3.

413 39 3
                                    

Rzeczywiście, Tonny zabrał mnie z lotniska. Był, delikatnie mówiąc, niepewny swej pozycji. Widząc moją mało przyjazną minę, nie odważył się dać mi nawet buziaka na przywitanie, jak miał w zwyczaju odkąd tylko byliśmy bliższymi przyjaciółmi- liczy się czas od pierwszego wypadu we dwójkę, którego jeszcze nie nazwaliśmy randką.

-Powiesz mi co się dzieje?

-U mnie w mieszkaniu, okej?- zapytałam szeptem, próbując ukryć smutek.

Nie miałam jeszcze obrazu tego, jak oznajmić chłopakowi, że niestety musimy się rozstać, choć przeżyliśmy wspólnie cztery wspaniałe miesiące. Nawet nie starałam się, żeby ułożyć jakiś początkowy scenariusz. Będę improwizować.

Wyciągnęłam walizkę z najwyższej półki w szafie i nie czekając na nic, zaczęłam się pakować. Póki co milczałam, by się nie rozpłakać. Jednak Tonny nie potrafił długo wytrzymać w ciszy.

-Wyjeżdżasz?- przytaknęłam ruchem głowy, nie spoglądając na niego.- Chcesz ze mną zerwać?

-Przepraszam- szepnęłam, już nie tamując strumienia słonej wody.- Gdyby to zależało ode mnie, zostałabym tu i dalej razem byśmy spędzali czas, ale...

-Ale? Dlaczego to nie zależy od ciebie? Masz innego faceta, który kazał ci stąd wyprowadzić?- wyglądał na zdenerwowanego, smutnego i zirytowanego samą taką myślą, wszystko naraz.

Nie wiedział tylko, jak blisko prawdy był. Tylko, że to nie facet kazał mi się stąd wyprowadzić, a moja własna matka, razem z ojcem.

-Nie do końca...

-Więc o co chodzi?!- wplótł palce w we włosy i pociągnął z całych sił.

Zaszlochałam. Nie wiedział, kim jestem. Nie wiedział, z kąd dokładnie pochodzę, jaka krew płynie w moich żyłach, nawet nie przypuszczał, jakie mam zobowiązania wobec rodziny!

-Boję się, że jeśli powiem ci prawdę, to uznasz mnie za wariatkę...- ponownie szepnęłam.

-Zaryzykuj..

-Wierzysz w Magię?

-Moja babka jest czymś w rodzaju wróżki, i to nie takiej udawanej. Na prawdę potrafi wyczuć co się niedługo stanie, albo czyta z kart. Tak, wierzę.

-Otóż ja pochodzę z plemienia Indian, gdzie co kilka pokoleń rodzi się osoba z magicznymi zdolnościami. Tylko tak totalnie MAGICZNYMI. Z wyjątkiem mojej siostry, która odziedziczyła Magię po obydwojgu rodziców. Jako Indianie, mamy pewne zobowiązania wobec plemion...

Moje usta znów opuścił żałosny szloch, za który chciałam dać sobie w twarz.

-Zobowiązania? Twój wyjazd jest właśnie z tego powodu?- skinęłam.- I nic nie da się z tym zrobić?!

-Nie.. Próbowałam chyba wszystkiego, a będę próbować nadal, gdy tylko nadarzy się okazja!

-W takim razie- zamilkł, jakby nie wiedział, co powinien powiedzieć.

-Przykro mi. Mam nadzieję, że zgodzisz się pozostać moim przyjacielem?

Tak, zabrzmiałam jak idiotka, ale jakoś trzeba było to rozwiązać.

-Nie tylko przyjacielem, kochanie. Będę kim tylko zapragniesz, mogę na ciebie czekać, jeśli tego chcesz, jeśli tylko masz odrobinkę nadzieji, że uda ci sie z tego wywinąć!

Nagle się roześmiałam. To wszystko mnie po prostu przerastało. Odpowiedziałam szybko na jego pytające, nieszczęśliwe spojrzenie.

-Nie rozumiesz. Ja mam wyjść za mąż. Za gościa, którego nie znam. W moją osiemnastkę będą zaręczyny! A po drugie... Nigdy nie spodziewałabym się takiej gatki po tobie.

-Hej! Ja też mam uczucia!- roześmiał, lekko zażenowany.

-Wiem- westchnęłam boleśnie.- Dlatego tak mi ciężko teraz z tobą rozmawiać. NIe obraź się, ale myślę, że będzie lepiej..

-Jeśli już pójdę?- wtrącił się z lekkim uśmiechem.- Nie ma sprawy. Kiedy stąd wyjeżdżasz? 

-Pojutrze mam samolot, pięć po dwunastej. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw z domem i szkołą.

-Jasne. Odwieźć cię na lotnisko? Gdzie ty wogóle masz tego chłoptasia? W Bringston?

-Nie, na Sumbie. Książę Sumby...

-CO?!- pisnął.

-Taka wyspa w Indonezji. Malutka, do niedawna bardzo biedna, słynąca z u...

-Stop, chodząca encyklopedio!- roześmiał się.- Jest tam wogóle zasięg?

-Nie mam pojęcia. Ale lotniska tam nie ma. Będę płynąć z Australii kajakiem w sukience- prychnęłam pod nosem, wyrażając swoją wcześniej utworzoną teorię podróży.

Roześmiał się, ale zaraz spoważniał.

-To przyjadę po ciebie o dziesiątej, okej? Trzymaj się, mała.

-Narazie, Tonny!- krzyknęłam, słysząc, jak otwiera drzwi.

Jak ja sobie bez niego poradzę? Zadał dobre pytanie- czy tam wogóle jest zasięg? Bo nie mam zamiaru żyć gdzieś, gdzie nie będę mogła się skontaktować telefonicznie czy przez Skype'a!

Znów zagłębiłam się w internecie, przeszukując stronki o tej całej wyspie. Mała, słabo rozwinięta, do niedawna bardzo biedna, utrzymująca się tylko z rolnictwa. To już wiem. Po przejęciu przez prywatnego właściciela- czytaj mojego przyszłego-oby-nie-męża - Sumba zasłynęła na Indonezyjskim rynku z żadkich, ciężkich do hodowania przypraw. 

Mało turystów, widoki typowo-wiejskie, jakby to u nas ujął, wioski małe, niektóre wybudowane jeszcze w starodawnym stylu. Megality pośrodku siedlisk (rzekomo) posiadają magię, są łącznikami świata żywych z umarlakami.

Kolejny raz nie mogłam się zmusić do przyswajania tej wiedzy. Z trzaskiem zamknęłam pokrywę laptopa i opadłam na pościel. Ostatni mój dzień tutaj! Nie do wiary! 

Nie mogę uwierzyć, że już pojutrze będę musiała opuścić ten swój mini światek by zamieszkać na jakiejś cholernej wyspie, gdzie chyba nie ma nawet zasięgu! Ciekawe, jak się przemieszczają...

Poskoczyłam, gdy tuż przy uchu rozdzwonił się mój telefon. No, o zawał chcą przyprawić! Odebrałam, nie spoglądając na wyświetlacz.

-Słucham?

-Lynn, gdzie ty się podziewasz?- uuu...

Mama brzmiała, jakby była baaardzo zdenerwowana.

-W Nowym Jorku?- miało zabrzmieć jak stwierdzenie, ale przecież mi nic w życiu nie wychodzi...

-Jutro miałaś wylecieć na Bali, są już nawet zarezerwowane bilety na prom! Kiedy wracasz?!

Chwilę przeszukiwałam w myślach swoją mapę, a potem przetrawiłam informację... Prom... O jaaa..

-To jednak nie będę płynąć kajakiem?- roześmiałam się ponuro.- Będę pojutrze, wieczorem. Nie wrócę wcześniej- wtrąciłam szybko, słysząc jak Shy nabiera powietrza,- ponieważ mam tu kilka spraw do załatwienia. Rozumiem, że mam się podporządkować i wyjść za tego palanta, ale nie będziecie żądzić każdym moim dniem!

-Dobrze- westchnęła smutno.- Do zobaczenia pojutrze, kochanie.

-Cześć, mamo.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ogłoszenia wattpadowe:

Rozdzialiki do końca wakacji będą się pojawiać tak często, jak zostaną napisane.

Od września będą wstawiane raz w tygodniu- w weekendy, chyba, że baardzo będę się nudzić na lekcjach... :D

Do napisania

Elfik

LynnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz