Naprawa nie trwała długo. Z pomocą czarodzieja, który bez wysiłku postawił wszystko na swoim miejscu, budynek wyglądał nawet lepiej. Zdali sobie sprawę z tego, że to już koniec ich przygód. Przynajmniej na jakiś czas.
Następnego dnia o świcie Trask zarządził pakowanie.
- Wracamy do domu! - ogłosił. - To znaczy, do Baśnioboru. Czyli dla niektórych do domu.
Zapanowała radosna atmosfera. Paprot poprosił Kendrę, żeby została jego dziewczyną, na co ta zgodziła się z ochotą. Eva postanowiła, że odwiedzi swojego ojca i powie mu o swojej decyzji, a Seth stwierdził, że chce koniecznie przy tym być. Tanu zbierał pozostałości Celebranta, a od króla Ricka dostał specjalną torbę podobną do chlebaka, w której mógł przenieść tyle składników, ile chciał. Warren i Vanessa dostali po nowym mieczu od Andromadusa, a Trask uzyskał kilka starych map i rycin, dzięki którym mógłby kiedyś poprowadzić ciekawą ekspedycję.
Ruszyli popołudniu. Evie udało się przekonać Traska, że chce odwiedzić swojego ojca i porozmawiać z nim. Przewodnik nawiązał kontakt z Aaronem i powiedział, że mają wypatrywać helikoptera.
- Jest! - zawołał Seth i wskazał doskonale widoczny na bezchmurnym niebie kształt.
Wpakowali się do środka.
- Nie mogłem was znaleźć - poskarżył się Aaron. - Ciągle coś mi mąciło, że lecę nie tam, gdzie powinienem. Mają tu niezły czar dekoncentrujący. Gdzie lecieć?
- Na razie do siedziby Świetnego ludu - odparł Paprot, a Eva uśmiechnęła się złośliwie.
Helikopter wystartował.
- Mówiłem już, że chcę to zobaczyć - zastrzegł Seth.
- Wszyscy zobaczycie - uspokoiła go dziewczynka.
- A ja za to nie jestem pewien, jak na to zareaguje twój tatuś - zaśmiał się Warren. - Ale będzie ciekawie.
- Z pewnością - zgodziła się Vanessa.
Dotarli w niecałe 10 minut. Kiedy Eva, która jako pierwsza wysiadała z helikoptera, stanęła na ziemi, zbiegli się do niej strażnicy.
- Wezwijcie lorda Dalgorela! - zawołał któryś.
Pozostali przepytywali księżniczkę.
- Chcę rozmawiać z ojcem - bagatelizowała każde pytanie.
Wkrótce wybiegł Dalgorel.
- Gdzieś ty się podziewała? - zapytał z troską, ale też ze złością.
- Tu i tam - odpowiedziała. - Byłam w Europie.
- Tak daleko? Oszalałaś?!
- Tak. I jeszcze jedno, tatusiu. Odchodzę stąd i nie wracam nigdy więcej.
Zapadła cisza. Wszyscy powoli analizowali to, co powiedziała.
- Dlaczego? - wykrztusił w końcu jej ojciec. - Po co?
- Mam dosyć twoich zasad. Traktujesz mnie jak idiotkę, jak pięciolatkę, która nie wie, jak się sobą zajmować. Chcę korzystać z życia, a nie siedzieć w jednym miejscu i udawać, że świat mnie nie dotyczy.
- Ale nie dotyczy!
- Mylisz się. To, że dla ciebie neutralność jest święta, nie znaczy, że dla innych też. Pamiętasz Loma? On miał rację, a ty go spławiłeś. Tak samo jak on myśli wiele ludzi w twoim mieście, ale nie mówią tego głośno, a ty tego nie zauważasz. Czy nie widzisz, że tylko szkodzisz swojemu ludowi? Oni nie są od tego, żeby słuchać twoich bezsensownych kazań!
Dalgorela zatkało. Myślał, że córka będzie przepraszać, że uciekła, obiecywać, że to się nigdy nie powtórzy, a tu proszę!
- Jesteś zupełnie taka sama, jak twoja matka - wycedził. - Co nie znaczy, że masz rację. Jesteś tylko dzieckiem i to ja decyduję, co możesz robić, a czego nie.
- Ona nie jest tylko dzieckiem - nieoczekiwanie odezwał się Seth. - bo gdyby była, już by jej z nami nie było. A tak, gdyby nie ona, nie dalibyśmy rady.
- Ty nie masz prawa głosu - parsknął ojciec Evy.
- Zgadzam się - potwierdziła Kendra, podchodząc bliżej. - To Eva wskazała nam amulet, dzięki któremu teraz żyjemy.
Powoli towarzysze zaczęli wychodzić do przodu i mechanicznie powtarzać "zgadzam się", "też tak myślę" albo, najczęściej, "ja też". Na Dalgorelu nie zrobiło to jakiegoś wrażenia, ale prawdziwie się zaskoczył, kiedy z tłumu przypatrującemu się im wyszedł nie kto inny, tylko Garreth i powiedział "Mają rację". Kiedy on to zrobił, coraz więcej osób zaczęło to powtarzać, aż okazało się, że wszyscy sądzą tak, jak Eva. Dalgorel posłał córce typowe wściekłe, ojcowskie spojrzenie i wszedł do zamku, trzaskając bramą.
- Zadowolona? - spytała Kendra.
- Oczywiście! - uśmiechnęła się Eva.
- Czyli lecimy? - upewnił się Warren. - Na pewno?
- Na pewno.
Wsiedli do helikoptera, a Eva od razu przysiadła przy oknie i zaczęła machać swoim poddanym, aż zniknęli za drzewami.
Kendra siedziała obok Paprota i zwierzała mu się z problemów, a raczej z czegoś, co uważała za problem.
- Ja nie potrafię rządzić, a jeśli dobrze zrozumiałam, mam pod władzą wszystkie żywioły i jakieś istoty, ze względu na to, że jestem dużą wróżką. Ja nie wytrzymam naporu. Czasami muszę się oderwać od rzeczywistości, no a teraz nie będę miała takiej możliwości.
- Tak zawsze jest na początku - uspokajał ją. - Później będzie ci się wydawało, że tak jest lepiej. Spodoba ci się. Jakby co, zawsze masz nas.
Uśmiechnęła się.
Do Baśnioboru bez żadnych przeszkód dotarli po czterech godzinach podróży. Wcześniej Trask zawiadomił dziadka, że się zbliżają, więc kiedy wylądowali przed domem ujrzeli nadchodzących Stana i Ruth.
Seth wraz z siostrą wypadli z helikoptera i mocno uściskali dziadków. Wszyscy się przywitali z szerokimi uśmiechami na twarzach. Największe wrażenie zrobiła na dziadkach obecność niby-nieżyjącego Paprota, a także decyzja Evy. Ciężko przełknęli wiadomość o stracie rodziców rodzeństwa, a zwłaszcza Scotta. Bardzo się cieszyli z obecności Andromadusa. Ten podszedł do kendry i Setha i włożył im w dłonie dwie pałeczki.
- Wasi dziadkowie mają na strychu coś takiego jak czytnik rdzeni - powiedział tajemniczo. - Włóżcie to do środka i zobaczycie, co się stanie. Spokojnie, spodoba się wam.
Przenieśli się do salonu, ale bez Aarona, ponieważ już odleciał, i zaczęli opowiadać dziadkom całą historię.
- W życiu nie spodziewałabym się po Secie, że wyzwałby Celebranta na pojedynek - mówiła Kendra.
- Ale wygrałem! - wypalił jej brat. - zabiłem go. I teraz mam jego koronę!
Pokazał kosztowną błyskotkę.
- Jesteś Królem Smoków? - wyszeptała babcia.
- Aha. No, a Kendra Królową Żywiołów czy jakoś tak.
- To w sumie nie wiem dlaczego, ale Królowa Wróżek dała mi koronę - odezwała się dziewczyna i wyjęła z plecaka diadem.
- Nie wiem, co powiedzieć - stwierdził Stan. - W około miesiąc zdobyliście więcej, niż wielu ludzi przez całe życie. Jesteśmy z was dumni.
- Mało powiedziane, że dumni - powiedziała Ruth. - ale nie da się wysłowić. Wiecie co, może urządzimy sobie imprezę w ogrodzie? Tak żeby uczcić wasz powrót, honor i zwycięstwo?
- Świetny pomysł! - wykrzyknął Warren.
- Fits me - zgodził się Tanu.
- To doskonała myśl - przytaknęła uśmiechnięta Kendra. - ale najpierw chciałabym sprawdzić ten wasz czytnik rdzeni. Andromadus musiał nam dać to - uniosła pałeczkę - z jakiegoś konkretnego powodu. Przekonajmy się jakiego.Hejo!
Szkoda, ale powoli będziemy kończyć tą serię. To znaczy, opowiadanie.
Dajcie znać w komentarzach, czy chcielibyście coś takiego, jak "Wywiady z postaciami z Baśnioboru". Jeśli byście chcieli, to koniecznie piszcie pytania i uwaga! Musicie napisać, do jakich osób one są! Tak w ogóle to możecie napisać, jeśli chcielibyście jakąś serię. Postaram się ją zrobić, rzecz jasna - jeśli mnie zainspiruje. :)
Serdecznie was pozdrawiam!
CZYTASZ
Baśniobór; Wszystko Może Boleć
FanfictionAkcja dzieje się po wydarzeniach z trzeciej części Smoczej Straży. Opowiada o uczuciach Kendry do Paprota i odwrotnie, a także o zwykłym życiu rodziny. Osiągnięcia: 1 #sorenson 1 #baśniobór 2 #bracken 3 #seva