczyło, że musiałoby go to zainteresować.
Dumny.
Na pewno dumy? Może raczej niezadowolony? Co prawda nie miałby powodów, ale zawsze może się jakiś znaleźć. Wcale nie musiałby od razu bić brawo, możliwe, że by zazdrościł.
Z ciebie.
A może z kogoś innego? Na przykład z Setha, bo tak długo wytrwał w rozmowie, albo z taty i mamy, bo wciąż wierzyli w swoje dzieci. To nie musiała by być Kendra.
Paprot byłby z ciebie dumny.
Czy na pewno...?
Obecność... Tylko czyja?
- Stójcie - powiedziała. Sama się zatrzymała.
- Znów czujesz? - zapytała Vanessa.
Skinęła głową w potwierdzeniu.
- To kobieta - oznajmiła. - Młoda i energiczna. Idzie za nami od dłuższego czasu.
- Widziałaś ją? - dopytywał się Tanu.
- Nie, tylko czuję jej obecność. Tak jak bliskość każdego z was.
- I wiesz z grubsza, kto to jest?
- Mniej więcej. Jaki mamy właściwie cel wyprawy?
- Zdobyć pewien artefakt. Dążymy do miejsca zwanego Jasną Świątynią - odparł Trask.
Kendro!
Dziewczyna się obróciła. Ktoś ją wołał.
- Musimy dostać się tam przez kanion, którym przejdziemy pod legowiskiem smoków - ciągnął przewodnik.
Kendro!
- Będziemy musieli zachowywać się bardzo cicho, bo jeśli nas usłyszą będzie koniec...
Proszę przyjdź!
- Nastepnie dostaniemy się do miejsca zwanego Czaszą Piekieł, której wnętrze przeklął...
Potrzebuję cię!
- ...imieniem Harrison. Wydostaniemy się stamtąd otworem w kamieniu, który niestety trzeba będzie znaleźć...
Nazywał się Chrillie i był astrydą. Wiedziała to. Był niedaleko, ale pilnie jej potrzebował.
Zdenerwowana ruszyła biegiem prosto w las, zbaczając ze ścieżki.
- Gdzie idziesz? Wracaj! - zawołał za nią Warren.
- Idę po nią - usłyszała głos swojego ojca. - Zostańcie tu.
Łamała gałązki rosnące w niskich partiach lasu lub leżące na ziemi, przedzierając się przez krzaki. Nie zatrzymywała się, bo im prędzej będzie na miejscu, tym lepiej. Za nią biegł Scott.
Gdy dotarła na miejsce, zrobiła ostatni skok. Sięgnęła stopą za daleko, bo tam kończyła się już ziemia. Stoczyła się ze zbocza i upadła w pokrzywy. Piekły ją ręce, ale to nie miało znaczenia. Poderwała się i skryła za drzewem.
Nie zwracała uwagi na ojca, który dawał jej znaki, aby wróciła. Ignorowała liczne wróżki, które podłączamy do niej i szczebiotały ucieszone. Wiedziała, że astryda jest ważny.
Przykucnęła i zaczęła skradać się w stronę źródła głosu.
Frasskav ratuc retrog thus jarke! - rozległo się w oddali, kiedy dobiegł do niej zdenerwowany Scott.
Zdębiała, bo zrozumiała sens tych słów.
CZYTASZ
Baśniobór; Wszystko Może Boleć
FanficAkcja dzieje się po wydarzeniach z trzeciej części Smoczej Straży. Opowiada o uczuciach Kendry do Paprota i odwrotnie, a także o zwykłym życiu rodziny. Osiągnięcia: 1 #sorenson 1 #baśniobór 2 #bracken 3 #seva