13. (oczami Jamesa)

385 39 44
                                    

    Nadszedł dzień zaręczyn. Tak, minęło tyle czasu, a ja jeszcze żyję i moja przyszła żona nie warczy na mnie nawet tak często. Poprawa sytuacji, nieprawdaż?

    Odkąd zobaczyłem jej fascynację Pasalą, starałem się zabierać ją na częste tutejsze imprezy,  o których nawet nie wspominano w internecie, bo były zbyt powszednie jak dla obcokrajowców- typu jarmarki w małych miasteczkach i ogólnowioskowa wymiana towarów. Niesamowite skupiska nieznanych sobie osób, a jednak tworzących spójną całość, dopełniających otoczenie.

    Trzy dni temu zjechała się rodzina i przyjaciele Lynn. W tym niejaki Tonny, którego rozmowę z panienką Ulits usłyszałem. Gość wie, że ona jest już komuś przyrzeczona (wiem, że brzmię jak bufon, ale chodzi tu teraz o uczucia Lynn), a i tak stara się mieszać dziewczynie w głowie! Nawet ja nie mam tak idiotycznych pomysłów.

    Jeśli chodzi o samą Lynn- byłem załamany, gdy ujrzałem ją na żywo. Wcześniej widziałem zdjęcia, ale przedstawiały ją w dzieciństwie, jako słodką nastolatkę o ciemnej karnacji i orzechowymi włosami, chodzącą w kolorowych sukienkach.

    Kobieta którą poznałem- nie przypominała w żadnym calu tej prześlicznej istotki z fotografii. Była burkliwa, ubierała się ponuro, a jej twarz, ta słodka, dziewczęca, ukrywana była pod ciemnym makijażem.

    Co ja zrobię, jeśli ona zejdzie tak ubrana do sali balowej? Jeśli ludzie z wiosek czekający na te zaświadczyny nie będą chcieli przyjąć czegoś takiego. I magia ich dusz sprzysięży się przeciw dobru wyspy...

    Ale Lynn, jak zwykle, musiała mnie zaszokować. W sumie- w pierwszym momencie, gdy ją zobaczyłem, nie wiedziałem kompletnia, skąd w mojej posiadłości wzięła się ta bogini. Kasztanowe włosy pozakręcane naturalnie na końcach spływały do połowy pleców, ich kolor delikatnie kontrastował z srebrnawym materiałem prostej sukienki, w której kobieta wyglądała... Tak, jestem zwykłym facetem i przyznam, że wyglądała po prostu jak chodząca sex-bomba.

    Podeszła do mnie dumnym krokiem, a ja, jak ostatni palant, zaczerwieniłem się i podałem jej ramię, kierując się schodami na balkon skierowany na ogrody, gdzie odbywała się większość imprezy.

    Obydwie rodziny, plemiona, przyjaciele, przedstawiciele wiosek i miast z Sumby- wszyscy oni jednocześnie, jak za wojskowym rozkazem, zwrócili się twarzami do naszej dwójki. Muzyka ucichła, szmery ustały. To był moment, by oficjalnie potwierdzić nasze zaręczyny, chęć zawarcia małżeństwa, mającego uratować tą wyspę, choć mało kto wiedział, dlaczego przywróciłem kult księżniczki.

    -Moi drodzy!- zacząłem odrobinę podniesionym głosem, a wspaniała akustyka poniosła te dźwięki do zgromadzonych.- Wszyscy wiemy, w jak pięknym celu się tu znaleźliśmy. Weźcie więc swoje kieliszki z szampanem- poleciłem ze śmiechem i zwróciłem się do Lynn, która stała z niezmienną dla siebie kamienną maską zamiast choćby delikatnego uśmiechu.

    Gdybym nie miał tego szczęścia, by wyczuć ciepło jej dobrego serca, miałbym obawy, czy dobrze wybrałem kobietę. Ale dzięki swoim darom wiem, że jest wręcz idealna do celów, jakie są jej postawione. Albo jakie dopiero będą.

    -Lynn Ulits, z rodu czarodziejów, potomkini wielkiej i potężnej Shy Ochich-Ulits, Mistrza i głowy klanu Ochich oraz Dannyla Ulitsa, przyszłego prowadzącego Zamkniętą Akademię Magiczną, głowy klanu Ulitsów; przyszła spadkobierczyni Wielkiej Magii Nyale....

    -Ty tak poważnie? Wykułeś te wszystkie tytuły tylko na tą uroczystość?- zapytała z krzywym uśmiechem, jakby powstrzymując się przed wybuchem gromkiego śmiechu.

    -I jeszcze na ślub, ale nie przerywaj- odparłem półgębkiem, starając się zachować powagę i kontynuować, tak by zgromadzenie pomyślało, że to tylko moje zdenerwowanie. Odchrząknąłem więc głośno, nabrałem powietrza i nie zważając na jej chichot dokończyłem.- Czy zgodzisz się zostać moją żoną?

    Piękny uśmiech spełz z jej twarzyczki, która dziś wyglądała w blasku księżyca jak baśniowej księżniczki. Moje serce na chwilę zamarło w smutku i oczekiwaniu.

    -Tak- odpowiedziała głośno i niechętnie, nawet ja nie zdołałem wyczuć w tej wypowiedzi niechęci. Usłyszałem ją dopiero, gdy pochyliłem się, by założyć delikatny pierścioneczek na jej dziewczęcą dłoń o jedwabistej skórze: Jak bym miała inne wyjście...

    -Oczywiście, że masz wyjście- odparłem, nie kryjąc smutku w całej swojej postawie.- W każdej chwili możesz odejść, nikt nie będzie cię tu trzymał wbrew twojej woli.

    Nie zważałem już na to, że wychodząc nie daję dobrego znaku ludowi. Zwyczajnie odwróciłem się na pięcie i garbiąc ramiona wyszedłem, kierując się wprost do sali balowej. Dokładniej do stolika z szampanem i innymi odpowiednimi na taką trunkami z zawartością procentów.

    Nigdy chyba jeszcze nie upiłem się w aż tak świadomy sposób, nigdy nie zrobiłem tego SPECJALNIE. Ale dzisiaj musiałem.

    Myśl, że dziewczyna, od dziś już kobieta, która skrycie wykradała po kawałku mojego serca z każdym dniem razem spędzonym, najpewniej już jutro spakuje się i wyjedzie, nie oglądając się za siebie, z uśmiechem na ustach wracając do Nowego Jorku i do swojego chłoptasia.

    Kto wie, jakby się sprawy potoczyły, gdybym trzymał się swoich zasad i nawet dziś pozostał trzeźwy....

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak jak wspominałam- drobny bonusik!

Co wy na to? Wyszło choć trochę tajemniczo? Bo chciałam taki wąteczek wprowadzić ^_^

Kocham <3

Elfik

LynnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz