- Postaram się.
- Widziałem, że jesteś przygnębiona. Praktycznie od samego początku. Czemu?
- Nikomu nie powiesz?
- Jeśli nie chcesz, to nie.
- Rozmawiałam z Evą. - Kendra podniosła głowę. - Miała wizję. Byłam w niej ja, Seth, mama i tata. A do tego Celebrant i Ronodin, obaj zadowoleni. Tak mi to opisywała. Nie wiem, jak to wyglądało, ale twierdziła, że wydarzy się coś, co zapamiętam na całe życie. Boję się teraz, co się może stać. Pewnie ma to związek z nami...
- Każda wizja jest tajemnicza i odmienna na swój sposób. - Paprot uspokajająco objął ją ramieniem. - Nie wiesz, czy to będzie coś pozytywnego, czy raczej druzgoczącego. Pamiętaj, że każdy kreuje sobie swoją przyszłość. Musimy na to uważać. Jeśli ktoś powie nam, że w przyszłości wydarzy się coś, czego nie chcemy, będziemy starali nie dopuścić do tego wydarzenia. I właśnie przez to, może się ono spełnić.
- Sprawiasz, że obawiam się jeszcze bardziej.
- Na razie chodźmy na dół. Nic się nie wydarzy, zobaczysz.
- Mam taką nadzieję - westchnęła, ale nie wstała.
Złapał ją za dłoń i delikatnie pociągnął. Dopiero to postawiło ją na nogi.
Wspólnie zeszli na dół. Kendra próbowała zamaskować zły humor uśmiechem.
- I jak tam? - zagadnął ich król Rick. - Podoba wam się tutaj?
- Bardzo - odparła Kendra i przysiadła się do stołu.
- Jest nie w humorze - wyjaśnił Paprot, siadając pomiędzy nią a Lucy.
Księżniczka wyraźnie się ucieszyła.
- Będę mogła ci coś pokazać po kolacji? - zapytała.
- No... oczywiście, a co?
- Niespodzianka.
Na stół wjechały naleśniki, podobne do tych, które robiła babcia Ruth. Właśnie, babcia!Kendra musiała koniecznie do niej zadzwonić. Spróbuje z telefonu Traska, skoro łapał zasięg. Po kolacji Paprot i Lucy gdzieś zniknęli, podobnie jak Eva i Seth. Kendra poprosiła Traska o telefon, a z niego zadzwoniła do dziadka Sorensona. Później babcia.
- Halo, Trask? - w słuchawce rozległ się głos dziadka. - Coś nie w porządku?
- Dziadku, to ja, Kendra. Chciałam porozmawiać.
- Kendra? Cieszę się, że cię słyszę. Coś długo nie wracacie. Gdzie jesteście?
- Pomieszały nam się plany. Obecnie jesteśmy w Gadziej Opoce. U jakiegoś króla Ricka i jego rodziny. Po drodze znaleźliśmy Evę i Paprota.
- Chyba coś źle usłyszałem. Paprota? Kendro, na pewno ci się nie wydaje?
- Nie. Jest tutaj, chociaż teraz gdzieś go wcięło. Zmartwychwstał. Nie wiem, jak.
- To bardzo dobra wiadomość. Miejmy nadzieję, że wam pomoże. A jak Seth?
- W porządku. Ciągle chodzi gdzieś z Evą. Jest na razie zadowolony.
- Dobrze. Kiedy wrócicie?
- Nie wiem. Cały czas się staramy, ale wciąż nam ktoś przeszkadza. Myślę, że trochę tu pobędziemy.
- W takim razie trzymajcie się i nie pakujcie się w kłopoty.
- Spróbuję wbić to do głowy Sethowi. Do zobaczenia.
Przerwała rozmowę. Spróbowała dodzwonić się do babci, ale ta nie odbierała. Oddała więc telefon Traskowi i poszła do swojego pokoju.Paprot szedł za Lucy przez las. A właściwie to nawet nie był las, bo głównie znajdowały się w nim krzaki.
- Co chciałaś mi pokazać? - zapytał.
- Zaraz zobaczysz - odparła tajemniczo.
Dotarli na jakąś pustą polanę dobrze oświetloną przez lampki.
- Rozglądaj się i podziwiaj - powiedziała Lucy i wyłączyła je.
Niemal od razu niebo rozświetliło się milionem gwiazd. Pociemniało na czubku, a po brzegach przebiegał jaśniejszy, błękitny pas. Księżyc wydawał się znacznie większy, niż to możliwe.
- Pięknie tutaj - przyznał Paprot. Nie mógł oderwać wzroku od nieba.
- Wystarczy zapalić światło, wyjść z nim na dwór, a potem je zgasić - wyjaśniła Lucy, stając obok. - To cała magia.
Dziewczyna, zamiast wpatrywać się w niebo, owszem, wpatrywała się, ale w jednorożca.
W końcu to zauważył.
- Czemu tak na mnie patrzysz? - spytał.
- Aaa... Nic takiego. - Odwróciła wzrok.
Zmrużył oczy, ale nic nie powiedział. Nadal rozglądał się po niebie.
I właśnie wtedy, w tym momencie, poczuł na ustach jej pocałunek.
Spojrzał na nią zdziwiony, a Lucy udawała, że niczego nie zrobiła.
- Czy ty...? - nie dokończył. W powietrzu zawisła niezręczna atmosfera.
- Tak?
- Hm...
Wzniosła wzrok najpierw do nieba, a potem na niego.
- Wiem, że tego nie chcesz - powiedziała, ale niezbyt miłym głosem. Stanęła na brzegu polany i lasku. - Ale wiesz co? Nie obchodzi mnie to. Zapomnij o Kendrze.
Pobiegła z powrotem do zamku.
- O Kendrze? - nie dowierzał. - Mam zapomnieć? Nie ma mowy!
Szok ustąpił miejsca złości. Podążył z powrotem tą samą drogą, którą przyszli. Widać podobał się Lucy, ale ona widziała, że jemu podoba się Kendra. Dlatego postanowiła albo go uwieść, albo wyeliminować Kendrę. Zaraz! Przecież, skoro on nie jest nią zainteresowany, zapewne będzie starała się grozić dziewczynie. Zaczął biec.Kendra podskoczyła, kiedy drzwi otworzyły się i do środka wparowała Lucy.
- Cześć, coś się sta -
Przerwał jej huk, kiedy dziewczyna zatrzasnęła drzwi.
- Masz się trzymać z dala od Paprota, jasne? - wycedziła.
- Ale dlaczego?
- Jest mój i tyle!
- Dopiero się poznaliście...
- Nie obchodzi mnie to! - Lucy podeszła bliżej. Kendra wstała i cofnęła się o krok. - Jestem bardziej wyjątkowa, niż ty. Paprot zasługuje na kogoś lepszego, niż ty.
Podchodziła coraz bliżej. Wkrótce Kendra oparła się o ścianę.
- A czy to ważne, jaka jestem? - spytała niepewnie.
- Oczywiście, że nie. Bo ty w ogóle nie jesteś ważna. To ja jestem!
Chwyciła ją za ramiona i pociągnęła do tyłu. To chyba nie było zamiarem Lucy, ale dziewczyna potknęła się o jej nogę i wywróciła. Księżniczka na moment się zawahała, ale zaraz udawała, że zrobiła to specjalnie.
Kendra usiadła, ale nie mogła wstać, bo Lucy ją przyblokowała. Wyciągnęła z kieszeni jakiś papierek i rzuciła Kendrze na kolana. Odczekała chwilę, a potem nagle puściła ją i odbiegła w tył. Papierek wybuchnął. Miał bardzo mały zasięg, ale w związku z tym, że dotykał dziewczyny, która akurat wzięła go do ręki, odrzucił ją o metr. Upadła na kolana. Miała oparzoną dłoń i bolało ją prawe udo oraz biodro, a mimo to próbowała wstać.
- I co teraz powiesz? - Lucy stała nad nią.
Kendra podniosła głowę.
- Że jesteś większą wredotą, niż myślałam.
Lucy zacisnęła usta, ale nic nie zdążyła zrobić, bo do pokoju wbiegł jednorożec.
- Wyjdź stąd - powiedział stanowczym głosem.
- Och, Paprot? - Lucy najwyraźniej nie spodziewała się, że on tu przyjdzie. - Jak miło, że wpadłeś...
- Wyjdź! - powtórzył głośniej.
- Właśnie sobie z Kendrą rozmawiamy o tobie... - Księżniczka złapała dziewczynę za ramię i zmusiła do wstania. Ta szarpnęła się.
Paprot wszedł, bo wcześniej stał na progu, chwycił Lucy za nadgarstek i pociągnął do drzwi. Ona puściła Kendrę.
- Chcesz ze mną spędzić czas? - Zatrzepotała rzęsami.
- Nie masz prawa tu wchodzić - powiedział i zatrzasnął drzwi za sobą. - Nawet, jeśli aż tak ci na mnie zależy, to jednego... Nie, dwóch rzeczy możesz być pewna. Jeżeli będziesz grozić tym, na których mi zależy, niczego nie osiągniesz, a wręcz przeciwnie. A dwa, i tak nie jestem tobą zainteresowany. Wyjedziemy stąd czym prędzej i nigdy więcej się nie spotkamy, więc możesz sobie odpuścić.
Lucy chyba nigdy nie była tak zaskoczona, jak teraz.
- Co? Zależy ci na niej?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Lekko odepchnął ją od siebie i wszedł do pokoju Kendry. Zamknął drzwi na klucz.A witam, witam.
Dziękuję wam za ponad 90 gwiazdek!
Postarajmy się dobić 1k wyświetleń. Brakuje nam około 40.
Wczoraj nic nie wleciało, więc dziś napiszę jeszcze jeden i ostrzegam, że będzie to romansidło typu Brackendra. Następny będzie z Sevy. Pozdrawiam serdecznie UwU_girl_UwU oraz resztę czytelników!
CZYTASZ
Baśniobór; Wszystko Może Boleć
FanficAkcja dzieje się po wydarzeniach z trzeciej części Smoczej Straży. Opowiada o uczuciach Kendry do Paprota i odwrotnie, a także o zwykłym życiu rodziny. Osiągnięcia: 1 #sorenson 1 #baśniobór 2 #bracken 3 #seva