Na palcach weszłam do pokoju, chcąc zabrać kilka rzeczy i zniknąć na conajmniej parę dni. Jednak zamurowało mnie, gdy zobaczyłam Jamesa w pozycji embrionalnej na mojej pościeli. Omal się nie roześmiałam.
Wielki Nyale śpi jak malutkie dziecko zwinięty w kulkę, tuląc się do poduszki. Słooodkiee...
O ranyy.. Wcale tak nie pomy.. Okej, pomyślałam. Kuźwa, jestem w nim zakochana po uszy! I szczerze mówiąc to guzik mnie obchodzi nawet to, że jest jakimś cholernym bożkiem. A ta ucieczka to tylko takie odreagowanie na ten fakt i może po części nauczka dla tego faceta, który udawał ziemianina...
Mniejsza o to, zatrzymam się u ojca Amy i Ulindah, co same zaproponowały, gdy przed chwilą odwiedziłam kuchnię. Muszę tylko gdzieś w tym nie-zamku przekoczować noc, a rano, albo raczej koło południa przemknąć się do auta, gdy Amy będzie jechać do wioski.
Koczowałam w jednej z bliższych pokojowi Jamesa wolnych sypialni i tylko Hvid był poinformowany o miejscu mojego pobytu. Rano przyniósł mi malutką walizkę i przekazał wieści.
-Pan James chodzi tak przybity, jak jeszcze go nie widziałem. Aż mi szkoda człowieka.
Prychnęłam pogarliwie. Człowieka! Dobre sobie, gdybyś ty, Hvid, wiedział co mówisz!
-Taki z niego człowiek jak z koziej dupy trąba- mruknęłam do siebie po angielsku, a chłopak tylko niepewnie na mnie spojrzał, nie komentując.
Pół godziny później poinformował mnie, że powinnam iść, bo Amy zaraz będzie jechać, a w międzyczasie James powinien być zajęty z Koczkiem w gabinecie papierzyskami.
Chwyciłam więc torbę i cichutko, prawie jak moja znajoma mysz-tylko bez przyśpiewek- zbiegłam ze schodów. Na wszelki wypadek obrałam najkrótszą trasę do przednich dni, prowadzącą przez jedne drzwi, salę balową (jak w średniowieczu..) i drzwi wyjściowe.
Dziecko urodzone pod pechową gwiazdą zawsze będzie miało zepsute życie. Będzie się czuło do niczego, wiecznie poniżone, wiecznie obsypywane sarkastycznymi, złowieszczo rozbawionymi uśmieszkami. A przynajmniej tak będzie się czuło, choć większość z tych uśmieszków i spojrzeń wcale nie miało mieć takiego wydźwięku.
Skąd ta wstawka o pechowych gwiazdach? Moja jebana gwiazdka musi być niesamowicie pechowa. Nigdy nie pozwoli mi ułożyć sobie szczęśliwego życia, pocieszyć się chociaż głupim obrażaniem, takim bardziej na żarty.
To co zobaczyłam w sali balowej zrobiło na mnie takie wrażenie, przyprawiło o taki zawrót głowy, że nici wyniknęły z całego tego skradania się, bo torba gwałtownie upadła mi na podłogę, a huk rozszedł się echem między pustymi ścianami, przykuwając spojrzenie obydwu obecnych tu prócz mnie osób.
W jednym momencie zniknęło zauroczenie. Gdzieś zapodziało się to śliczne wspomnienie budzące motylki w brzuchu- obraz zwiniętego w kłębek Jamesa z moją poduszką w objęciach.
Pozostało jedno, dosadne zdanie, kołaczące się po głowie.
Faceci. To. Chuje.
Amen.
CZYTASZ
Lynn
RomanceDruga część opowiadania pt "Shy" Losy córki głównej bohaterki poprzedniej części. Lynn zmuszona warunkami sojuszu- wyjeżdża na odległą od domu wyspę, by wyjść za mąż za księcia na tym kawałku ziemi. Przekonajmy się, co z tego wyjdzie...