Rozdział 30; Przeżyliśmy. Zdarzył się cud

497 19 13
                                    

Wtedy, w górze, dziwnie wolno i nisko przeleciał różowy smok.

Wszyscy spojrzeli na niego może nie ze zdziwieniem, ale na pewno z zastanowieniem. Co on robił? Zamachał skrzydłami i wzleciał wyżej. Zrobił dużą pętlę, strzelając naokoło wodą. Sporo wpadło do morza, ale ani jeden strumień ich nie trafił.
- Nie znam go - powiedział Paprot z nutką zaniepokojenia w głosie. - ale domyślam się, że jego broń to woda tak gorąca, że jeśli was trafi, momentalnie stracicie życie, więc nie zbliżajcie się do niego.
- Prędzej on się zbliży do nas - jęknęła Eva.
Smok zatoczył kolejne koło. Zza gór wyleciał drugi, niebieski gad. Potrącił pierwszego i uderzył w jego grzbiet od góry, przez co tamten stracił na wysokości. Rozpoczęła się walka. Niebieski smok strzelił w przeciwnika czymś, co wyglądało jak zamarznięta woda, a może właśnie tym było w istocie. Strumień trafił w szyję drugiego, która natychmiast pokryła się szronem i stwardniała. Smok ryknął, unosząc łeb do góry, i zamachnął się ogonem. Z jego wierzchu wystrzeliło mnóstwo kolców, które w oszałamiającym tempie pofrunęły w kierunku błękitnego smoka. Większość przeleciała obok i zniknęła poza linią wzroku, ale niewielka część wbiła się w kraniec skrzydeł gada. Niektóre zatrzymały się, inne przeszły na wylot i leciały dalej, żeby kilkanaście metrów niżej wpaść w spienione morskie fale. Smok wydał z siebie dźwięk, który wydawał się połączeniem wściekłego ryku i bolesnego zawołania. Zatrzepotał resztkami skrzydeł i wypuścił z paszczy kolejny strumień zlodowaciałej wody. Trafiła w ogon i połączenie skrzydeł z tułowiem. Oba smoki, jeszcze gryząc się wściekle w locie, runęły do wody około dwustu metrów od brzegu.
Fala, którą wywołały lądując w morzu, nie mogła się równać żadnej innej, którą kiedykolwiek wszyscy widzieli. Nie było żadnych wątpliwości, że można ją było określić mianem "tsunami".
- Nie dopłyniemy! - stwierdził oczywistość Seth. Nie zdążymy. Trzeba zanurzyć się w wodzie i poczekać, aż fala przejdzie!
- Wtedy nas zmiecie. Nic już nie zrobimy! - odkrzyknęła Eva.
- Nie mam innego pomysłu.
- Ja też nie, bo -
Nie dokończyła, kiedy ich żaglówkę porwał prąd morski. Wzniosła się na sam szczyt fali. Wszyscy niemal w tym samym momencie wpadli do wody, praktycznie od razu. Kiedy zanurzyli się w uniemożliwiającym im jakikolwiek ruch prądzie, bez możliwości pływania, a już nie mówiąc o oddychaniu, zapanowała jasna ciemność.

Paprot obudził się niemal z bólem serca. Musiał przerwać niekończącą się wizję kosmosu, który był taki piękny... Gwiazdy, planety i mleczna droga. Wielka szkoda...
Usiadł i westchnął, kiedy powróciły wspomnienia. Tsunami... Nigdy, w ciągu całego swojego życia nie słyszał, żeby coś takiego się tu przytrafiało. Rozejrzał się. Po lewej stronie, choć daleko, właśnie podbiegli do siebie Eva i Seth i uściskali się szczęśliwi. Zauważyli Paprota i trzymając się za ręce, z uśmiechami na twarzach, ruszyli w jego stronę. Jednorożec powoli wstał i też im wyszedł naprzeciw.
- Przeżyliśmy - oznajmił z szerokim uśmiechem Seth.
- Zdarzył się cud - dodała Eva.
- Mieliśmy bardzo dużo szczęścia - przyznał z ulgą Paprot.
- Widziałam walkę smoków. To najlepszy dzień w moim życiu.
- Widziałaś już jedną - przypomniał Seth.
- Tamto się nie liczy.
- Jak myślisz - zwrócił się do jednorożca. - czy jeżeli zamieniłbym się w smoka i ich rozdzielił, zadziałałoby?
- Myślę, że nie - odparł bez zastanowienia. - Raczej zginąłbyś razem z nimi. Na razie cieszmy się, że nic nikomu się nie stało.
- Widziałam tam nasz plecak - powiedziała Eva. - Trochę rzeczy powypadało, ale większość jest. Zaraz wracam.
Wyswobodziła rękę i pobiegła na północ czy jakoś tak, a chłopcy z braku lepszego zajęcia poszli za nią, przy okazji bez powodu odrzucając w las kawałki połamanego drewna.
- Gałęzie są suche - stwierdził Paprot. Kiedy Seth spojrzał na niego pytająco, wyjaśnił. - Są suche. To znaczy, że zdążyły wyschnąć. Czyli trochę tu leżeliśmy.
- Na pewno to właśnie tsunami połamało to drewno - zgodził się chłopak.
Dobiegł ich niewyraźny ze względu na odległość głos należący do Evy.
- ...a? ...Eth! ...Odź na... lę!
- Woła mnie - zrozumiał Seth i pobiegł szybciej. Paprot nadal szedł w tamtą stronę.
Po chwili przybiegł znowu i łamiącym się głosem powiedział:
- Jeśli powiesz mi, że to nic takiego, to cię uduszę. Ale na razie weź coś zrób!
- Z czym?
- Chodź, nie gadaj! - Pognał z powrotem za siebie.
Z tonu jego głosu jednorożec wnioskował, że coś się stało niekoniecznie dobrego, więc przyspieszył. Zaczął biec, kiedy ujrzał stojącą tyłem do niego i wpatrującą się w coś Evę.
- Co się...? - zaczął. Zobaczył Setha klęczącego na ziemi może dziesięć metrów dalej. Trzymał coś na kolanach. Zrozumiał. - Kendra?!
Bez chwili namysłu pobiegł tam, ukląkł i delikatnie przejął dziewczynę od chłopaka. Drżały jej powieki i zaciskała pięści, więc nic się nie stało, ale mimo to nadal się nie podniosła. Poruszyła wargami. Powoli, jakby niepewnie otworzyła oczy i usiadła. Odetchnęła.
- Wydawało mi się... - powiedziała cicho. - Jakby tuż za mną był lew i zaraz miał na mnie skoczyć. Albo gorzej - jakiś smok.
- Nic się nie dzieje - uspokoił ją Seth, pomógł wstać i przytulił. - Wszyscy cali.
- Mhm... - przytaknęła, ale chyba nie była pewna. Dopiero, gdy zobaczyła podchodzącą, już uśmiechniętą Evę i wstającego Paprota, na którego twarzy widniał wyraz ogromnej ulgi, uwierzyła. - Dziękuję.
- To co, wracamy? - spytała Eva.
- Tak - przytaknął jednorożec i objął Kendrę. - Koniec wrażeń na dzisiaj.
- Może poza tym jednym - mruknął Seth i położył dłoń na trzonku miecza.
Nie musieli pytać. Zza drzew wyskoczyły dwa niedźwiedziołaki i rycząc przeraźliwie, ruszyły na czwórkę towarzyszy. Kendra cofnęła się, Eva pisnęła, Seth wyciągnął miecz i ruszył na jednego ze stworów, a Paprot zamienił w miecz swój drugi róg, który miał przy sobie. Nie minęły dwie minuty, nim rozpłatał jednego z drapieżników. Seth wykończył drugiego i razem zbliżali się do ostatniego.
- Odsuńcie się! - krzyknęła Kendra.
Wytworzyła w dłoniach kulę światła i pchnęła jej energię na niedźwiedziołaka. Przez sekundę przez istotę prześwitywał szkielet, po czym wybuchnął na wszystkie strony. Dziewczyna się skrzywiła.
- Nie lubię tego.
Eva ostrożnie szturchnęła stopą osmaloną część futra i z niesmakiem odrzuciła ją daleko.
Seth zauważył ruch w krzakach. Pokazał Paprotowi, ale ten już to widział.
- Wyłaź! - podniósł głos.
Zza drzew wyłonił się kawałek czyjegoś ciała. Seth mocniej ścisnął miecz, ale Paprot zatrzymał go i odezwał się łagodniej.
- Chodź, przecież nas znasz. Nie bój się.
Wszyscy się uśmiechnęli w specjalny sposób, kiedy zobaczyli, kto wyszedł z krzewów.

Baśniobór; Wszystko Może BolećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz