-Zabawne, że ha ha- stwierdziłam równocześnie z Jamesem, a po krótkiej chwili też równo spojrzeliśmy na siebie ze zrozumieniem.
Sytuacja wielce rozbawiła moją mamę, choć wciąż widziałam coś smutnego w jej oczach. Ale skoro nie chce mówić- niech nie mówi, pewnie z czasem i tak się dowiem.
James wyglądał na człwieka w ciężkim szoku, w końcu jednak się z niego otrząsnął. A wtedy przeżyłam piekło. Zostałam uniesiona, podrzucona wręcz. Kręcił się, trzymając mnie do momentu, aż ostrzegłam, że puszczę pawia, jeśli mnie w ułamku sekundy nie odstawi na ziemię.
Mimo, że bezpiecznie stałam na twardym podłożu- zaczęłam się poważnie martwić o mojego już-niestety-męża. Chyba miał jakiś skurcz policzków, bo szczerzył się, jak dziecko do lizaka o średnicy metra.
Potem nagle mnie pocałował, przytrzymując mnie za policzki i dalej uśmiechał jak idiota.
-Kochanie, boję się o ciebie- oznajmiłam.
-A ja o ciebie, maleńka. Ciekawe, czy to będzie chłopczyk, czy dziewczynka?
-Dziewczynka- oznajmiły równocześnie Shy i Pani Matka.
-No dzięki!- prychnęłam rozbawiona.- I po niespodziance...
Mój niemądry facet zaraz oznajmił tą jakże niezwykłą wiadomość całej wyspie. Co niektórzy szeptali z ukradkowymi uśmiechami, że to wręcz działanie "pieśni szczęścia". Przez dodatkowy powód impreza przeciągnęła się do świtu. Więc mieliśmy z Jamesem jakieś pięć, może sześć godzinek na sen. Cóż za przezorność, by wybrać miejsce na wesele stosunkowo niedaleko od "miejsca przeznaczenia".
-Nogi mi odpadają- jęknęłam żałośnie, opadając na miękkie łóżko w dziwnym jak na tutejsze standardy domu (miał zwyczajne ściany, drzwi i okna, i był taki... cywilizowany).
-Mnie też- przyznał, wykonując taką samą czynność jak ja.
Przy okazji mocno się do mnie przytulił, kładąc głowę na moim brzuchu.
-Będę tatą- westchnął rozmarzony.- A ty będziesz mamusią. Najwspanialszą na świecie- orzekł z takim przekonaniem, że czułam się w obowiązku wyprowadzić go z błędu, ale niestety, w międzyczasie zasnęłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Kiciu, twoja pani bardzo cię lubi, ale myślę, że to będzie śmierć tragiczna, jeśli nie dasz jej pospać te dodatkowe pół godziny..
Słyszałam uroczo rozespany głos MOJEGO MĘŻA. W odpowiedzi dał się słyszeć pomruk Pumci, a brzmiał tak, jakby chciała mu coś wytłumaczyć w bardzo cierpliwy sposób.
Zaśmiałam się, zanim jeszcze otworzyłam oczy.
-Cześć, kocie. Co słychać?
James chyba musiał pomyśleć, że to do niego, ale Pumcia wyprowadziła go z błędu, miaucząc w moją stronę.
"Powinnam się obrazić?" zapytała z udawanym oburzeniem.
-Za co?
"Na przykład za to, że mnie nie zabraliście z imprezy, albo za to, że dowiaduję się o tym, że będę kocią ciocią z drugiej ręki! A raczej z szeptów między gośćmi..."
-No wybacz- roześmiałam się.- Nawet nie wiedziałam, że byłaś na naszym weselu. Ale skoro już i tak nie śpię, to chyba bym coś przekąsiła- spojrzałam znacząco na Jamesa.
Z rozbawieniem patrzyłam, jak szeroki uśmiech wykwita na jego ustach, a on wkrótce znika za ścianą.
Jeżeli ciąża, albo małżeństwo, albo obydwa te czynniki sprawią, że Jamie będzie tak prędziutko wykonywał wszystkie moje prośby- niech ten stan trwa wiecznie!
Niestety, prędko nastała noc. Pamiętna noc przejęcia mocy. W sumie to nie ma co się dziwić, skoro wstałam po szesnastej!
Razem z podtrzymującą mnie na duchu kotką i równie zestresowanym co ja Jamesem- ruszyliśmy na łąkę. Na jej środku stał wielki, przepiękny megalit z płaskim wierzchem i schodkami prowadzącymi na ten czubek.
Każdy w takich momentach wyobraża sobie, jak może wyglądać sytuacja za chwilę, a moje wyobrażenia kierowały się w stronę wręcz filmowych unoszeń w powietrze, jakichś wielkich błysków, nagłego zachmurzenia czy kot wie czego jeszcze.
Rzeczywistość okazała się... Normalna?
Usiadłam sobie na głowie stworzenia wyrzeźbionego w skale i spojrzałam na Jamesa, którego sylwetka była lekko zamazana przez ciemności. Księżyć w pełni skyty był za chmurami.
-I co ja mam robić?- prychnęłam, czując, jak pocą mi się ręce.
Tego jeszcze nie było! Lynn Ulits-Afins zdenerwowana jakimś głupim przejęciem Magii? Pff!
-Cicho- zaśmiał się James.- Poczekaj na księżyc i postaraj się myśleć jak najmniej.
"Czuj, słuchaj, patrz" szepnęła dziwnie mrukliwym głosem Pumcia, a jej słowa wprowadziły mnie w pewnego rodzaju trans.
Na moment zamknęłam oczy, by wyostrzuć swój słuch. Dotarły do mnie pohukiwania sów, jakieś świerszcze, szum lasu. Odgłosy, na które do tej pory nie zwróciłam najmniejszej uwagi. Owiewał mnie delikatny wietrzyk, powietrze było przyjemnie wilgotne.
W końcu otworzyłam oczy, a otoczenie wydało mi się jakieś bardziej wyraziste, jakbym nagle zyskała dar widzenia w ciemności.
Skała pode mną momentalnie zrobiła się ciepła, gdy księżyc wychynął za chmur. Po za tym nie czułam nic szczególnego. Może ponad milinem szeptów w głowie, nasilajacych się z każdą sekundą.
Okej, czułam teraz bardzo wiele, kotłowały się we mnie uczucia, emocje targały moim umysłem. Nagle nie wiedziałam nawet gdzie jestem, ale czułam sie niewiarygodnie szczęśliwa i taka.. Wypełniona. Magią.
Taka na swoim miejscu. Czułam się w pełni sobą, będąc w próżni, ciemni, otoczona światełkami jak gwiazdami, słysząca ich śmiechy, gadania, przestrogi. Duchy wyspy, zamknięte w megalitach mówiły mi, że znalazły we mnie godną spadkobierczynię.
I wtedy wróciłam na polanę, gdzie panował całkowity mrok, ale ja wciaż widziałam tak, jakby był pochmurny dzień. James uśmiechał się, Pumcia krążyła wokół jego nóg, jakby nad czymś rozmyślając, a ja wciąż dławiłam się tymi wszystkimi głosami w głowie.
Wreszcie złapałam głęboki oddech i uśmiechnęłam tak szeroko, że aż policzki zaskrzypiały.
Nie myśląc wiele wstałam i zrobiłam krok do przodu. Tak, zapominając o tym, że siedzę na dwumetrowym kamieniu, co przypomniał mi przerażony wyraz twarzy Jamesa.
O dziwo- wylądowałam jak kot, tylko że na dwóch kończynach, z lekkością upadającego piórka.
Pumcia mruknęła. "Wrodzone talenty magiczne dają o sobie znać", stwierdziła, a jej głos ociekał dumą.
Wszystko powoli zaczęło cichnąć, a ja wtuliłam się gwałtownie w Jamesa.
-Teraz powinien nastąpić moment, gdy mówię ci, że jestem duchem tej wyspy, jej opiekunem- prychnął z uśmieszkiem majaczącym w kąciku ust.
- Lepiej postopniować te wszystkie nowości- roześmiałam się, obejmując go z całych sił, to w jakiś sposób odsuwało ode mnie część tych zakłóceń w mózgu.- Jest dobrze, tak jak jest.
-I niech tak zostanie!
Przytuleni, szczęśliwi, z kotem u boku- ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
CZYTASZ
Lynn
RomanceDruga część opowiadania pt "Shy" Losy córki głównej bohaterki poprzedniej części. Lynn zmuszona warunkami sojuszu- wyjeżdża na odległą od domu wyspę, by wyjść za mąż za księcia na tym kawałku ziemi. Przekonajmy się, co z tego wyjdzie...