Rozdział 11; Sprawdzam, jak to brzmi

518 25 1
                                    

Pył zaczął wolno opadać. Wystarczyło, aby unosił się tylko nad posadzką, aby Seth widział wystarczająco.
-----------------------
Warren doniósł trzy kije mniej więcej tej samej długości, aby wszyscy mogli przejść tam, gdzie czekał na nich Seth. Gdy wszyscy doszli zaczęli się rozglądać. Musiało to być coś ważnego.
- Wzięliście róg? - spytał chłopiec.
- Tak, mam go - odparł Tanu. - A jest ci potrzebny? - zaczął rozpinać swoją torbę.
- Nie, na razie nie... - Wtedy Seth coś dostrzegł. Chwila moment... Czy to...
- Kendra! - krzyknął i podbiegł do siostry. Leżała na ziemi z zamkniętymi oczami.
Uklęknął obok niej i wziął ją za rękę.
Marla i Scott nie ruszyli się z miejsca, podczas gdy pozostali również zebrali się wokół dziewczyny. Kobieta stała bez ruchu, a w oczach zbierały jej się łzy. Scott obejmował żonę.
- Daj róg - polecił Trask, a Tanu natychmiast zareagował. Wyciągnął przedmiot i podał przewodnikowi.
Seth położył głowę Kendry na swoich kolanach i pogładził jej włosy. Trask wetknął do dłoni dziewczyny róg i czekał. Jej wargi drgnęły.
- Działa - ucieszył się Seth. - Jest dobrze! - zawołał do rodziców.
- Seth, mógłbyś pójść po mój miecz? - poprosił Warren. - Zostawiłem go w tamtej sali.
- Jasne - zgodził się Seth. Przeskoczył na drugą stronę po broń.
- Dlaczego amulet nie działał tak, jak róg? - spytał Tanu.
- Amulet nie uzdrawia. On tylko chroni. Nawet, gdyby teraz Kendra wzięła go do ręki, nic by się nie stało.
Dziewczyna nadal leżała, ale dawała znaki życia. Skóra, wcześniej blada, odzyskiwała zdrową barwę. Kendra powoli otworzyła oczy i zobaczyła nachylonych nad sobą przyjaciół.
- Czyli zadziałało! - uśmiechnął się Warren. - Witaj w świecie żywych.
Pomógł jej usiąść, a potem wstać.
- Gdzie Kastro? - zapytała Kendra, wpadając na przyjaciela.
- Zabiłaś go - odpowiedział Trask. - Masz w sobie ogromną moc, Kendro, ale nie potrafisz jej wykorzystywać. Miałaś w sobie tyle światła, żeby nie dość, że pokonać potężnego wroga, a do tego długo wytrzymać w skażonym powietrzu. Niestety, róg też nie leczy, tylko oczyszcza. Masz w sobie jeszcze trochę trucizny. Nie będzie ci przeszkadzała, ale musimy znaleźć jakiegoś czarodzieja albo uzdrowiciela.
- Znam kilku - wtrącił Tanu. - Jeden uzdrowiciel mieszka około stu kilometrów stąd.
- Najpierw zdobądźmy artefakt - powiedziała dziewczyna. - Dziękuję wam. Bez was by mi się nie udało.
- Na nas zawsze możesz liczyć - zapewniła Vanessa. - Tak jak ty nam zawsze pomagasz, my tobie też będziemy.
- Gdzie jest Seth?
- Tam. - Kobieta wskazała chłopca, który właśnie przeskakiwał przepaść z pomocą kija.
- Gdzie jest ten wilk, którego też musimy pokonać?
- Za tobą jest przejście. Pójdziemy korytarzem, do którego ono prowadzi, bo na jego końcu jest sala podobna do tej. Tam go spotkamy.
- Zajmę się nim. - Kendra obróciła się w stronę, którą wskazywała.
- Nie ma mowy - nie zgodził się Warren. - Już raz ryzykowałaś. Wystarczy tego. Tym razem zrobi to ktoś inny.
- Ale nawet jeżeli zgi... - przerwała, bo usłyszała coś za sobą. Odwróciła się i wpadła wprost w objęcia brata.
- Seth, proszę cię! - jęknęła. - Udusisz mnie!
- Na kimś muszę się wyładować - odparł szczęśliwy chłopak, ale puścił siostrę.
- Ale żeby od razu zabijać? - spytała, masując ramię.
Podbiegła Marla. Ze łzami w oczach przytuliła córkę.
- Raz już myślałam, że nie żyjesz - powiedziała. - i mam już dosyć. Wystarczy mi wrażeń.
- Chodźmy dalej - Kendra ruszyła do drzwi, które miały prowadzić na korytarz.
- Ty już się nie narażasz - przypomniał Warren.
- Jasne, jasne. Nie nadaję się do tego - westchnęła.
- Musisz nauczyć się korzystać ze światła, które w sobie nosisz. Ono cię będzie chroniło.
- Chodźcie - Trask tworzył drzwi i gestem zaprosił wszystkich do środka. Skorzystali.
Weszli do korytarza. Było tam chyba jeszcze jaśniej, niż w obu poprzednich pomieszczeniach. Wszystko - podłoga, ściany, sufit - było zrobione ze świecącego kamienia. Dodatkowo pod ścianami stały przedziwne stoliczki, na których leżały błyszczące talerzyki. Ich przeznaczenie nie było znane.
Zatrzymali się przed innymi drzwiami z ciemnego drewna. Za nimi rozlegało się charczenie.
- Jakoś nie mam ochoty tam wchodzić - westchnęła Marla.
- Zostaniemy tu z Kendrą - dopowiedział Scott.
- Ja tam idę - zaprotestowała dziewczyna. - Może stanę z boku, może nie będę walczyć, ale chcę zobaczyć, jak im pójdzie.
- Poczekajcie tu moment - powiedział Warren i położył dłoń na klamce. - Zawołam, kiedy będziecie mogli wejść. Rozejrzę się trochę.
- Idź - zgodził się Trask. Warren zniknął za drzwiami. Po chwili usłyszeli tam wściekły ryk i tupot nóg, ale na pewno nie ludzkich.
Czekali w napięciu.
- Chodźcie! - krzyknął w końcu mężczyzna.
Rzucili się do drzwi.
- Poczekaj! - Marla złapała Kendrę za nadgarstek. Ta spojrzała na nią ze spokojem. Pozostali już wyszli. - Uważaj na siebie.
Dziewczyna kiwnęła głową i zniknęła za drewnem.
Pomieszczenie było niemal takich samych rozmiarów co poprzednie. Wilk nie wyglądał specjalnie inaczej od zwykłych, poza tym, że był ogromny. Miał czarną sierść i srebrne oczy, co go trochę wyroznialo. Tanu spokojnie mógłby stanąć pod jego łbem, a i tak by go nie dotykał.
Zwierz skrzywił się, gdy Kendra weszła do pomieszczenia. Najwyraźniej światło, które niosła go razilo. Spojrzał na nią mrużąc oczy i rzucił się w jej stronę. Sięgnęła do kieszeni po swoje berło. Zrozumiała, że i tak zajmie jej to za dużo czasu i zaczęła uciekać. Nie miało to za bardzo sensu, bo wilk był znacznie szybszy od niej, ale cóż można było innego zrobić? Wpadła w panikę, kiedy istota ją dogoniła. Zasłoniła się dłońmi, ale uderzenie nie nastąpiło. Spojrzała przed siebie i mimo sytuacji uśmiechnęła się. To Seth ją obronił. Zobaczył, co się dzieje i postanowił pomóc.
Odepchnął atakującego wilka i przyjął bojową pozycję. Kendra wreszcie wyszarpnęła berło z kieszeni i rozłożyła je.
- Ty nie walczysz - Seth złapał za uchwyt jej broni.
- Wiem. W razie czego będę się tym bronić.
Skinął głową i puścił trzonek.
- Uwaga! - krzyknął Tanu. Oboje odruchowo odwrócili się w jego stronę.
Mężczyzna rzucał jakimś flakonikiem. Szkło trafiło wilka w grzbiet i roztrzaskało się na kawałeczki. Stwór zatrzymał się, wydał z siebie dziwny dźwięk i... zaczął maleć.
- Eliksir zmniejszający? - zdziwił się chłopiec.
- Czyli nie trzeba go pić, aby uzyskać oczekiwany efekt - zastanowiła się Kendra.
- Nie działa tak dobrze jak normalnie stosowany - Tanu stanął obok nich. - ale to mocny specyfik. To awaryjna sytuacja, bo nie będę zmuszał tego wielkiego czegoś do picia płynu ani nie podam mu go dożylnie.
- Dożylnie?
- Zastrzykiem.
Kendra się wzdrygnęła. Nienawidziła zastrzyków.
Zwierz szalał. Biegał dookoła własnej osi i ni to szczekał, ni to ryczał. W końcu przyjął rozmiary zwykłego wilka. Warren wyciągnął miecz z pochwy, a Scott i Marla zajrzeli do pomieszczenia zaniepokojeni hałasem. Kendrze nagle coś przyszło do głowy.
- Czekaj! - krzyknęła, a Warren zatrzymał się.
- Co? - zapytał.
Zamiast odpowiedzieć dziewczyna powoli podeszła do wilka. On warknął.
- Co ty robisz? - Tanu złapał ją za ramię i chciał odciągnąć, ale się wyrwała.
Podeszła jeszcze dwa kroki i wyciągnęła rękę. Wilk złagodniał, ale nadal utrzymywał odległość. Na jej dłoni pojawiło się światło. Zwierzę podeszło zaciekawione i traciło nosem jej rękę, a ona przykucnęła. Wilk otarł się o jej przedramię, zamrugał i położył się na jej kolanach. Dziewczyna pogłaskała go po grzbiecie.
- Kendra oswaja niegdyś wielkiego, groźnego wilka który chciał nas zabić - powiedział Seth, a kiedy na niego spojrzała wyjaśnił. - Sprawdzam, jak to brzmi.
- Nie każdemu trzeba pomagać, ale też nie z każdym walczyć. - Dziewczyna odrzuciła włosy do tyłu. - Pójdzie za nami i będzie nam pomagać. On ma takie intencje. Umieścili go tu bez jego zgody, a przez cały swój pobyt tutaj próbuje się wydostać. Atakuje ludzi, bo nie potrafi rozróżnić ich od siebie i myśli, że to są ci źli, którzy go tutaj uwięzili.
- Czyli idzie z nami? - upewnił się Trask. - Nie będzie nas atakował?
- Nie. Potrzebuje czasu, żeby nam zaufać, ale nie zaatakuje.
- Widziałem już wszystko.
- Słuchajcie, weźmy ten artefakt - Kendra delikatnie zepchnęła wilka ze swoich nóg i wstała. On również się podniósł, ale został blisko niej. - i stąd spadajmy. Niedługo już tu jesteśmy, około godziny, a ja już mam z tym miejscem złe wspomnienia.
- Dobry pomysł - zgodził się Trask. - Artefakt powinien być w następnym pokoju.

Baśniobór; Wszystko Może BolećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz