Rozdział 31; Atak

456 20 3
                                    

- Raxtus! - ucieszył się Seth.
- Cześć Seth i Kendra, witaj Paprocie. O, a jej nie znam.
- Jestem Eva, należę do Świetnego Ludu - przedstawiła się dziewczynka.
- Miło mi cię poznać. Paprocie, twoja matka kazała mi przekazać, że chce z tobą porozmawiać.
- Oczywiście - westchnął jednorożec. - Za każdym razem, kiedy jestem czymś zajęty, ona czegoś ode mnie chce.
- Co wy tu w ogóle robicie? - zainteresował się smok. - Przecież, o ile mi wiadomo, obecnie przebywacie w zamku króla Ricka.
- Skąd wiesz? - zdziwiła się Kendra.
- Długo by opowiadać.
- Przyszliśmy pożeglować - wyjaśnił Seth. - Trochę nam się nie udało, bo spotkało nas tsunami wywołane upadkiem do morza walczących smoków.
- Widziałem ich - powiedział Raxtus. - Almer i Rhiett. Od wieków toczą między sobą walki. Teraz, gdybym tego nie widział, zdziwiłbym się, że o nich tak cicho.
- Jak się właściwie dostaniemy do domu? - spytała Paprota Eva.
- Nie wiem - odparł i wzruszył ramionami.
- Mogę was zabrać - zaproponował smok. - ale na dwa razy, bo wszystkich was nie udźwignę.
- Świetnie - ucieszył się Seth.
- Weź najpierw Kendrę i Evę - zadecydował Paprot. - Ja i Seth poczekamy tutaj.
Kendra obdarzyła go takim spojrzeniem, że pożałował, że nie zachciał z nią polecieć.
Nim ktokolwiek zdążył zaprotestować, Raxtus chwycił dziewczyny w pasie i wzbił się w powietrze, łopocząc skrzydłami. Nie zajęło to dużo czasu, kiedy obie śmiały się w głos.
- Czy to nie Celebrant? - zapytała Kendra, osłaniając ręką oczy przed światłem zachodzącego słońca.
- To on - potwierdził Raxtus. - Ostatnio mocno dostał czymś silnym i teraz się kuruje. Dziwne, a myślałem, że jego łuski może zniszczyć tylko jego własna broń!
Dziewczyny wymieniły spojrzenia. Zrozumiały się bez słów - lepiej było nie wspominać Raxtusowi o tym, że to Seth był sprawcą.
- Czy ty przypadkiem nie musisz unikać innych smoków? - spytała Kendra. - Po tym, jak mnie uratowałeś.
- Muszę. Na szczęście mogę stawać się niewidzialny, co mi to ułatwia. Większość zdarzeń obserwuję z ukrycia. Mam wprawę po tym, jak latałem po świecie i ukrywałem się przed ludźmi.
- Teraz już tak nie robisz?
- Rzadko kiedy. Przeskakuję pomiędzy kapliczkami Królowej Wróżek, co znacznie skraca mi drogę.
Droga nie zajęła im długo. Wkrótce na linii wzroku pojawiły się baszty i mury zamku, a Raxtus postawił je przed wejściem.
- Zaraz wracam.
Przez główną bramę wybiegł wilk, którego Kendra przygarnęła po wizycie w Jasnej Świątyni. Warcząc wesoło, podbiegł, żeby dziewczyna mogła go pogłaskać.
- Pokazać ci coś? - zwróciła się do Evy, a kiedy ta kiwnęła głową, wskazała skały. - Tam.
Przez chwilę Eva nie wiedziała, o co jej chodzi, ale gdy zaczekała, skały zaczęły się poruszać.
- O rany! - zawołała. - Tam jest smok?
- Tak.
Kendra przebiegła kawałek i skoczyła do przodu. Kiedy już miała spaść na trawę, znikąd pojawiła się jasna energia, wpłynęła pod nią i uniosłą w powietrze. Dziewczyna podała rękę koleżance, a ona skorzystała z zaproszenia. Chwyciła ją i wdrapała się na złocistą chmurę. Kiedy to zrobiła, ta uniosła się i zaczęła kręcić się w powietrzu. Jak na karuzeli.
Chłopcy dotarli po około piętnastu minutach. Dziewczyny właśnie testowały odporność wody na ogromnego, jasnego owada, konkretnie ważki, ale zaraz przybiegły, kiedy wylądowali.
- Bawcie się dobrze - pożegnał ich Raxtus i odleciał.
- Zaatakowały nas smoki - oznajmił radośnie Seth. - Było super. Kręciliśmy jakieś przedziwne koła i pętle, aż cud, że jakoś nie wyrżnęliśmy w kamień.
Paprot przewrócił oczami.
- Mało brakowało.
- Przeżyłem dopiero co tsunami. Nie psuj mi chwili szczęścia.
Wszyscy razem ruszyli do zamku.
- Jesteście! - ucieszył się Warren. - Jak było?
- Cudownie - odparła Kendra.
- Nie spotkało was nic nienormalnego?
- Nie, raczej nie.
- Mieliście sporo szczęścia.
- Wiem - powiedziała i poszła do swojego pokoju. Paprot, Seth i Eva zrobili to samo.

Przez kilka dni nic się nie działo, ale do czasu. Któregoś ranka Setha obudził huk. Zerknął za okno - jasne niebo, bez śladu jakiejkolwiek burzy. Obudził Evę i wstał. Huk się powtórzył.
- Co tak wali w ściany? - ziewnęła dziewczynka. - Gradobicie? A ni, niebo jasne. Sąsiad się wkurzył? A nie, tu przecież nie ma sąsiadów. To może...
Przerwał jej kolejny głośny dźwięk. Z sufitu osypał się tynk.
- Chodźmy lepiej top sprawdzić - stwierdził Seth i wyszedł z pokoju. Eva podążyła za nim.
Wszyscy zebrali się już w sali głównej. Połowa ścian była osmalona, a drugiej połowy nie było. Z dziury wyglądał Celebrant, a zza niego parę innych smoków.
- A ten nie miał się kurować? - jęknęła Eva.
- Przyłożyłem mu piorunem - przytaknął Seth.
Warren, Trask i Paprot trzymali swoje miecze, a Kendra róg, chyba drugi.
- Och, jesteś więc! - Wzrok Celebranta spoczął na Secie. - A już myślałem, że stchórzyłeś.
- Trochę jakby wczesna pora - zauważył chłopiec.
Budynek zatrząsł się. Słychać było walące się mury i upadające kawałki skał.
- Do ataku! - ryknął Król Smoków.
Musieli uciekać. Pobiegli do wyjścia, które okazało się zawalone i zatarasowane. Seth raz co raz odtrącał jakiś piorun czy coś innego. Kendra ochroniła wszystkich dużym polem siłowym i przytuliła się do Paprota. Vanessa ciągnęła się za włosy, których w pośpiechu nie zdążyła spiąć.
- I co teraz? - zapytał Warren.
Trask tylko wzruszył ramionami i pokręcił głową.
- Czy ktoś z nas ma na podorędziu jakiś plan albo coś, co pomoże nam się wydostać?
- Kendro, zamknij pole na chwilę - poprosił Tanu, grzebiąc w torbie.
Dziewczyna wykonała polecenie.
Mężczyzna wyjął z torby jakiś eliksir, odkorkował i wypił. Przez chwilę nic się nie działo, aż zaczął rosnąć. Wypił eliksir zwiększający. Gdy osiągnął wzrost trzech metrów, przestał rosnąć. Gołymi rękami otworzył przejście i kopnął drewno tak, że przeleciało kilka metrów. Wyszedł, a za nim pozostali.
Zamek całkowicie otoczyły smoki. Jeden położył się na wieży i drapał ją pazurami, inny ogonem wybijał okna, kolejny burzył mury, a pozostałe ciskały jakimiś ładunkami, krążąc w powietrzu. Tylko Celebrant obserwował i wydawał rozkazy.
Przyjaciele patrzyli na to bezradnie. Nic nie mogli zrobić. Seth zmienił się w smoka, ale nic nie robił w obawie, że jeszcze coś zniszczy. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że się wydostali. Byli niewarci uwagi.
Obok Vanessy i Tanu, który odzyskiwał już zwykłe rozmiary, pojawił się starszy mężczyzna. Miał siwe włosy i ciemnozieloną szatę. Wszyscy, może oprócz Paprota, od razu go poznali.
- Co pan tu robi? - zawołała Kendra.
- Miałem przekazać wam wiadomość od waszych dziadków - odparł mężczyzna. - ale widzę, że najpierw muszę wam pomóc.
Wtedy Sethowi, nadal w postaci smoka, przyszedł do głowy genialny pomysł.

Baśniobór; Wszystko Może BolećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz