Rozdział 3; Nie interesuj się!

857 27 4
                                    

- Raxtus? - rozpromieniła się Kendra.
- Zgadłaś! - smok odsłonił jej oczy. Dziewczyna się odwróciła.
- Co cię tu sprowadza?
- Wpadłem odwiedzić Shiarę. Pomyślałem, że ciebie też chciałbym spotkać, tak przy okazji.
- Dawno się nie widzieliśmy - przyznała dziewczyna.
- Słyszałaś już o wszystkim? - zapytał cicho.
Kendra westchnęła, co wystarczyło mu za odpowiedź.
- Dobra, wiem. Przepraszam.
- Przeniosłeś się przez kapliczkę Królowej Wróżek? - zmieniła temat wiedząc, że smok lubi ten sposób podróży.
- Tak, uwielbiam odwiedzać jej królestwo.
- Też tam byłam dzisiaj. - Dziewczynie przeszło przez głowę, że wszystkim się tym chwali.
- Naprawdę? - zdziwił się Raxtus. - Myślałem, że ludzie tam nie chodzą...
- To była wyjątkowa sytuacja. Musiałam powiedzieć o sam-wiesz-czym Królowej. Przepraszam, ale trudno mi o tym mówić.
- Rozumiem.
- A tak w ogóle, to jak sytuacja z ojcem? Ostatnio, gdy mnie uratowałeś to się na ciebie uwzięli.
- Ja ciebie u... A tak, pamiętam. No cóż, w tym nic się nie zmieniło. Tata już oficjalnie nie chce mieć ze mną nic wspólnego, bo to pogarszałoby jego status, pozycję. Pokłóciliśmy się trochę, bo nie chciał mnie zrozumieć, a ja nie chciałem być taki jak on. Od tamtego czasu się mnie wyrzekł. Ale dziękuję, że pytasz.
Kendra zauważyła, że Raxtus posmutniał na wspomnienie ojca. Podeszła i pogłaskała go po skrzydle, co przyniosło efekt zaświecenia się łusek smoka. Wiedziała, że on to lubi.
Raxtus warknął przyjaźnie.
- Szkoda, że nie mogę się z tobą poturlać po trawie.
- Jeśli co chwila byśmy się dotykali, moja rodzina miałaby latarnię za oknem.
- Racja - roześmiał się. - Wpadnę jeszcze wieczorem. Teraz lecę do Shiary.
- Do zobaczenia.
Machnął skrzydłami i z gracją wzbił się w powietrze. Dziewczyna wciąż nie mogła się napatrzeć na manewry, które wyprawia w powietrzu. Weszła do domu z pełnym w połowie koszem malin w ręce.
Zgodnie z zapowiedzią Raxtus zjawił się, kiedy zapadał zmrok. Kiedy spytała go, jak radzi sobie po ciemku, odpowiedział, że dziewczyna świeci tak jasno, że żadne inne światło nie jest mu potrzebne, czym wywołał delikatny rumieniec na jej twarzy. Porozmawiali trochę razem z Sethem, który koniecznie musiał znów zobaczyć smoka. W końcu pożegnali się, a Raxtus obiecał, że niebawem ich odwiedzi.

Choć minęły już dwa tygodnie od tamtego czasu, Kendra wciąż nie mogła pogodzić się ze stratą jednorożca. W głowie czasami słyszała niektóre jego słowa z dawnych lat, niemal każdej nocy miała z nim sny. Zaczęła cierpieć na bezsenność. Rodzice zamartwiali się i okłamywali samych siebie, że to minie i w końcu kiedyś będzie jak dawniej. Niestety, dziewczyna potrafiła spać tylko godzinę na dobę, co odbiło się na jej zdrowiu. Czasem miewała zawroty głowy, innym razem nagle upadała na ziemię, ale prędko wstawała i kontynuowała przerwaną czynność, jakby nic się nie stało. Pociemniały jej oczy, a usta zmatowiały. A wszystko to z tęsknoty.
Niektóre wróżki zauważyły te zmiany i pytały o powód, ale zawsze odpowiadała, że nic się nie dzieje. Większość natychmiast traciła nią zainteresowanie, ale jedna z nich bardziej się przejęła. Shiara niemal codziennie podpatrywała do dziewczyny i wypytywała o szczegóły, a później składała wszystko w całość.
W wolnym czasie Kendra zgodnie z obietnicą chodziła nad jezioro i opowiadała nie tylko o Krainie Wróżek, ale też wymyślała na bieżąco historie i snuła je godzinami. O dziwo, najady naprawdę słuchały i dopraszały się wyjaśnień niektórych części. Jedna czy dwie zwróciły uwagę na jej stan, ale szybko o tym zapomniały.
W nocy dziewczyna często schodziła na parter i piła po szklance lemoniady albo wody. Potem wracała do łóżka i rozmyślała. Oczywiście o Paprocie. Czasami zastanawiała się nad kolejnymi historiami dla najad, ale jej głowę zaprzątały głównie myśli o jednorożcu. Był taki przystojny, odważny, bohaterski, opiekuńczy i... szczery. Rozumny. Pomocny. Ale największy problem był w tym, że Paprot BYŁ. Był, bo już go nie było. A wszystko przez nią.
Niemal miesiąc po strasznym wydarzeniu do dziadka, jako do kapitana Rycerzy Świtu, przybył list. Zawierał on informacje, że Kendra i Seth są potrzebni w misji obalenia Celebranta. Z racji tego, że był on Królem Smoków, potrzebna była również odpowiednia osoba do rozmowy z nim. Rodzeństwo było jedynym znanym duetem, który mógł pomóc w tej sprawie. Pozytywne były dwie rzeczy: po pierwsze mogli zabrać ze sobą tyle osób, ile tylko chcieli, a po drugie z Kendrą było już lepiej i w nocy przesypiała niemal pięć godzin.
Zdołała się częściowo wygrzebać z depresji, ale tylko częściowo.
Kendra i Seth wspólnie wybrali do towarzystwa Tanu, Warrena i Vanessę a ich mama i tata uparli się, że również będą im towarzyszyć, głównie po to, aby opiekować się córką i pilnować syna.
Wyruszyli następnego dnia. Mieli przelecieć prywatnym helikopterem, więc wszyscy zapakowali się do środka. Babcie i dziadkowie stwierdzili, że są zbyt starzy na przygody, więc tylko machali im z werandy. Po wylewnych pożegnaniach wreszcie odlecieli.
Udawali się do smoczego azylu w Himalajach, Zimowej Groty, gdzie podobno przebywał Celebrant, więc po kilkunastu godzinach, gdy wszyscy już wyspani w miarę się obudzili, zatrzymali się w dużym sklepie we Francji, gdzieś w połowie drogi. Kupili tam najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak kurtki, szale, czapki zimowe, rękawice, a nawet kilka butelek z powietrzem, po dwie dla każdego. Aaron Stone zamienił się z innym pilotem, Ethanem Wavem, przystojnym brunetem, ponieważ musiał odpocząć po długim locie. W sklepiku zgarnęli jeszcze Traska i Olivię, wysoką kobietę o krótkich czarnych włosach. Podobno również specjalizowała się w rozmowie ze smokami. Polecieli dalej.
Pod sam koniec lotu ubrali kupione kurtki i tym podobne, bo robiło się coraz zimniej. Pilot również co chwila włączał autopilota, ponieważ musiał zarzucić na siebie kolejną warstwę. Kendra stała przy nim i instruowała go, gdzie ma lecieć, aby nie zboczyć z trasy przez zaklęcie dekoncentrujące.
- Ethan, zobacz. - Wskazała dłonią. - Musisz lecieć w tamtym kierunku. W żadnym innym. Tam i tylko tam.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Na pewno?
- Oczywiście.
Ethan posłusznie skręcił w stronę, którą wskazywała, chociaż widziała, że z trudem opiera się zaklęciu.
Zeknął na nią.
- Miałaś kiedyś jakiegoś faceta, któremu i ty się podobałaś, i on ci się podobał?
Zmrużyła oczy. Był może dwa, trzy lata starszy od niej.
- Możliwe, a co?
- A nic, tak tylko pytam. A masz go dalej?
- Nie mam - powiedziała wolno.
- Dlaczego?
- Nie... przeżył jednej z misji.
- Aha... A masz kogoś innego?
- Nie interesuj się! - warknęła.
- Dobra, wyluzuj. Dobrze lecę?
- Na razie tak - odparła zła. Znów przypomniała sobie o Paprocie...
Więcej się nie odezwał. Ona tylko parę razy wskazywała mu kierunek, jeśli go zmieniał.
- Dolecieliśmy! - zawołała, kiedy wylądowali na zboczu góry. W oddali usłyszeli ryk.
- To na pewno był Celebrant - stwierdził Seth.
- Ani mi się ważcie podchodzić do niego bliżej, niż trzydzieści metrów, zrozumiano? - obok nich stanęła Marla.
- Dobrze mamo - przytaknęła Kendra. - Ty w ogóle kiedyś go widziałaś?
- Nie.
- Nie wiesz, ile tracisz! - zawołał Seth i wyskoczył z wnętrza. Za nim wyszli pozostali pasażerowie.
- No dobrze, drużyno - oznajmił Trask. - Bierzcie plecaki, jeśli ktoś ma i ruszamy. Śmiertelnie niebezpieczna przygoda sama się nie odbędzie.

Baśniobór; Wszystko Może BolećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz