Rozdział 27; Strasznie niestrasznie

515 20 5
                                    

Wyszła na balkon i zatrzasnęła za sobą drzwi. Dlaczego życie musi być takie okrutne? Tam, w budynku, czekał na nią chłopak, na którym jej bardzo zależało, a i jemu zależało na niej. Miał niesamowite umiejętności, dużo przeszedł, dużo potrafił. A jednak nie umiała zdobyć się na otwartą prośbę do niego. Chciała powiedzieć: "Nie rób tak. Wszystko się ułoży, obiecuję. Zobaczysz, że niedługo będę z ciebie dumna bardziej, niż do tej pory". Na pozór normalne, może trochę urocze zdanie. Ale obawiała się ich związku. Wiedziała, że nie była jedyną osobą, jedyną dziewczyną, która się w nim podkochuje. Na przykład... Nie, nawet nie potrafiła o tym myśleć.
Eva wyrwała się z rozmyślań, kiedy usłyszała trzask drzwi. Ktoś wyszedł na balkon. Nim zdążyła się obrócić, Seth objął ją od tyłu i zapatrzył się w noc. Nie mieli tematu, o którym chcieliby rozmawiać. Nie potrzebowali konwersacji, żeby poczuć się dobrze w swoim towarzystwie. Wystarczała tylko obecność.
Staliby tak może i pół nocy, ale zrobiło się zimno. Nie zeszli na kolację, bo po co. Dopiero komary przegoniły ich do środka.
Eva weszła do łazienki i rozpuściła włosy. Spięła je wcześniej w niewielki kok, a teraz energicznie je rozczesała. Nic się nie miało dziać, ale znając ich szczęście napotkają problem na środku pustyni, czyli sami go wytworzą. Zerknęła na zegar wiszący na ścianie - 23.55. Nie wchodziła pod prysznic, bo szum wody mógłby kogoś obudzić, jeśli rzecz jasna ktoś spał. Zwolniła łazienkę, z czego natychmiast skorzystał Seth. On mniej przejmował się tym, co robią inni, bo puścił wodę, ale na szczęście małym strumieniem. Nie zajęło mu to tyle czasu, co Evie, bo w końcu dziewczyny dłużej się oporządzają, czyż nie?
- Kiedy zamierzasz wrócić do swojego miasta? - spytał, kiedy wyszedł. Usiadł na łóżku i chwycił stojącą na stoliczku nocnym szklankę wody.
- Nie zamierzam w ogóle.
Mało brakowało, żeby zakrztusił się wodą.
- Jak to?
- Tak to. Mam dość siedzenia w jednym miejscu jak królewna w wieży. Nie po to się urodziłam na tym świecie, żeby ani trochę go nie znać. Chcę go zwiedzić, poznać, odkryć. Moja matka też byłą taka, choć nie lubiła podróżować. Jest ciekawska. Po niej to mam.
- No, bo ju się zastanawiałem po kim. I co, będziesz do końca życia unikać ojca?
- Może tak, może nie, nie wiem. Nie mam jeszcze planów na przyszłość. Ale moim marzeniem... - zawahała się. - Moim marzeniem jest miasto. Chciałabym choć raz pójść do zwykłej szkoły, poznać normalnych ludzi i śmiać się z tego, że nie znają miejsca, z którego pochodzę. Lepiej - nawet nie potrafią go zobaczyć.
- Czyli chcesz żyć jak normalna nastolatka?
- Tak jakby. Większość marzy o magicznych przygodach, walkach i tego typu rzeczach. Ja jestem inna. Chcę dowiedzieć się, jak żyją, trwają ludzie. Zwykli ludzie.
- Myślisz, że omijają cię same super akcje. Niestety, ludzkie życie to straszna nuda. Chodzisz do szkoły, wkuwasz na pamięć wzory na pola i datę urodzenia jakiegoś Napoleona, potem idziesz do pracy i zarabiasz pieniądze. A potem, bez wdzięczności, bez wyrazu ani bez powodu, giniesz. Umierasz, chociaż nie taki był twój cel.
- Oj tam, przesadzasz.
- Jeśli chcesz, to kiedyś przemycę cię do mojej szkoły. Ale to z góry tylko wydaje się być fajne. Później jest gorzej. - Nakrył się kołdrą i zamknął oczy. - Trzeba latami wyrabiać sobie opinię, żeby inni cię szanowali. W przeciwnym razie... może być problem. Zaczną się ciebie czepiać.
- Z jakiego to powodu?
Ale Seth jej już nie odpowiedział.

Kendra podskoczyła na łóżku, wyrwana ze snu. Za oknem cichł huk. Rozpętała się burza. Dziewczyna nie wiedziała, ile już trwała, ale gdy zerknęła na usłane chmurami niebo stwierdziła, że zanim się skończy, zdąży upłynąć sporo czasu.
Serce jej się uspokajało. Miała koszmar. Widziała w nim upiorną twarz, która wodziła wzrokiem po kilku osobach. Miała żółty uśmiech i oczy, oprócz niej wszystko było czarne. Wreszcie wzrok zatrzymał się na niej.
- Ty! - syknęła twarz i ruszyła w jej stronę.
Przeskoczył obraz. Uciekała ciemną drogą przed ogromnym, śmiejącym się upiornie stworzeniem. Stąpała po ciemnym żwirze, otaczały ją ciemne drzewa, nad nią wisiało ciemne niebo. Raz po raz gdzieś uderzał piorun. Czasem musiała manewrować, żeby jej nie trafił. Żwir osuwał się spod jej stóp i raz po raz się wywracała, zataczała. Ciążyły jej powieki, ale musiała biec dalej, żeby tylko nie dać się złapać.
Obudziła się akurat, kiedy z pioruna, który uderzył tuż przed nią i wywrócił po raz kolejny na ziemię wyszła mroczna postać i wbiła w nią długą kosę. Nie mogła tego znieść, a w dodatku ta burza szalejąca na dworze...
Wyplątała się z pościeli i wyszła z pokoju. Nie miała miejsca docelowego, a nie chciała nikomu wchodzić i przerywać błogi sen. Przecież to by było nieuprzejme. Nie chciała równocześnie wychodzić na dwór z wiadomego powodu. Nigdy nie przepadała za głośnymi dźwiękami takimi jak motory, burza, fajerwerki. Nie bała się ich, ale były dla niej też drażliwe.
Już teraz miała dosyć walących piorunów, ale cóż zrobić, nie potrafiła sterować pogodą. Z sali głównej dochodziły niemrawe odgłosy rozmów i stukania talerzy. Wróciła do siebie. Pierwsze, co zrobiła, to zamknęła uchylone wcześniej okno. Westchnęła, gdyż nie zrozumiałą, jak mogła wcześniej tego nie zauważyć.
Nie musiała przewidywać przyszłości (zresztą tego nie potrafiła) by wiedzieć, że nie uda jej się zasnąć. Wzięła książkę i przy świetle latarki wciągnęła się w lekturę. Nawet nie zauważyła, że ktoś wchodzi po cichu do jej pokoju.
- Cześć.
Uniosła wzrok.
- Cześć...?
- Nie mogłam zasnąć. - Eva przysiadła na krańcu jej łóżka. - Chodzę po pokojach i sprawdzam, czy na pewno wszystko w porządku.
- Na razie nic się nie dzieje. Jest spokojnie i nie zapowiada się, żeby się to zmieniło.
- Słyszałam, jak ktoś chodzi po zamku.
- To byłam ja. Obudziłam się przez koszmar i burzą i wyszłam.
- Koszmar? - zainteresowała się. - Jaki?
- Straszny.
- Opowiedz.
Kendra opisała najlepiej jak mogła swój sen. Nie pamiętała wszystkich szczegółów, ale całkiem nieźle zachowała w pamięci niektóre szczegóły.
- Brzmi tak, jakbyś jechała po grubej linii - oceniła Eva po wysłuchaniu.
- Bo w sumie tak było. Czemu nie mogłaś zasnąć? - Kendra wyłączyła latarkę, żeby nie marnować baterii. I tak jej już nie używała.
- Wrażenia. Nie ważne.
- Ważne. Powiedz mi.
- To nic interesującego.
- Eeeevaaaa!
- No dobrze - powiedziała zrezygnowana. Zastanowiła się, po czym wygarnęła prosto z mostu. - Twój brat i ja pocałowaliśmy się.
- Nie mów! - parsknęła śmiechem Kendra. - Nie żartuj sobie ze mnie.
- Mówię serio.
Kendra spoważniała.
- Poważnie?
- Mhm...
- Super! - Klasnęła w dłonie. - Doskonale! Jeśli chcesz, pokażę ci coś jutro, ale nie będziesz mogła nikomu powiedzieć, dobrze?
- W porządku.

Baśniobór; Wszystko Może BolećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz