20.

405 35 13
                                    

    Tak, byłam pijana.
    Tak, wiem, że nie powinno się tak reagować, ale to był dla mnie za duży szok- stracić zaufanie do kogoś, za kogo jeszcze do niedawno skoczyło by się w ogień.
    Nie, nie jestem zazdrosna. Po prostu widzę, jak mało są warte ludzkie obietnice.
    Spojrzałam na rozluźniającego się pod wpływem mocnego tutejszego wina Jamesa. Może to przez alkohol, ale wydawał mi się jeszcze bardziej przystojny i pociągający niż zwykle.
    A to, że się do tego faktu przyznaję jest już całkowitym skutkiem upojenia... Chyba lepiej zamilknę!
    -No, ja skończyłem swoją lampkę, czas spać skarbie.
    Tak szybko to ja mu nie pozwolę iść, co to to nie, za dużą mam na niego ochotę... Ups! Nie powiedziałam tego, prawda?
    -Ale ja jeszcze nie skończyłam!- zaprotestowałam i zerwałam się, by sięgnąć po butelkę i mu dolać, jednak zrobiłam to zbyt szybko i porządnie się zachwiałam.
    Jak fajnie, że on ma taki dobry refleks. Złapał mnie, ale siła mojego upadku rzuciła nas spowrotem na łóżko. Leżałam więc sobie spokojnie na nim, całym swym ciężarem i niemal z rozbawieniem jak jego wzrok zatrzymał się na moich ustach. I ta niepewność w oczach.
    Poczułam w brzuchu nagły skurcz, gdy oblizał wargi. Pod przymusem własnego ciała schyliłam się i musnęłam jego dolną wargę. Zareagował tak, jak sobie wymarzyłam. Szybko oplótł mnie mocniej ramionami, tym samym wpijając się w moje usta i obrócił się, bym to ja leżała. Westchnęłam z rozkoszy i nie myśląc o tym, co zaraz będziemy robić- wsunęłam dłonie pod jego koszulkę i z uśmiechem wyczułam przechodzące go dreszcze w reakcji na mój dotyk.
    Nagle się odsunął.
    -Nie...
    -Co nie?- mruknęłam, mam nadzieję, seksownie.
    -Powinienem sobie iść.
    Nim zdążył się podnieść, oplotłam go nogami w pasie i przycisnęłam do siebie. Niemal głośno jęknęłam wyczuwając wybrzuszenie w jego spodniach tak blisko mojego ciała. O do jasnej gwiazdki! Ktoś tu jest równie rozpalony alkoholem co ja!
    Więcej nie próbował się wycofać- zajął się całowaniem mojej skóry, jednocześnie rozkosznie przylgnął swoim kroczem do mnie. W poszukiwaniu jeszcze większej rozkoszy zaczełam się wić i mocniej go przytrzymywać.
    -Kobieto, nie ruszaj się, do jasnej cholery- warknął, a może bardziej jęknął, rozpinając moją koszulę w kratę, pod którą nie miałam zupełnie nic, tak nawiasem mówiąc...
    Ze śmiechem zaczęłam mu robić na przekór, przynajmniej do momentu, gdy jego mokre usta wylądowały na moich piersiach. Wtedy ze świstem wypuściłam powietrze i wygięłam się w jego stronę. Czułam, jak moje podbrzusze zaciska się raz za razem.
    Sunęłam dłonią w dół jego pleców, aż dotarłam do pośladków, z których zsunęłam spodenki, z drobną pomocą Jamesa oczywiście. Potem ciekawskie paluszki powędrowały do jego męskości, którą łagodnie pogłaskały. Facet jednak warknął i zabrał moje dłonie, przytrzymując obie nad moją głową.
    -Gbur- mruknęłam, a zaraz potem jęknęłam, gdy przygryzł jeden z sutków.
    Jedną dłonią zdołał zdjąć ze mnie spodnie pomimo, że ja mu wcale nie pomagałam, chcąc mu zrobić na złość i uwolnić ręce. Śmiał się tylko z mojego uporu i marnego oporu.
    -Jesteś gbur do potęgi!- warknęłam.
    -Ale i tak masz na mnie ochotę, prawda?- szepnął zmysłowo, przesuwając dłonia po mojej kobiecości.
    O matulu najukochańsza, co za rozkosz! Nie wiem jak, ale w końcu wyrwałam mu jedną rękę i pozbyłam się reszty jego garderoby, na co mi łaskawie pozwolił, sam schodząc ustami niżej i niżej, całując każdy centymetr skóry wokół pępka i wzdłóż lini majtek, by następnie je ze mnie ściągnąć.
    A co potem się działo- to chyba wiadomo.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Obudziłam się, czując nieznośną potrzebę skorzystania z ubikacji. Uniemożliwiło mi dostanie się tam ciężkie ramię, mocno mnie tulące do gorącego ciała Jamesa.
    -James, puść mnie!- powiedziałam, starając się go obudzić.
    -Pali się?- mruknął sennie, z uśmieszkiem, przytulając mnie jeszcze mocniej.
    -Nie, kretynie, zaraz się zesikam! Puszczaj!
    Widząc moją desperację zabrał ramię i się roześmiał na cały głos, na co prychnęłam pogardliwie.
    Naraz rozbolała mnie głowa. Tak to jest po prawie dwóch dniach picia cholernego alkoholu. Nigdy więcej!!
    Przynajmniej nie w takim stopniu.
    Wracając do sypialni uświadomiłam sobie wreszcie, że jestem całkowicie roznegliżowana. A James leży i pożera mnie wzrokiem.
    -Nie podnieć się za bardzo- warknęłam, a on spojrzał na moją twarz ze zrozumieniem.
    -A żeby cię teraz męczył ten kac przez tydzień, kochanie- życzył mi, odsuwając kołdrę, bym mogła się położyć przy nim, gołym w równym stopniu co ja.
    -To ty się będziesz musiał ze mną męczyć, padalcu- burknęłam, jednocześnie wtulając się w jego cieplutkie ramiona i ciesząc się w duchu, gdy mnie objął w pasie.
    -Jakoś przeżyję, ważne, żebyś miała nauczkę, dzieciaku.
    Przegiął.
    Zerwałam się, do głębi urażona.
    -Nie waż się prawić mi kazań- ostrzegłam ostro, chcąc powstrzymać samą siebie przed łzami.
    Chyba zrobiłam wszystko mówiącą minę, bo szeroko otworzył oczy, podniósł się i przygarnął mnie do tak silnego uścisku, że straciłam na chwilę oddech.
    -Przepraszam, skarbie, nie mam zamiaru prawić ci żadnych kazań, chciałem tylko zażartować- szeptał gorączkowo, a ja powoli się rozluźniłam i uspokoiłam.- Wcale nie uważam cię za dzieciaka i na pewno nie potrafiłbym prawić ci jakichś pieprzonych kazań, w moich oczach jesteś jako dorosła kobieta o wyraźnym charakterze, nie jako dziecko potrzebujące uczenia...
    -Bądź już cicho- poprosiłam w połowie (jak przypuszczam) monologu.
    -Już milczę!- obiecał i zasznurował sobie usta.
    Zaśmiałam się markotnie i przymknęłam oczy.
    -Chodźmy jeszcze spać- zaproponował, na co chętnie przystałam.
    A wtedy zadźwonił telefon Jamesa.
    -Lynn, mogłabyś sięgnąć po moje spodenki? Tak się składa, że są po twojej stronie łóżka.
    Z westchnieniem sięgnęłam po spodnie, od razu wyciągając aparat, wysuwający się z kieszeni. Mój humor jeszcze bardziej się pogorszył, gdy przypadkiem zauważyłam kto dzwoni.
    -Andrea? Urlop? Tak nagle? No dobrze, skoro i tak tam jesteś- westchnął ciężko i niemal rzucił telefonem na podłogę.
    -Co się stało?- mruknęłam w jego tors, gdy spowrotem mnie objął.
    -Moja asystentka jak zwykle jest przydatna...
    -Czemu jej nie zwolnisz?
    -Sam nie wiem, może jestem sentymantalny..
    -Czemu?- zmarszczyłam brwi, choć nie mógł tego zobaczyć.
    -Ona praktycznie wychowywała się ze mną. Mój ojciec ją przygarnął z jakiejś drogi czy piernik wie z kąd, gdy miała zaledwie roczek. Nic nie wiemy, skąd pochodzi, kim byli jej rodzice. Przy sobie miała tylko dzienniczek, zapisany tak niesamowitymi znakami, że nikt nie był zdolny ich zrozumieć, rozszyfrować, oprócz niej samej, gdy podrosła.
    -Nie czujesz czasem w jej obecności takiego... niepokoju?
    -Jakby w każdym momencie świat mógł się zawalić? Tak, właśnie odkąd przeczytała ten dziennik- przytaknął, brzmiąc na zmęczonego życiem człowieka.- Zostawmy ten temat w spokoju, ja liczę, że wyjawisz mi, co tobą tak wstrząsnęło w Nowym Jorku?
    -Otóż, chcąc ci wyjaśnić ten wstrząs, nie będę mogła zakończyć tematu Koczka. Wszystko wiąże się również z jej osobą.
    Naświetliłam mu wszystko z mojego punktu widzenia, na co wykazał się dużym zrozumieniem.
    -Nie myśl o mnie w ten sam sposób, proszę- szepnął, chowając nos w moich włosach.- Proszę, najpierw lepiej mnie poznaj.
    -Nie myślę tak o tobie, Jamie. Mam na myśli większość facetów na tym chorym świecie, ale na pewno nie należysz do tej większości- zapewniłam, czując, jak ogarnia mnie senność.
    Poczułam tylko jego delikatny uśmiech, gdy całował mnie w czoło. I odpłynęłam.


LynnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz