Rozdział 8; Tutaj jest jakieś przejście

582 28 0
                                    

Szli przez kanion, o którym wcześniej mówił Trask. Okazał się on raczej wysoki i zbudowany z piaskowca i ciemnego, czerwonego piasku. Szli już około trzech godzin.
Gdy wyszli ze spalonego lasu zapadał już zmrok, więc zatrzymali się na łące i rozbili tam obóz. Była na szczęście chroniona magicznymi barierami. W górze od czasu do czasu przelatywały jakieś smoki lub inne stworzenia, czasem obok przebiegały jakieś zwierzęta. Mrok wesoło rozświetlały wróżki, które siedziały na kłodach przyciągniętych z lasu. Rozpalili ognisko i owinęli się kocami. Było bardzo przyjemnie.
Seth rozmawiał z siostrą. Udało mu się poprawić jej humor, co teraz wykorzystywał. Dziewczyna głaskała roztrzęsionego Chrillie'go. Wcześniej próbowała mu wytłumaczyć, że jej rodzina i przyjaciele nie są wrogami, ale on nikomu nie chciał zaufać.
- Kendro, Seth, chodźcie ze mną! - zawołała Vanessa. - Pójdziemy po więcej drew.
- Mamo, przypilnujesz Chrillie'go? - poprosiła dziewczyna.
- Oczywiście - zapewniła kobieta.
- Nie atakuj - zastrzegła astrydę Kendra i pobiegła za Vanessą i bratem.
Razem skierowali się do najbliższego połamanego drzewa.
- Nie potrzebujemy jakiegoś światła? - spytał Seth rozglądając się dookoła. - Nic nie widzę.
- Zapomniałam o tym! - Vanessa klepnęła się dłonią w czoło. - Zaraz wracam.
Wróciła do obozowiska.
- Ja też chcę widzieć w ciemności - narzekał chłopak.
- Niektórych rzeczy lepiej nie widzieć - powiedziała jego siostra.
Przybiegła Vanessa z latarką.
- Trzymaj. - Podała ją Sethowi.
- Ty nie potrzebujesz? - spytała Kendra.
- Skąd taki pomysł?
- Przyniosłaś tylko jedną i dałaś ją jemu. - wskazała brata.
- Pamiętasz, jak przyleciał do ciebie Raxtus i rozmawialiście wieczorem?
- Jasne. Mówił, że skoro ja świecę, on nie potrzebuje dodatkowego światła.
- No to widzisz, on jest istotą magiczną, więc widzi, jak świecisz. Ja jestem bliksem, więc też pochodzę ze świata magicznego. Widzę twój blask, ale nie aż tak jasno jak on.
- Świetnie. Niedługo stanę się waszą latarnią.
Przynieśli nieco drew i dorzucili do ogniska, a część zostawili na później. Kendra postanowiła porozmawiać z wróżkami.
- Hej hej! - zaczepiła przelatującą obok ciemnoskórą w niebieskiej sukience i z czarnymi włosami.
Ta zetknęła na nią niechętnie, ale Kendra znała na to sposób.
- Wybacz, nie mogłam się oprzeć - powiedziała po silviańsku. - Wyglądasz prześlicznie!
Ta od razu się zainteresowała. Do dziewczyny poleciało jeszcze kilka.
- Wy też jesteście piękne - zapewniła.
- Nazywam się Raya - przedstawiła się ta pierwsza.
- Lia - zapiszczała wróżka o blond włosach, w pomarańczowej sukience i ze skrzydłami pszczoły.
- Osoki - oznajmiła wróżka z długimi rudymi włosami w zielonej sukni jak z bajki.
- Femi - powiedziała najmniejsza, brunetka, w szarej sukience. - Twój silviański jest opanowany do perfekcji!
- Nie widzisz, jak ona świeci? - oburzyła się Lia. - To z pewnością służebnica Królowej!
- Jestem wróżkokrewna - przyznała dziewczyna. - Nazywam się Kendra. Mam do was prośbę.
- Jesteśmy gotowe tobie podlegać - odparła Osoki.
- Mogłybyście uzdrowić tamtego astrydę? - pokazała dłonią na Chrillie'go.
- Pewnie - odpowiedziała Raya. Razem z towarzyszkami poleciały do istoty i kilkoma błyskami zagoiły jego rozcięcia na skórze. Ten od razu poderwał się do góry i przysiadł na ramieniu dziewczyny.
- Dziękuję - powiedziała Kendra.
- Cała przyjemność po naszej stronie - pisnęła Femi i wszystkie odleciały.

Dlatego teraz, w podróży przez kanion, Chrillie leciał o własnych siłach tylko od czasu do czasu przycupując na jakiejś skalę lub ramieniu Kendry. Zdobył się na nić zaufania do Tanu i Setha, ale od pozostałych nadal trzymał się z daleka.
- Spójrzcie tam. - Trask kiwnął głową na rozpiętą płaską skałę nad kanionem trochę z przodu. Stawał się coraz niższy, a pod tą skałą wyprostowana mogłaby przejść tylko Kendra. - Na tej skalę mieści się legowisko smoków. Musimy być bardzo cicho, żeby nas nie usłyszały.
- Jasne - przytaknął Warren.
Wszyscy już trochę ostrożniej ruszyli w tamtym kierunku. Seth, idący przed siostrą, rozglądał się z ciekawością.
- Seth, uwaga! - krzyknęła Marla.
Coś szarpnęło go do tyłu za kołnierz. Prawie się przewrócił, ale wpadł na Kendrę. To ona go pociągnęła.
- Co robisz? - wyrwał się, ale ona znów go złapała. Tuż przed Sethem z wrzaskiem przeleciał dostojny peryton.
- Mogłam cię zostawić, ale wtedy wylądowałbyś na jego zatrutych rogach - wyjaśniła.
- Dzięki - wydyszał.
Gdy doszli do legowiska i większość z nich pod nie weszła, wylądował tam duży smok. Wyglądał dziwnie, bo zamiast łuskami był pokryty nadzwyczajnie giętką i elastyczną skórą. Na dodatek czarną. Musiało mu być bardzo ciepło. W końcu czarny kolor nagrzewa się od słońca.
Trask machnął ręką, żeby szli za nim i przytknął palec do ust. Wszyscy bezbłędnie zrozumieli polecenie - mieli zachować ciszę. Zaczęli skradać się pod skałą, uciszając siebie nawzajem. Trzęsła się, kiedy stwór zmieniał pozycję lub się poruszał, a wtedy zatrzymywali się w bezruchu i kontynuowali przechadzkę dopiero na znak przywódcy. W ten sposób udało im się przejść pod całym legowiskiem bez zwrócenia uwagi smoka. Podążali dalej.
Wkrótce dotarli do miejsca, które Trask nazywał Czaszą Piekieł. Wyglądała jak ogromna czaszka smoka, a dodatkowo otaczał ją rów wypełniony lawą. Była umieszczona na końcu drogi i jakby wtopiona w skały. Mogli albo wejść do niej, albo zawrócić. Innej drogi nie było.
- Nie dość, że jest lato i trzydzieści stopni, to jeszcze zaraz będziemy pływać w lawie, bo wrzuci nas tam smok czy coś w tym stylu - narzekał Seth. Warren był tego samego zdania.
- Uważajcie, żeby do niej nie wpaść! - ostrzegł Tanu. - Jest tak ze trzy razy gorętsza od zwykłej lawy.
Weszli do środka czaszki. Miała całkiem ładnie urządzone wnętrze.
- Rzeczywiście trochę tu gorąco - przyznała Marla.
- Szukamy teraz szczeliny, dziury w czaszce - oznajmił przywódca. - Przez nią musimy wyjść.
Zaczęli rozglądać się po ścianach. Gdzieniegdzie znajdowały się jakieś wgłębienia, ale donikąd nie prowadziły. Potwierdzała to Kendra, której wzrok przenikał najgorsze ciemności.
Dziewczyna skupiła się na odnajdywaniu światła, ale nie miało to sensu, bo przecież górę i boki Czaszy zakrywały głazy piaskowca.
- Tu coś jest - poinformował po raz kolejny Seth. Kendra zajrzała tam i weszła w głąb, ale po chwili wyszła i pokręciła głową.
- Tu też. - Tanu wskazał dużą szczelinę, ale na dużej wysokości.
- Nie dosięgnę tam. - Kendra próbowała coś dojrzeć, ale dziura była za wysoko.
- Czekaj. - Warren i Vanessa wspólnie przytargali sporej wielkości głaz. - Wejdź na to i sprawdź.
Dziewczyna wskoczyła na skałę i weszła do dziury.
- Uważaj tam! - zawołała Marla.
Odpowiedziała jej cisza.
- Kendro...?
- Tutaj jest jakieś przejście - dał się słyszeć jej stłumiony głos. - Chodźcie tu... Co jest?!
Wymienili spojrzenia i szybko wspięli się do szczeliny. Problemy z wejściem miał tylko Tanu, ale i on sobie poradził. Weszli do niewielkiego pomieszczenia. Kendra stała pod ścianą i patrzyła w sufit. Zaczął drżeć, potem pojawiły się na nim pęknięcia, aż w końcu załamał się pod jakimś ciężarem. Był nim smok. Ten smak, pod którym przechodzili. Ten z całkowicie czarną skórą.
- No proszę - powiedział kobiecym głosem. - Nie spodziewaliśmy się dziś gości. Ludzkich gości.

Baśniobór; Wszystko Może BolećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz