R.25.
Mimo huku torby tylko jedna głowa zwróciła się w moim kierunku. Kudłaty, biały, tleniony łeb z kłakami upiętymi w kok, przed chwilą zasysający twarz mojego "narzeczonego".
Nie wiem, jak to zrobiłam, ale chyba w ułamku sekundy byłam w samochodzie, zapominając o bagażu na którym niemal się zabiłam zaczynając biec.
-Jedź- szepnęłam na wydechu, starając się przejąć władzę nad łzami.
Amy o nic nie pytała. Niemal z piskiem opon ruszyła.
Zaszlochałam bezwiednie i mruknęłam, bardziej do siebie niż do kobiety prowadzącej.
-Przelizała się z nim. Przelizała się z Tonnym.. Szmata chce mi zniszczyć życie z premedytacją, czy tylko ma taki gust jak ja?
-Z premedytacją- odpowiedziała Amy, na co się wzdrygnęłam, nie oczekując żadnego odzewu.
-Dzięki. Pocieszasz mnie, nie ma co... Zawieź mnie do miasta- poprosiłam nagle.- W razie czego tam będzie trudniej mnie znaleźć.
Byłam pełna wątpliwości co do tego pomysłu, bo nie uśmiechał mi się pobyt w żadnym mieście, ale trzeba myśleć racjonalnie.
-Najbliższe jest ponad godzinę drogi z tąd, ale skoro chcesz tyle odgniatać pośladki na tym jakże wygodnym siedzeniu, to proszę bardzo
Nie zdążyła dobrze dokończyć zdania, gdy mój mózg zaczął wrzeszczeć: "Przestań się wydurniać! Szansa do odwrotu! Nie wytrzymasz tam nawet pięciu sekund!! Będziesz biec za samochodem..."
Nie wiem, co się mi dzieje, ale mózg ma rację. Wolę spokojną wioskę w otoczeniu lubujących się w negliżu ludzi i gadających mysz, ptaków, przyjaznych wilków i temu podobnych niż jakiś zaczątek cywilizacji.
-Okej, przekonałaś mnie, jedźmy do wioski.
Zaśmiała się uroczo i już po kilku minutach byłyśmy na środku wioski, a ludzie zaczęli mnie tłumnie otaczać, serdecznie witając i -naturalnie- częstując betlem. Nadwyraz ochoczo poczęstowałam się odurzającym środkiem, chcąc choć częściowo wymazać obraz tej **** zagarniającej sobie kolejnego z moich mężczyzn.
Już po dziesięciu minutach czułam się jak osoba porządnie naćpana. A przynajmniej sądzę, że tak czują się ci naćpani, bo osobiście nie próbowałam. W każdym razie- uczucie zajebiste i chyba się z nim nie rozstanę przez długi, naprawdę dłuuugi czas.
Zirytowało mnie nagle zaniepokojone spojrzenie ojca Amy, jak i samej przewodniczki. Wstałam gwałtownie ze swojego kamienia i poszłam w kierunku lasu. Siadłam między dwoma drzewami, zaledwie pięć metrów od pożywiajacej się pumy, co zauważyłam dopiero po momencie, gdy piękny zwierzak zmierzył mnie spojrzeniem.
CZYTASZ
Lynn
RomanceDruga część opowiadania pt "Shy" Losy córki głównej bohaterki poprzedniej części. Lynn zmuszona warunkami sojuszu- wyjeżdża na odległą od domu wyspę, by wyjść za mąż za księcia na tym kawałku ziemi. Przekonajmy się, co z tego wyjdzie...