-Willi! Stary druhu- odezwał się ponownie Grzyweczka, mówiąc do Brzusia.
Swoją drogą to Brzusio nazywał się William Greston, czy jakoś tak bardzo podobnie. Ale kto by tam mu mówił po imieniu, skoro to przezwisko bardziej pasuje do jego osoby...
-Plany idą pełną parą, jak widzę, Lockard.
Chwilę mi zajęło zrozumienie, że Lockard to prawdopodbnie imię (bądź też nzawisko) Grzyweczki. Pan wysłuchał moich próśb i nie obdarzył mnie takim mężem. No chyba, że to tylko przezwisko! Wtedy jestem pogrzebana żywcem...
-Lockard Smils, do usług w organizowaniu imprez, moja pani- skłonił się jak błazen i ucałował moją dłoń.
Zabrałam ją najszybciej jak wypadało, bym nie wyszła na jakąś niedotykalską. Uhh, ten śledziowaty uścisk... Może to ja jego dłoń powinnam pocałować? Ten gościu był gorszy niż nieraz ci pokazywani w kabaretach! Gorszy w znaczeniu- podobne zachowanie, ale wcale nie śmieszny.
-James?- zapytał Brzusio, zwracając na swoją osobę moją uwagę.
Pasowało by w końcu poznać faceta, za którego mam wyjść, prawda?
-Wróci dopiero pod koniec lutego, interesy się komplikują. Rosja robi problemy, jak zwykle, choć sami chcieli tej dostawy.
Świetnie! Nie, wcale nie czuję się zaniedbana, urażona i wcale nie zaczynam go nienawidzić! No po prostu świetnie!
-Po co ja tu tak wcześnie przylatywałam?!- krzyknęłam nagle, choć przypuszczam, że moja mina nie zmieniła się zbytnio, co mnie samą drażniło, jedynie usta przybierały wyraz krzywego grymasu.
Brzusio zaczerwienił się gwałtownie i odrobinkę odsunął, a Grzyweczka nie miał pojęcia gdzie podziać wzrok i co zrobić z rękami.
-Myśleliśmy, że James wróci już jutro, najpóźniej pojutrze, bo tak planował, ale...
-Pokaż mi mój pokój!- warknęłam, przerywając mu gwałtownie.
Jak ja lubię wzbudzać nieprzyjemne uczucia w innych. Zwłaszcza gdy ja sama je odczuwam!
-Gdyby nie ten prom, właśnie bukowałabym sobie bilet powrotny- dodałam jeszcze grobowym tonem i spojrzałam spod zmrużonych powiek na Williama.
Ten właśnie wymieniał jakieś znaczące spojrzenia z Grzyweczką, ale posłusznie ruszył w stronę schodów po prawej stronie.
-James kazał przekazać, że masz do wyboru tymczasową sypialnię.
-Gdzie jest jego pokój?
-We wschodnim skrzydle- wskazał na schody, gdzie zmierzaliśmy, więc ja szybko zmieniłam kierunek na odwrotny.
Wtedy też za oknem rozległ się potężny grzmot, równoczesny z przecinającą granatowe niebo błyskawicą. Nie zwracając na to większej uwagi wbiegłam do góry i zaczęłam zaglądać do pokoi gdzie drzwi były poowtwierane, nie zbliżałam się nawet do tych zamkniętych, bo one oznaczały czyjąś prywatność. A po co się mieszać w nie swoje sprawy? Nie potrzeba mi więcej problemów.
Drzwi był naprawdę sporo, ale żaden pokój nie miał w sobie czegoś, co by mnie urzekło. Dopiero ostatni- dokładnie na wprost wejścia na korytarz. On miał to COŚ!
Ściany w delikatnym odcieniu beżu; wielkie, piękne łóżko z ledwie widocznym baldachimem. Dwoje dodatkowych drzwi- jak się szybko okazało jedne do osobnej łazienki, drugie, rozsuwane, do garderoby, czy może bardziej szafy w rozmiarach trzy na cztery. Cudo!
Miałam nawet swój prywatny balkon, wychodzący na południowe ogrody, których teraz było widać tylko zarysy w świetle pojawiających się co jakiś czas błyskawic. Oprócz łóżka i garderoby miałam jeszcze śliczny okrągły stolik z trzema (wyglądającymi jak ręcznie rzeźbione) krzesłami i lampką z ciemnobrązowym abażurem.
Nie ma to jak zachowywać się jak typowa dziewczyna i powstrzymywać się od pisku na widok nowego pokoju...
Chyba jestem już zmęczona.
-Tutaj zostaję- poinformowałam stojącego cichutko Brzusia.- Idę wziąść prysznic, w tym czasie chcę, żeby znalazły się tu moje rzeczy i nie chciałabym zastać tu nikogo, gdy wyjdę. Dobranoc.
Rzucając mu ostatnie wrogie spojrzenie ruszyłam do mojej pięknej błyszczącej łazienki.~~~~~~~~~~~~~~~~~~~'
Hihihihi
I jak? Już spokojne? To nie James ^_^
Być może w ciągu dwunastu godzin będzie jeszcze jeden rozdział (długi i pełen opisów -_-)
Elfik
CZYTASZ
Lynn
RomanceDruga część opowiadania pt "Shy" Losy córki głównej bohaterki poprzedniej części. Lynn zmuszona warunkami sojuszu- wyjeżdża na odległą od domu wyspę, by wyjść za mąż za księcia na tym kawałku ziemi. Przekonajmy się, co z tego wyjdzie...