Prolog

1.6K 39 7
                                    

  Kendra siedziała nad jeziorem na kocu rozłożonym na trawie i tęskniła. Tęskniła za Paprotem. Ciągle nie mogła przyzwyczaić się, że go nie ma. A wszystko przez nią.
Pamiętała jego słowa.
Musisz iść - powiedział wtedy. - To twoja szansa.
Nie mogę - sprzeciwiała się.
Nie możesz tu zostać. Jest zbyt niebezpiecznie - mówił, kiedy ich dłonie rozplatały się, a ona odchodziła. - Ja dam radę. Przybędę kiedy tylko będę mógł.
  Płakała. Płakała, bo wiedziała, że będzie musiała długo poczekać. A teraz już wiedziała, że nie zobaczy go w ogóle.
  Jak przez mgłę, ale dokładnie pamiętała ten dzień. Wczorajszy dzień.
  Wtedy obudziła się radosna, bo znów była w Baśnioborze. Zbiegła po schodach i wyjęła z lodówki butelkę mleka. Mimo, że nie potrzebowała go do widzenia magicznych istot, uważała je za najsmaczniejsze i rzadko kiedy piła coś innego niż to mleko, herbata owocowa w zimowe wieczory, albo chłodna lemoniada w letnie popołudnia. Do kuchni weszła babcia w jasnoróżowym szlafroku.
- Dzień dobry, Kendro - przywitała się, ale wydawała się zgaszona.
- Dzień dobry, babciu - odparła Kendra i nalała mleka do wysokiej szklanki.
- Wypoczęta? - spytała babcia rozpalając gaz pod patelnią. Była sobota, więc na śniadanie, tradycyjnie, musiały być naleśniki.
- Jak nigdy dotąd. Wczoraj byłam padnięta. - dziewczyna wzdrygnela się na wspomnienie szarego smoka, doradcy Celebranta, z którym poprzedniego dnia mieli styczność. - Mam dosyć wrażeń na kolejne kilka miesięcy.
- Hmm...
- A coś się stało?
- O tym powie ci dziadek.
  Kendra się zaniepokoiła. Skoro nawet babcia, zwykle rozgadana, nie chciała o czymś powiedzieć, to musiało się stać coś poważnego.
  Po schodach niemalże stoczył się Warren.
- Co? Warren? O tej porze? - zdziwiła się Ruth.
- Wyczuwam... naleśniki... - ziewnął mężczyzna.
- Aha, czyli wszystko jasne.
  Babcia nalała na patelnię ciasto na pierwszy naleśnik. Szybko go usmażyła, po czym wzięła talerz z szafki i nałożyła go na niego, po czym podała wnuczce. Dziewczynka wzięła widelec z szuflady i zaczęła pałaszować śniadanie z myślą, że nic już tego dnia nie zepsuje.

  Pół godziny później wszyscy już zjawili się w kuchni, w gorszych lub lepszych nastrojach. Kendra szybko pobiegła na górę, aby przebrać się w strój kąpielowy. Postanowiła popływać, ponieważ pogoda była cudowna. Założyła jednoczęściowy kostium z motywem Galaxy, chwyciła ręcznik i podążyła na ogród. Wszędzie fruwały wróżki. Część z nich radośnie szczebiotała do koleżanek, inne snuły się samotnie a jeszcze inne robiły to, co lubiły najbardziej - przeglądały się w odbiciu wody w fontannie.
- Witaj Shiaro, Denise, Reo - powitała przelatujące obok wróżki.
- Witaj Kendro, służebnico naszej Królowej - odpowiedziały wszystkie trzy równocześnie. Denise i Reo poleciały bliżej. Ta pierwsza miała krótkie blond włosy i strój nietypowy dla wróżki - bordowy top i falistą spódniczkę, a na nadgarstkach dużo bransoletek. Rea była typowa. Miała długie rude loki i lawendową halkę.
- Słyszałaś o najnowszych wieściach? - że smutkiem spytała Denise.
- Najnowszych? Nie. Coś się stało? - zdziwiła się dziewczyna.
- Niech powiedzą ci dziadkowie - zapiszczała Rea i pociągnęła towarzyszkę do rosnącego na grządce kwiatu hibiskusa.
  Kendra westchnęła. Skoro nikt nie chce jej o tym powiedzieć, to znaczy, że obawiają się jej reakcji. "Kiedy wrócę do domu zapytam, o co chodzi" - postanowiła. Rzuciła ręcznik na leżak i wskoczyła do basenu, rozchlapujac wodę.

  - Kendro, pozwolisz na chwilkę? - zawołał dziadek wychylając się z domu.
  Dziewczynka wypłynęła na powierzchnię. Przed chwilą zrobiła nieco koślawe salto do wody.
- Wołasz mnie?
- Tak, chodź. Musimy porozmawiać.
  Wyszła z wody i narzuciła ręcznik na ramiona. Wytarła dłonią nogi, trochę je oklepała materiałem i stwierdziła, że wystarczy. Weszła do salonu, gdzie czekali już wszyscy. Seth, podobnie jak ona, nie wiedział, o co chodzi.
- Możecie moment poczekać? - poprosiła. - Przebiorę się.
- Oczywiście - odparła natychmiast Vanessa.
  Dziewczyna pobiegła na strych. Gdy przebierała się w normalne ubrania słyszała przyciszone głosy.
- Jesteś pewien, Stan?
- Im szybciej, tym lepiej.
- Nie wiemy, jak zareaguje.
- Wiem, ale musimy jej to powiedzieć.
- Niech ją Bóg ma w opiece.
  Zeszła na dół.
- Słucham, o co chodzi? - zapytała podejrzliwie.
- Bo widzisz, mamy ci coś do powiedzenia... - zaczął Tanugatoa, w skrócie Tanu.
- Dobrze, czyli co? - dziewczyna zauważyła talerz na stole i wzięła go, żeby schować do szafki.
- Musimy przekazać pewną wiadomość Królowej Wróżek. Jako wróżkokrewna nadajesz się do tego najlepiej - powiedział Dale.
- Naprawdę? Co to za wiadomość? - odwróciła się w ich stronę z talerzem w dłoni.
- Chodzi o Paprota.
- Paprota?
- Tak. Widzisz on...
- Nie wróci do Krainy Wróżek - dopowiedziała Gloria Larsen.
  Kendra patrzyła po kolei na wszystkich.
- Dlaczego? Zatrzymał się gdzieś?
- O co chodzi? - dopytywał Seth.
- On...
- On nie przeżył, Kendro - wygarnął Stan.
  Cisza. A potem brzęk. To Kendra wypuściła z dłoni talerz, który rozbił się o podłogę.
- Jak to?! - krzyknęła. Poczuła, jak do oczu napływają jej łzy.
- Ronodin... Nie wytrzymał - westchnął dziadek Larsen. - Wściekł się, że Seth odzyskał wspomnienia i uznał, że skoro Paprot uciekł, to była jego wina, że nie wrócił z Wiecznokwiatem do Podziemnej Dziedziny. Na szczęście zanim Paprot zginął, zdążył zadać Ronodinowi na tyle głęboką ranę, że ta go wykończyła.
- Paprot... - po twarzy Kendry poleciały łzy. - To... niemożliwe! On był taki... utalentowany. Odważny. No przecież... Nie, nie może być!
  Zakryła twarz rękoma. Ruth podeszła do niej i pogłaskała ją po głowie.
- Dasz radę powiedzieć o tym Królowej? - zapytał cicho Warren.
- Dam... - Spojrzała na bliskie sobie osoby. Już rozumiała, dlaczego tak zwlekali z tą informacją. - Ale nie dzisiaj. Jutro.
- Jutro. - Wszyscy natychmiast pokiwali głowami.
  Seth podszedł do siostry. Było mu jej żal, bo wiedział, że zakochała się w Paprocie, mówiąc prosto z mostu. Objęła go i położyła mu głowę na ramieniu. Był już od niej wyższy, więc nie stanowiło to dla niej problemu. On odwzajemnił uścisk.
  Zadzwonił dzwonek do drzwi.
- To pewnie wasi rodzice - domyśliła się Vanessa.
- Powiedzcie im, że zejdę za jakiś czas. - Kendra ruszyła po schodach na strych i zamknęła drzwi.

  Myślała o tym. Znowu zebrało jej się na płacz. Skarciła się w duchu i wstała. Paprot był przecież tylko przyjacielem. Chociaż, jakby się zastanowić, nie do końca. Przecież wyznał jej delikatne uczucia. A może od tamtego czasu zdążyły zaniknąć? Nawet jeśli, to jej uczucia do niego nie zanikły. Wręcz przeciwnie, zaczęły rozkwitać. Zagryzła wargę i postanowiła porozmawiać z najadami. Musiały ją przecież przewieźć na wysepkę, aby mogła skontaktować się z Królową. Odkąd zabiła Lenę, znienawidziły ją jeszcze mocniej, chociaż po części uważały, że Lena sama wybrała krótkie życie, opuszczając staw. Wiedząc, że ta rozmowa i tak się odbędzie, ruszyła na pomost.
- Musicie przewieźć mnie na wysepkę! - zawołała bez żadnych wstępów.
  Spod powierzchni rozległy się drwiące głosy.
- Jeszcze czego!
- Prędzej cię utopimy!
- Księżniczka się znalazła!
- Mam zadanie. - Nie ustępowała dziewczyna. - Muszę poinformować o czymś Królową Wróżek.
- A o czym to panienka musi Najjaśniejszą Panią poinformować? - spytała chichocząc Chiatra, sądząc po głosie.
- Nie chcecie wiedzieć.
- A jednak! - śpiewała Narinda.
- Dotyczy Paprota.
  Wszystkie mający natychmiast się zainteresowały.
- Paprota?
- Syna Królowej?
- Jednorożca, który mnie kocha?
- Zamknij się! On nie kocha ciebie, tylko mnie.
- Jeszcze czego! Jestem dla niego najważniejsza.
- Paprot... - Kendra starała się wydusić z siebie coś więcej, ale tylko znowu się rozpłakała.
  Najady znów się zaśmiały.
- Służebnica Królowej smuci się, że Mości Książę Paprot nie zwraca na nią uwagi! - szczebiotała Zolie.
- On nie żyje, idiotki! - krzyknęła Kendra w rozpaczy. - Ronodin go zabił! Macie mnie przewieźć na wyspę!
  Głosy ucichły.
- Nie żyje?
- Paprot nie żyje?
- Ronodin? Ten jego kuzyn?
  Kendra ruszyła przed siebie i zatrzymała się bliżej wody, ale nadal zachowywała odległość.
- Proszę - powiedziała łagodniej. - Chcę poinformować o tym Królową Wróżek. Jest przecież jego matką. Musi o tym wiedzieć.
  Najady chwilę szeptały między sobą.
- Dobrze - powiedziała w końcu któraś z nich. - Przewieziemy cię, ale pospiesz się tam.
- Nie wiem, ile zajmie mi rozmowa z Królową.
- Wyprowadź łódkę z hangaru - poinstruowała ją Narinda. - Najwygodniej będzie ci w tej średniej. Po rozmowie znajdziesz łódź na brzegu. Wsiądź do niej i nas zawołaj, aby dostać się z powrotem na ląd.
- Dziękuję.
  Jakie to dziwne, myślała Kendra, kiedy wypychała łódkę z hangaru, ile nimfy potrafią zrobić dla Paprota, a ją chcą utopić. Racja, nie jest córką Królowej Wróżek, ale w końcu jej służebnicą, nie? Jest wróżkokrewna. Powinny się jej słuchać, tym bardziej, że nie rozkazywała im często. W ogóle prawie z tego nie korzystała.
Zostawiła wiosła w hangarze. Raczej jej się nie przydadzą. Wepchnęła łódkę do wody i wskoczyła do niej. Natychmiast została przejęta przez niewidzialne dłonie. Kendra podpierała się o ścianki boczne. Nie chciała wystawiać rąk na burty, bo mimo wszystko najady mogłyby spróbować wciągnąć ją pod wodę. Po minutowej podróży dziób uderzył o ląd. Dziewczyna wstała i na wstrzymanym oddechu wkroczyła na brzeg. Jak za każdym poprzednim razem nic się nie wydarzyło. Ta chwila zawsze była stresująca, bo nigdy nie wiadomo było czy Królowa akurat życzy sobie jej odwiedzin. Kendra pomyślała jeszcze raz o Paprocie. Gdyby tu był, na pewno uspokajająco by się uśmiechał i zapewniał, że przecież nic się nie wydarzy. Westchnęła głęboko i podążyła ledwo widoczną ścieżką w stronę kapliczki.

Baśniobór; Wszystko Może BolećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz