Rozdział 32; Wyzwanie

483 21 5
                                    

Mężczyzna nic nie robił. Stał tylko i parzyła na zamieszanie, które wywołały smoki.
- Ale co mamy zrobić? - dopytywała się Eva.
- Nic. To ja będę działać - odparł i wzniósł się w powietrze, choć nie miał skrzydeł.
Andromadus wyszeptał jakieś zaklęcie i z jego berła pofrunęła w kierunku Celebranta smuga jasnoczerwonej energii. Rozbiła się o jego łuski nie okazując nawet zadraśnięcia, ale smok to odczuł. Spadł na ziemię. Wściekły, podniósł się i wreszcie zwrócił uwagę na przybysza.
- Przed chwilą cię tu nie było! - powiedział oskarżycielskim tonem.
- Ale już jestem - odpowiedział Andromadus.
- I postanawiasz wspomóc tych nędznych śmiertelników?
- NIE WSZYSCY są śmiertelnikami - zaznaczył głośno Paprot.
- No, oprócz ciebie i chłopaka - żachnął się.
Jednorożec chciał coś dodać, ale Kendra pociągnęła go za rękaw.
- Ani słowa - powiedziała cicho. - Lepiej, jak nie wie. Mamy przewagę.
- Słuszna uwaga.
Seth wylądował i przyjął ludzką postać. W jego głowie rodziła się kolejna odnoga planu. Wyrwał siostrze z kieszeni małą bransoletkę i założył.
- Seth?
Chłopiec zacisnął powieki. Swoimi dodatkowymi zmysłami wyczuwał mocno obecność wszystkich towarzyszy tak jak wtedy, kiedy przymierzył ją po raz pierwszy. Ale tym razem pojawiło się coś nowego. Cienka linia łącząca Celebranta z biżuterią. A także wszystkie inne smoki.
Skupił się na Królu Smoków. Wysłał w jego stronę impuls, a wtedy linia zaczęła jarzyć się słabym blaskiem. Kiedy dobiegł on do Celebranta, smok zastygł w bezruchu.
- Udało ci się! - krzyknęła radośnie Kendra.
Przez chwilę świat spowiła ciemność, a potem Seth patrzył na przyjaciół z zupełnie innej perspektywy. Wyższej. Zamienił się w smoka? Nie, on przeniósł się do ciała Celebranta. Jego ludzka postać rozluźniła się i upadła na ziemię. Otoczyli ją pozostali.
- Seth? - zaniepokoiła się siostra.
- Tu jestem - powiedział zupełnie innym głosem i nachylił się do przyjaciół.
Wszyscy odruchowo odskoczyli oczekując ataku. Dopiero po chwili zrozumieli, co się stało.
- Niech mnie ktoś kopnie! - zawołał Warren i podskoczył. - Ała...
- Sam tego chciałeś - powiedział przepraszającym tonem Tanu.
- To nie było na serio.
- Teraz już wiem, jakie to uczucie, kiedy Vanessa się do kogoś przenosi - mruknął do siebie, ale tak, żeby to usłyszeli.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - spytała Eva, gładząc platynowe łuski.
- Nie wiem. Może popełnię samobójstwo?
- Wtedy zginiesz też w realu - ostrzegła Vanessa. - Wiem, bo prawie tak skończyłam.
- Serio?
- Długa historia.
- Tylko o kilka minut przedłużyłem nasze życie - wyjaśnił Seth ustami Celebranta. - ale wiem, co zrobię.
Znów skupił się na mocy bransoletki. Mentalnie wrócił do swojego ciała, otworzył ludzkie oczy i podniósł ludzką dłoń.
- I jak wrażenia? - spytała Kendra.
- W porządku. Trochę mgliście jak na pierwszy raz - odparł, podnosząc się.
Rozległ się ryk.
- Jak Celebrant to odczuwa? - spytał chłopiec.
- Nie będzie tego pamiętał - odparł Tanu. - A przynajmniej tak myślę.
- Marne ludziki mają czelność ze mnie drwić? - wysyczał Celebrant. - Chyba nie macie pojęcia, z kim zadzieracie.
- A i owszem, mamy - odezwał się Paprot. - Z Celebrantem, największym tłukiem, jakiego widział świat. Pod względem wielkości i głupoty.
Kendra odruchowo zmartwiała. Celebrant się wkurzy!
- Tak? A może chcecie się czegoś jeszcze przekonać?! - ryknął, aż zatrzęsła się ziemia w dolinie.
- Pewnie, że chcemy - rzucił Seth. - Celebrancie, Królu Smoków, oficjalnie rzucam ci wyzwanie. Pokonaj mnie, albo zgiń.
Towarzysze jak jeden mąż spojrzeli na Setha ze zdziwieniem, podziwem i niepokojem w oczach.
Celebrant wybuchnął śmiechem.
- Powodzenia - zachichotał. - Chodź, lekkomyślny zaklinaczu cieni. Zmierzymy się.
- Czyś ty oszalał? - wyszeptała Kendra.
- Wiem, co robię - uspokajał ją Seth.
- Chyba nie do końca. Przecież nie masz szans w wyrównanym, sprawiedliwym starciu.
- Nie powiedziałem, że będzie sprawiedliwe z mojej strony.
Ruszył przed siebie.
Seth zmienił się w smoka i zaczął krążyć w powietrzu. Inne smoki przestały atakować i przysiadły na ruinach zamku, oczekując widowiska. Seth zawirował i zanurkował w stronę Celebranta z oszałamiającą prędkością. Ten usunął się w ostatniej chwili, ale już zaraz przechylił łeb pod naciskiem ostrych zębów Setha. Zaczepił pazury o jego czarne łuski i powalił na ziemię. Seth machnął skrzydłami i uderzył nimi przeciwnika, przez co udało mu się wydostać. Znów wzleciał wyżej.
Rozwarł paszczę i wypuścił z niej błyskawicę. Celebrant zasłonił się skrzydłem, od którego się odbiła. Seth wściekle zapikował i zatrzasnął kły na długiej szyi smoka. Przeciwnik zaczął się rzucać, a wtedy oplótł go ogonem i przycisnął do ziemi. Pozostałe smoki zamarły. Jeszcze nigdy nikt nie dokonał czegoś takiego. Kendra zaciskała pięści tak, że wbijała sobie paznokcie w skórę. W jednym miejscu nawet ją przecięła. W napięciu obserwowała walkę, w objęciach równie podekscytowanego Paprota.
Seth jeszcze raz zebrał wszystkie siły i całym ciałem ścisnął Celebranta, żeby na jak najdłuższy czas nie mógł się podnieść. Wtedy od jego ogona odczepił się jeden kolec długości około pół metra. Seth podskoczył, zmienił się w chłopca i złapał go. Okazało się, że był to miecz.
Platynowy smok bezsilnie próbował się podnieść, ale nie dawał rady. Ciągle upadał. Chłopak odwrócił się do siostry.
- Zróbmy to razem.
Kiwnęła głową i wyciągnęła swój drugi róg. Kiedy zmieniła go w ostrze i podeszła do brata, zaczęło się dziać coś dziwnego. Miecz w jej dłoni zaczął drżeć jakby przyciągany magnesem, a po chwili wyleciał jej z dłoni. To samo stało się z bronią Setha. Dopadły do siebie i w oślepiającym białym świetle oraz niesamowicie głębokim mroku wirującym wokół nich złączyły się w jedno. Przepiękny miecz o poplątanych, ale uwodzicielskich wzorach na głowni oraz jednej połowie ostrza białej, drugiej czarnej spadł prosto w dłonie rodzeństwa. Biała strona emanowała światłem tak jasnym, że nie dało się na nią patrzeć, a czarna wydawała się wręcz zatopiona w mroku. Kiedy Kendra chwyciła jasną część miecz, blask jeszcze się nasilił, a jej włosy zaczęły świecić. Rzucały białe pasy na okoliczną roślinność. Z kolei gdy Seth dotknął ciemnej strony broni, mrok zaczął ze wzmożoną siłą wirować w powietrzu, a oczy chłopca zapłonęły złością.
Zaczęli biec. Obaj ani na moment nie puszczali miecza. Metr od leżącego Celebranta wybili się w górę, wysoko unieśli miecz i spuścili go po gładkiej trajektorii. Kiedy ostrze weszło w ciało smoka, zapłonęło światłem i mrokiem równocześnie. Na chwilę wszyscy oślepli, a kiedy odzyskali wzrok, rodzeństwa nie było. Celebrant bezwładnie spoczywał na ziemi bez znaków życia.

Kiedy Seth i Kendra wbili miecz w ciało Celebranta, oderwali się od siebie. Wylądowali w niezwykłym miejscu. Podłoga była tu czarna, a ściany i sufit zlewały się w półkole. Ogromne półkole. Widniały na nim tysiące kółek i kwadracików. W każdym z nich leciał jakiś film. Fragmenty.
- To sceny z naszego życia - szepnęła oczarowana Kendra, zatrzymując wzrok na filmie przedstawiającym jej pierwsze spotkanie z rodzicami. - To miejsce kryje bogactwa informacji, o jakich nawet nie śnimy. To coś jak pięć, siedem razy większa biblioteka niż na uniwersytetach.
- To... czas. - Seth rozglądał się dookoła.
Wtedy zrozumiał jedno. Spojrzał na siostrę, a ona na niego. Zrozumiała. Byli jedynymi ludźmi w historii świata, którzy ujrzeli czas.
Nagły błysk przerwał tę chwilę euforii. Przeniosło ich z powrotem do normalnego świata
- Jesteście! - zawołała Vanessa. - Wszystko w porządku?
- Jesteśmy cali - zapewnił Seth.
Kendra tylko kiwnęła głową.
Dookoła smoki spoglądały na nich z niedowierzaniem. Właśnie, bez treningu, zabili jednego z najpotężniejszych smoków. Króla Smoków.
- Secie Sorensonie - zaczął duży, stary, szary smok. - Zbliż się.
Chłopiec zmienił się w smoka i usiadł obok niego.
- Zabiłeś naszego Króla, Celebranta Sprawiedliwego. Dokonałeś niemożliwego. Czeka cię za to nagroda. Możliwe, że nie jest ona taka, jak sobie wyobrażasz, ale cóż. Jego korona należy teraz do ciebie.

Baśniobór; Wszystko Może BolećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz