Rozdział 24; Inne ciało

558 18 3
                                    

Kendra obudziła się około ósmej. Nie chciało jej się wstawać, ale no cóż, trzeba było. Pozbierała się więc, poszła do łazienki i przemyła twarz wodą. Chłodną, bo taka jest najlepsza. Przebrała się z piżamy. Długo zastanawiała się, co na siebie włożyć, aż w końcu wybrała błękitną bluzeczkę z napisem "Believe in your powers" , biały sweterek zapinany na guziki oraz szare legginsy. Na stopy wsunęła zwykłe, niebieskie trampki. Ubrała biały pasek i włożyła za niego róg.
Poprzedniego dnia dowiedziała się, że jej brat już ma dziewczynę. Uznała, że się pospieszył, ale trochę mu zazdrościła. Nie chciałaby mieć dziewczyny, rzecz jasna, ale chłopaka już tak. Zeszła do sali głównej.
- Dzień dobry - przywitała się i skierowała do wyjścia.
- Gdzie idziesz? - spytał Warren.
- Dookoła zamku, przejść się. Zaraz wrócę. Potrzebuję dotlenienia.
Słyszała jeszcze, jak Seth mówi do pozostałych:
- Ja tam bym w takiej sytuacji wyszedł na balkon.
Uśmiechnęła się i szybkim krokiem poszła na tyły zamku. Tak naprawdę wcale nie chciała tylko się przejść. Wczoraj dowiedziała się, że  pobliżu jest kapliczka Królowej Wróżek. Nie chciała z nią rozmawiać, ale musiała mniej więcej wiedzieć, gdzie ona jest, żeby zaprowadzić tam Paprota. gdy tylko zniknęła z pola widzenia przyjaciół, zaczęła biec. Słyszała niedaleko plusk strumyka. Przygotowała się do tego, że będzie musiała zanurzyć się w wodzie, ale nie. Kapliczka stała na małej wysepce pośrodku stawu. Nie dość, że był mały, bo miał około ośmiu metrów średnicy, to jeszcze był głęboki tylko na pół metra, nie więcej. Dziewczyna z doświadczenia wiedziała, że  droga do kapliczki tylko wydaje się łatwa, a tak naprawdę gdzieś muszą się kryć strażnicy lub jakieś pułapki. Tym razem nie wyczuwała niczyjej obecności, ale na wszelki wypadek nie wchodziła do wody. Obeszła pół stawu, nim znalazła kamienie, po których mogła przeskoczyć. Stanęła ostrożnie na jednym, wcześniej tylko naciskając go stopą. Nic się nie wydarzyło. Przeskoczyła trzy, cztery, pięć. Na ostatnim się zatrzymała. Nigdy nie było wiadomo, czy Królowa akurat życzy sobie jej wizyty. Z bijącym sercem wskoczyła na wysepkę i jak za poprzednimi razami w nic się nie zamieniła. Podeszła bliżej, ale zaraz zatrzymała się, bo zobaczyła to, co wcześniej zasłaniały jej krzaki. Kapliczka Królowej była zniszczona.
Westchnęła i z głową pełną myśli wróciła do zamku. Usiadła na swoim miejscu.
- Nie pogadamy sobie na razie z twoją matką - powiedziała do jednorożca.
- Dlaczego? - zdziwił się.
Pokręciła głową.
- Później ci pokażę.
I tak zrobiła. Po śniadaniu zaprowadziła Paprota do kapliczki. Ten smutno pokiwał głową.
- Czyli nici z rozmowy.
- Na to wygląda.
Dziewczyna podniosła fragment rozbitej figurki wróżki. Była to jej główka.
- Da się to jakoś poskładać? - spytała.
- Nie mam swojego pierwszego rogu - Paprot rozłożył ręce. - Gdybym go miał, coś mógłbym zrobić.
- Ja go mam. - Wyjęła zza pasa róg i podała go właścicielowi. - Nie ruszam się bez niego nigdzie.
Jednorożec zaskoczony patrzył na swoją własność. W końcu się uśmiechnął.
- Zapomniałem, że dałem go akurat tobie.
- Gdzie jest twój trzeci róg?
- Mam go, ale zostawiłem w swoim pokoju.
Ukląkł przed roztrzaskaną figurką i położył róg na ziemi, a na nim swoje dłonie. Mocno się skoncentrował. Po pół minucie westchnął.
- Za mało mocy.
- Spróbuj jeszcze raz - poprosiła Kendra.
Przytaknął i znów się skupił. Tym razem zajęło mu to więcej czasu, ale po minucie figurka rozjarzyła się białym blaskiem.
- To działa! - ucieszyła się dziewczyna.
Odłamki uniosły się w powietrze i zaczęły wirować, ale nie mogły się połączyć. Kendra szybko, widząc, że Paprot za chwilę odpuści, kucnęła i położyła rękę na jego dłoni. Zadziałała jak bateria. Figurka natychmiast zespoliła się w całość, zalewając okolicę wręcz nieosiągalnie jasnym światłem. Kapliczka była cała.
- Bardzo dobrze - pochwaliła Kendra.
- Połączmy się - odparł Paprot. - Matko?
Powietrze znajomo zafalowało. W ich głowach odezwał się głos.
Synu.
- Matko - szepnął Paprot.
Kendra spojrzała na niego, na kapliczkę i dyskretnie oddaliła się poza zasięg głosu, gdzie ani ona nie mogła słyszeć Królowej, ani Królowa jej. Zaczęła obserwować niebo. Och, jakie ciekawe chmury! Ta jest w kształcie konia, a ta przypomina watę cukrową. A tamta z kolei wygląda jak... twarz Ronodina? Nie, to niemożliwe! Na szczęście wiatr ją rozwiał. A masz ty... chwila, co?
Oderwała wzrok od nieba. Paprot przywoływał ją gestem, żeby podeszła. Wstała i podbiegła.
- Tak?
Poklepał trawę. Usiadła.
Kendro, ogromnie ci dziękuję. Nie wiedziałam, że potrafisz tak wiele.
Kendrze chwilę zajęło domyślenie się, że Królowa mówi o odrodzeniu jednorożca.
- Ale ja nic nie zrobiłam - powiedziała zdezorientowana. - Tylko byłam, podróżowałam, wystawiłam się na miecz Ronodina, a on mnie... no... obronił.
Wiem, co robiłaś. Obserwowałam cię. Poczekajcie.
Na chwilę zamilkła. Czekali moment, dwa, trzy, aż w końcu świat pobielał i przenieśli się do Krainy Wróżek.
Kendra zerwała się z trawy i obróciła. Wiedziała, że może tam spotkać Królową, i nie myliła się. Stała przed nią.
Jednorożec również się poderwał, podbiegł i przytulił matkę. Była wyższa od niego o głowę. Zrobiła symboliczny gest dłonią, a wtedy Kendra podeszła i pozwoliła się przytulić. Kiedy uścisk dobiegł końca, Królowa włożyła dziewczynie do dłoni jakieś światełko i zacisnęła.
- Otwórz z dala od przyjaciół, z wyjątkiem jego - szepnęła i wskazała dłonią syna.
Jeszcze raz ich uściskała, szepnęła coś Paprotowi (uśmiechnął się) i odesłała ich z powrotem.
- Chodź - powiedział jednorożec wstając. Wspólnie przeskoczyli na stały ląd. Kiedy przeszli kawałek, Kendra stanęła i otworzyła dłoń. Tego, co zobaczyła, nie dało się opisać.
Światełko pochłonęło większość okolicy. Dziewczyna ujrzała niemal wszystkie sceny ze swojego życia. Od małej, miesięcznej Kendry, do rozsądnej i pięknej szesnastolatki. Obrazy wirowały jej przed oczami, ale dobrze wszystko dostrzegała, rozróżniała. Równocześnie dookoła w jakby przyspieszonym tempi rosła trawa, kwiaty, gałęzie drzew się wydłużały, po prostu wszystko żyjące rozwijało się. Na ręce dziewczyny pojawiła się śliczna bransoletka utkana z miękkiej, czarnej skóry. Miała na sobie cztery perły, a między nimi trzy cosie wyglądające jak rogi jednorożca, ale dwu centymetrowe.
Uniosła nową ozdobę do oczu. Przy każdym rożku widniało oznaczenie: "I", "II" i "III". Dotknęła tego przy napisie "II". Nagle odłączył się i wydłużył. Upadł na trawę. Kendra podniosła go. Zawibrował, zatrząsł się i zamienił w miecz.
Paprot stał od dłuższej chwili w jednej pozycji i patrzył na dziewczynę z niedowierzaniem.
- Mogę? - zapytał.
Kiwnęła głową i podała mu miecz. W jego dłoni natychmiast obrócił się w róg.
- Ściśnij - polecił.
Kiedy to zrobiła, skurczył się znów do dwóch centymetrów. Jednorożec wziął jej rękę i lekko przyłożył do miejsca, w którym wcześniej był.
- Potrząśnij.
Nie odpadł. Trzymał się tak, jakby był tam od dawna przymocowany.
- Czekaj. - Paprot odszedł na chwilę, wrócił, odszedł w drugą stronę i znów wrócił. - Wiesz, co to oznacza?
- Nie.
- Weź ten trzeci i go użyj.
Dziewczyna oderwała i powiększyła rożek z napisem "III". Miała około metra długości. Odetchnęła i rozbudziła w sobie trochę energii. Jakaś podświadomość podpowiadała jej, jak ma użyć rogu. Ale z jakim efektem?
Róg zaczął się rozświetlać. Zmrużyła oczy. Poczuła się, jakby jej ciało eksplodowało, a po chwili znów czuła się normalnie. Ale coś tu się nie zgadzało... Patrzyła na Paprota z góry! Jak to możliwe? Przecież był wyższy od niej! Obejrzała się i stwierdziła, że owszem, żyje... ale w ciele konia.

Baśniobór; Wszystko Może BolećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz