- Nie brzmi zachęcająco - mruknął Scott, tata rodzeństwa.
- Na każdej misji wygląda to tak samo. - Kendra wzruszyła ramionami.
- No to chodźmy. - Seth jako pierwszy ruszył w dół zbocza.
Po około godzinie dotarli do podnóża góry. Stamtąd poszli na północ, gdzie weszli na półkę skalną. Po trzech godzinach byli wykończeni.
- To najgorsza misja, na jakiej byłem - jęknął Warren.
- Popieram w stu procentach! - odetchnął Seth, ale zaraz poderwał się i zawołał: - Hej, patrzcie!
Wszyscy spojrzeli za jego wyciągniętą ręką. Latały tam dwa smoki: mniejszy, bladoróżowy z nieproporcjonalnie dużymi skrzydłami, a większy pomarańczowy, na którego ciele widać było sporo śladów po walkach i blizn.
- Pierwszy raz widzę różowego smoka - oznajmiła Vanessa.
- Jeśli panią to pocieszy, ją w ogóle pierwszy raz widzę smoka - odparła uprzejmie Marla.
- Darujmy sobie to panowane i paniowanie, dobrze?
W oddali znowu rozległ się ryk, tym razem bardziej wściekły niż poprzedni. Po chwili usłyszeli głos:
- Oddaj artefakt!
- To mówił Celebrant - stwierdził Tanu.
- Zdecydowanie - przytaknął Trask. - Mamy jakiś plan?
- Idziemy tam, a wtedy ja i Seth z nim porozmawiamy - powiedziała Kendra.
- A ja? - zaprotestowała Olivia.
- Racja, ty też.
- W takim razie chodźmy. - Trask zaczął schodzić ścieżką. Za nim z niechęcią podążyli pozostali.
Po dwóch godzinach marszu dotarli do ruiny jakiegoś zamku. Najwyraźniej został zniszczony niedawno, ponieważ dookoła i w jego wnętrzu leżały ciała ludzi i innych istot.
- Makabryczny widok - wzdrygnęła się Marla.
W górze krążył Celebrant. Latał nad niewielkim kawałkiem skały, na której ktoś stał. Ten ktoś coś krzyczał.
- To pewnie była żerdź tego zamku - domyślił się Warren.
- Najprawdopodobniej.
- Kendra, Seth, zostajecie tutaj - powiedziała Olivia. - Pogadam z nim i wtedy do mnie dojdziecie. Liczcie do stu.
Nie czekając na odpowiedź pobiegła w stronę smoka.
- Ej! - protestował Seth. - My też jesteśmy czegoś wart!
- Śmiem wątpić - zaoponowała Kendra. - Przypomnij sobie, jak sprawdziliśmy się na stanowisku opiekunów Gadziej Opoki. A tak swoją drogą, to jak Celebrant tu wleciał? Przecież smocze azyle nie wpuszczają nikogo od tak sobie.
- Ten azyl upadł - wyjaśnił Warren.
- Celebrant może tu teraz wlatywać i wylatywać w każdym momencie, podobnie jak wszystkie inne wolne smoki - dodała Vanessa.
- Dobra, nie chce mi się liczyć, więc uznajmy, że sto już minęło. - Seth ruszył na żerdź.
- Pamiętasz, że beze mnie się nie możesz ruszać? - przypomniała mu siostra.
Chłopak się zatrzymał.
- No oczywiście - mruknął. - Kendra wszystko umie i oczywiście ma najlepiej. Ja też chcę!
- Chodź, idziemy. - Dziewczyna złapała go za rękę i obróciła się do towarzyszy. - Trzymajcie za nas kciuki.
Pociągnęła brata w tym samym kierunku, gdzie wcześniej poszła Olivia. Mocno trzymali się za ręce i próbowali nie okazywać strachu i zdenerwowania. Szybko wbiegli do wnętrza żerdzi i wyszli na górę po schodach.
- Celebrancie! - zawołała Kendra, kiedy tylko pojawił się on w ich polu widzenia. - Przybądź porozmawiać!
Smok zatrzymał się w powietrzu i nachylił potężny łeb.
- Dzieci. Dawni opiekunowie Gadziej Opoki, smoczego więzienia. A miałem nadzieję, że nigdy więcej się nie spotkamy. Cóż to za dziwaczny ubiór!
- Nic nie masz do tego, jak wyglądamy - odparł ostro Seth. - Przyszliśmy nawiązać połączenie.
- Świetnie, a cóż mi do tego? Nie lepiej jest iść do domu i spokojnie przeczekać swoje życie?
- Brawo, doskonały pomysł. I co my tam mamy robić?
- Posłuchaj - powiedziała Kendra. - Dlaczego to robisz? Masz w tym jakiś cel?
- A i owszem, mam.
- Zależy ci tylko na władzy. Ona niewiele dobrego przynosi.
- Z całym szacunkiem, dziecko, ale nie masz niczego do powiedzenia w tej sprawie. Ja rządziłem i wiem, jak to jest, ty nie.
- Może i nie wiem, ale co z tego? Zdaj sobie sprawę, że nic nie ma tylko i wyłącznie zalet. A na pewno nie władza.
Smok na chwilę stracił pewność, ale zaraz ją odzyskał.
- Dotąd nie spotkało mnie nic gorszego od pojedynków i walk, które zresztą zawsze wygrywam.
Seth kątem oka zauważył, że Olivia się wycofuje razem z tym kimś, kto wcześniej tu stał.
- To nie może trwać wiecznie. W końcu jakiś smok cię pokona, choćby i za pięćset lat. Wszystko musi kiedyś się skończyć.
- Nie pogrywaj sobie ze mnie. - Celebrant zawarczał. - Dobrze wiemy, że moja osoba jest znana we wszystkich salach, rezerwatach. Jestem Królem Smoków. Jestem Celebrant!
Odchylił łeb do góry i strzelił jakąś energią w niebo. Potem znów spojrzał na rodzeństwo.
- Przeszkadzacie mi teraz. Jestem zajęty. Nikt przecież nie powiedział, że natychmiastowa śmierć jest straszna, prawda?
- Jak to nie? - jęknęła Kendra.
- Kendro, Seth! Wracajcie już! - Pozostali najwyraźniej stali pod żerdzią.
- Słuchajcie pozostałych i wracajcie do domu, dzieciaczki. Magia jest zbyt rozległa, żebyście mogli ją zrozumieć.
Po tych słowach przeleciał nad ich głowami, zrobił dużą pętlę i machnął ogonem. Jego koniec trafił w splot dłoni rodzeństwa. Oboje puścili, a Seth natychmiast znieruchomiał. Kendra upadła na ziemię, a siła uderzenia sprawiła, że potoczyła się dalej. Dzieliło ją teraz około siedmiu metrów od brata.
Celebrant zionął czymś czarnym w stronę żerdzi. Nie była to Wrząca Noc, ale coś powiązanego z mrokiem.
- Seth! - krzyknęła dziewczyna.
Wstała, szybko podbiegła i zepchnęła chłopaka ze schodów. Wpadl na pierwszą warstwę stopni i odzyskał swobodę ruchów. Niestety, odbił się i spadł w dół, ale złapał którejś z kolejnych warstw i wciągnął się na schody. Spojrzał w górę.
- Kendra!
Nie zdążyła nic zrobić. Czerń oplotła ją i zatrzymała się na ścianie "klatki schodowej". Nie spłynęła w dół.
Dziewczynka zacisnęła powieki, odkaszlnęła, ale stwierdziła, że nic jej się nie stało. Otworzyła oczy i natychmiast oniemiała.
Stała otoczona kręgami światła, jej włosy błyszczały bardziej niż kiedykolwiek. Otrząsnęła się i wyciągnęła przed siebie ugięte ręce. Zrobiła ruch, jakby pchała tą energię, a ona naprawdę zaczęła się cofać! Dziewczyna skupiła się i wypchnęła czerń na zewnątrz, ponieważ sama stała w środku.
- Co?! - usłyszała głos Celebranta.
- Magia silnej woli, bizonie - syknęła i gwałtownie pchnęła energię na smoka. Ta trafiła go w szyję, a przy okazji... we wrażliwe miejsce na piersi. Zaryczał i runął w dół.
Siła uderzenia była na tyle duża, że zwaliła smoka z nieba. Oznaczało to, że gdyby trafiła człowieka, mógłby porządnie oberwać. O tym chwilę później się sama przekonała.
Gdy tak energicznie odepchnęła resztki czerni, od łusek Celebranta odbiło się trochę z nich i uderzyło Kendrę. Nie zdołała utrzymać równowagi, pisnęła i spadła ze schodów. Na szczęście złapał ją Tanu z pomocą Warrena.
- Dziewczyno, masz w sobie tę energię - powiedział ten drugi, stawiając ją na ziemi.
- Nie mam pojęcia, jak to zrobiłam - powiedziała Kendra.
Seth dopiero teraz zbiegł po schodach. Dopadł do siostry i mocno ją przytulił.
- Ej, ja jeszcze chcę żyć - stęknęła tamta.
- Sorry, ale muszę kogoś w końcu udusić ze szczęścia - powiedział Seth puszczając dziewczynę.
Przytuliła się z rodzicami.
- Wiedziałam, że smoki są ogromne, ale nie, że aż tak. - Marla pokręciła głową.
- Celebrant jest większy, niż większość gadów.
- Po tym, jak Kendra go walnęła, raczej nie będzie zawracał nam głowy bez powodu - powiedział Trask. - Przekonała go o swojej sile, kiedy przeciwstawiła mu się na murach twierdzy w Gadziej Opoce, a teraz będzie jej unikał jeszcze bardziej, żeby nie stracić autorytetu.
- Aha - westchnęła Kendra. - Czyli będzie jeszcze trudniej z nim znowu porozmawiać.
- Nie możemy z nim po prostu rozmawiać. Teraz będziemy musieli z nim walczyć.
- Z Celebrantem? Przecież to niemal niemożliwe!
- A, właśnie. - Seth obrócił się do stojącej obok Olivii. - Czemu uciekłaś? Miałaś z nim rozmawiać razem z nami.
- Odbyłam swoją część rozmowy - odparła bez zająknięcia.
- To nie zwalniało cię z obecności przy nas.
- Widziałam, że za chwilę zionie Gorącą Cieczą, więc postanowiłam się ulotnić.
- Nie wpadłaś na to, żeby nas ostrzec?
- Rozmawialiście. Nie chciałam przeszkadzać.
- Aha, czyli to było ważniejsze? Zależy ci na tym, żebyśmy zginęli?
- Nie, oczywiście, że nie... Przeciwnie!
- Gdyby nie Kendra, oboje byśmy nie żyli!
- Zostawiłaś nasze dzieci na pastwę losu? - Marla podniosła głos.
- Miałaś ich pilnować! - dodał Scott.
- Przez ciebie mogli zginąć!
- Mamo, tato, spokojnie - wtrąciła Kendra. - Przecież nic się nie stało.
- Ale mogło!
- Nie wyżywajcie się na niej. Na pewno nie chciała źle. Po prostu nie pomyślała.
- Prawda - przytaknęła Olivia. - Przepraszam was.
- W porządku - powiedział Trask. - Helikopter powinien zaraz przylecieć. Zbieramy się. Lecimy do kolejnego smoczego azylu, w Austrii.
W tym momencie podleciał helikopter. W oddali widzieli nieco kulawo odlatującego Celebranta.
- Paprot byłby z ciebie dumny - szepnął Warren do dziewczyny, kiedy szli do wnętrza pojazdu.
Uśmiechnęła się lekko, ale w jej oczach znów zabłysnął smutek i tęsknota.
CZYTASZ
Baśniobór; Wszystko Może Boleć
FanfictionAkcja dzieje się po wydarzeniach z trzeciej części Smoczej Straży. Opowiada o uczuciach Kendry do Paprota i odwrotnie, a także o zwykłym życiu rodziny. Osiągnięcia: 1 #sorenson 1 #baśniobór 2 #bracken 3 #seva