Rozdział 16; Poszukiwania

511 21 3
                                    

Doszli do końca nie natykając się na nikogo. Nie znaleźli żadnego ze swoich towarzyszy. Po drugiej stronie również były schody, chociaż trochę dalej, niż pierwsze. Uważnie weszli po nich na górę. Znajdowali się teraz w dużej sali. Tak dużej, że bez problemu zmieściłoby się tu ponad dwadzieścia smoków. Schody, którymi weszli, znajdowały się dość blisko jakiegoś ogromnego otworu, które pewnie było wejściem. Tyle, że "blisko" po ludzku to trochę co innego, niż "blisko" po smoczemu. A to właśnie było po smoczemu. Z miejsca, w którym stali, dostrzegli drugie wyjście z lochów. Na samym końcu tego monstrualnego pomieszczenia było spore podwyższenie, na którym spoczywał Celebrant. Chyba spał. Poza nim nie było tu żadnego smoka, pod ścianami chodziło kilka goblinów, a na środku stał Sfinks z Ronodinem. Rozmawiali.
- Musimy być ostrożni i cicho - szepnął Warren.
- To raczej logiczne - zauważył Seth.
- Chodźmy na razie tam - zaproponowała Eva, wskazując drugą stronę pomieszczenia. Stał tam niewielki względem smoka, czyli ogromny stolik. W ścianie nad nim wykuto otwór i umieszczono tam kraty. - Jestem niemal pewna, że znajdziemy tam chociaż jednego człowieka. Pewnie porozrzucali nas po całym tym miejscu, żebyśmy się jakoś nie zmówili.
- Dobry pomysł.
Przejście pod sam stolik było chyba najgorszą częścią całego pobytu w tym azylu. Niewiele brakowało, aby ktoś ich zauważył, ale na szczęście się udało.
- Nigdy więcej - zastrzegła dziewczynka, kiedy dostali się tam, gdzie chcieli. - Może i pragnę przygód, ale to nie na moje nerwy.
- Ja też chętnie zrezygnuję z takiej rozrywki - zgodził się z nią Warren.
- Popieram - stwierdził chłopak.
Wejść na stolik było trudno. Zrobiono go z jakiejś gładkiej materii, a do tego śliskiej. Na ich korzyść działało to, że pomiędzy jego nogami były poprzeplatane dziwne sznurki, na których mogli spokojnie usiąść, bo byli wystarczająco mali. Po długim czasie, chyba po pół godzinie, dotarli na górę. Padli wykończeni na powierzchnię stołka.
- Jestem w stanie krytycznym - stwierdziła Eva.
- Ciekawe, jak my stąd zejdziemy. - Warren spoglądał w dół.
- Seth, Eva, Warren! - usłyszeli.
Odwrócili się. Przez kraty wychylała się Vanessa. Podbiegli do niej.
- Seth, szybko, otwórz to! - ponagliła dziewczynka.
Kiwnął głową. Po tylu treningach, gdy musieli sprawdzać każdą z wielu cel, robił to niemal natychmiastowo. Zamek szybko się otworzył. Vanessa wybiegła na wolność.
- Nauczyłeś się czegoś nowego? - spytała i cmoknęła Warrena.
- Trochę więcej umiem - przyznał Seth.
- Mamy jakiś plan?
- Znaleźć resztę, a potem pomyślimy.
- Kiedy biegliśmy tutaj, widziałem klatkę zwisającą z sufitu - przypomniał sobie Warren.
- Gdzie?
- Tam. - wskazał centralnie środek pomieszczenia. I rzeczywiście, na suficie bujała się klatka.
- No to klapa - stwierdziła Eva. - Nie dostaniemy się tam.
- Na razie zejdźmy z tego czegoś - stwierdził Seth i ruszył do brzegu. Za nim podążyli pozostali. W jego głowie rodził się plan.
Tym razem poszło im szybciej. Uwinęli się w około piętnaście minut. Vanessa również dobrze sobie radziła.
- I co teraz?
- Musimy się tam jakoś dostać. Tylko jak? - zastanawiała się kobieta.
- Wejdźmy na razie pod stołek.
Przenieśli się pod niego.
- A teraz?
- Słuchajcie, mam taki plan - zaczął Seth. - Na tej klatce jest cień. Kiedy walczyliśmy z goblinem, odkryłem, że mogę przenosić się w cieniu. Tutaj też on jest. Przeniosę się tam i uwolnię tego, kto tam jest, pomogę mu wejść na klatkę, a potem razem przeniesiemy się tutaj.
- Brzmi dobrze - oceniła Vanessa.
- Zostańcie tu i pilnujcie, żeby nikt was nie złapał - ostrzegł Seth i zniknął.
Pojawił się na kulistym wierzchu klatki. Musiał przytrzymać się łańcucha, na którym wisiała, żeby nie spaść. Ostrożnie zsunął się niżej i przytrzymał prętów.
- Siemkaa...? - przywitał się zdziwiony. W środku był bowiem Tanu, jego tata i mama oraz Trask.
Poderwali się i podbiegli do niego.
- Seth, oszalałeś? A jak spadniesz? - przeraziła się Marla.
- Dlatego mnie posłuchajcie. Gdzie jest zamknięcie?
Wskazali sporą kłódkę.
- Zamknięte na amen. Bez klucza nie otworzysz.
Chłopak, przekładając stopy i przytrzymując się kolejnych prętów, zbliżył się do zamknięcia. Po dwóch sekundach kłódka się rozpięła i zawisła na ramieniu Setha.
- Co to takie ciężkie? - stęknął.
- Dość duże - zauważył Tanu.
- Weźcie to ode mnie.
Wspólnie położyli kłódkę na środku klatki i otworzyli drzwiczki.
- A teraz szybko.
Z pomocą mistrza eliksirów Seth z powrotem dostał się z powrotem na górę i pomógł po kolei wejść pozostałym.
- No dobrze, ale gdzie teraz? - Scott rozglądał się dookoła.
- Przygotujcie się. - Seth złapał za rękę jego i Traska po czym użył mocy. Przenieśli się na dół.
- No i gratuluję! - uśmiechnął się Warren. - Aż dwóch was tam wsadzili?
- Jeszcze mama i Tanu.
Seth znów przeniósł się pod sufit.
- Zaskakujesz mnie, kolego - Tanu był pod wrażeniem.
- To tylko jedna z kilku rzeczy, które umiem. Teraz wy.
Przeteleportowali się pod stolik.
- Czyli jednak czterech. - Warren pokiwał głową. - Kendry tam nie było?
- Bez urazy, ale zapewne nas tak roznieśli, bo umiemy więcej - stwierdził Seth. - Ja jestem zaklinaczem cieni, Kendra wróżkokrewna, Eva ze Świetnego Ludu, Warren... w sumie to nie wiem, ale dobrze walczy, no a Vanessa jest narkobliksem.
- Czyli teraz szukamy twojej siostry - podsumował Trask.
- Właśnie.
- Gdzie ona może być?
- Gdziekolwiek, prawie na pewno daleko.
- W takim razie się rozdzielimy i przeszukamy kilka miejsc na raz - zarządził mężczyzna.
- A jak ją znajdziemy, to co?
- To spadamy. Szybko, trzeba się spieszyć. Zaczynamy poszukiwania.
Rozdzielili się. Każdy szedł sam, tylko Eva nie chciała odstąpić od Setha. Wobec tego podążali razem. Umówili się, że jeśli ktoś znajdzie Kendrę, zagwiżdże.
Gwizd rozległ się dopiero po pół godzinie. Pochodził od Vanessy. Wszyscy, prędzej czy wolniej, zbiegli się tam, gdzie stała.
Vanessa odnalazła Kendrę siedzącą wysoko, na długim kawałku liny. Ona też ich już widziała i machała do nich, ale nie mogła zeskoczyć. Wysokość była zbyt duża.
- Seth...?
- Znowu? - jęknął.
- Dla twojej siostry.
Westchnął, ale się zgodził. Stanął w cieniu i zniknął, żeby pojawić się na linie za Kendrą.
- Za tobą - powiedział.
Dziewczyna poszłoczyla zaskoczona i prawie spadła, ale zdążył ją przytrzymać.
- Nie strasz mnie tak więcej! - odetchnęła, ale się uśmiechnęła. - Bardzo się cieszę, że was widzę! Nauczyłeś się czegoś nowego - zauważyła.
- Powiedzmy - zaśmiał się. - Chodź, nie mam zamiaru tutaj dłużej siedzieć. - Wyciągnął rękę.
- I w tym masz słuszność. - Chwyciła go.
Po chwili stali obok reszty. Trask as zmartwioną miną studiował coś na telefonie.
- Masz tu zasięg? - spytał Tanu.
- Mam.
- Co za farciarz! - stwierdzili równocześnie Warren i Seth.
- Niestety, z tego, co mówi mi GPS, jesteśmy... - urwał na moment. - W Gadziej Opoce.
- Co?!
- A zastanawiałam się, jak Celebrant wleciał do tego azylu, w którym byliśmy. - Kendra złapała się za głowę. - Tamten przecież nie upadł.
- Najprawdopodobniej dostarczył mu nas posłaniec.
- I co teraz?
- Na razie ruszmy się, zanim Celebrant się obudzi - zasugerował Scott.
- Za późno.
Obrócili się. Smok nachylał się nad nimi. Z tej perspektywy wyglądał jeszcze straszniej.
- W nogi! - krzyknął Trask.
Zaczęli uciekać. Celebrant wystrzelił za nimi jakiś ładunek z paszczy. Seth nie bez trudu, ale jednak go odtrącił. Trafił zdziwionego smoka w łapę. Ten zaryczał.
Uciekali dalej. Smok wypuścił chmurę dymu. Spowił ich, ale nie zadziałał. Nikt nie widział, jak oczy Setha zalśniły. Dym się rozwiał. Szybko schronili się pomiędzy drzewami. Smok, nie mogąc ich znaleźć, ryknął wściekle i wrócił do - jak się okazało - swojego pałacu.
- To było przerażające - stwierdziła roztrzęsiona Marla.
Kendra wyjęła z torby Tanu róg Paprota i trzymała go w dłoniach.
- Przynajmniej nam się udało - westchnęła. - Co teraz?
- Rozbijemy tu obozowisko - zadecydował Trask. - A właściwie nie tutaj, tylko na chronionej ścieżce. Kendra, Warren, przynieście gałęzie na ognisko. Pozostali budują szałasy.
Kendra kiwnęła głową i chciała odłożyć róg, ale w tym momencie usłyszała jakiś dziwny, nieznany głos w swoim umyśle.
Czy ktoś mnie słyszy?

Baśniobór; Wszystko Może BolećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz