19. (oczami Jamesa)

334 35 8
                                    

No spójrzcie, któż powraca: OTO JA :D z krótkim rozdzialikiem, ale jestem i postaram się już częściej coś dodawać, może będzie więcej czasu.

Póki co mogę obiecać, że ciąg dalszy pojawi się jeszcze w tym roku ;)

Nie przedłużając: miłego czytania!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

    Wczesnym południem usłyszeliśmy z Brzusiem i Grzyweczką (ależ ja przesiąkłem tymi przezwiskami Lynn) szum lądującego samolotu. Nie powiem, że nie- byłem co najmniej zaniepokojony. Na Lynn to było jakoś o dzień za wcześnie, a niezapowiedziane odwiedziny i to jeszcze drogą powietrzną- nie zapowiadały nic dobrego.
    Jednakże, jeśli to była Lynn, to nie będzie wesoło, musiało się coś, co naprawdę miało kopa, żeby ją tu przywiać...
    -Panienka Lynn przyleciała- do salonu, gdzie siedzieliśmy we trójkę wpadł uradowany Hvid.
    Ktoś się stęsknił za swoją pańcią?
    A czy ja jestem zazdrosny?
    Tak i tak.
    Zwalczyłem szybko to głupie uczucie w sobie, aż nie przystoi mi go rozpoznawać we własnej osobie, ale cóż, ta dziewczyna gra na wszystkich strunach moich emocji, nawet tych najgorszych.
    Wbiegłem po schodach na lądowisko umieszczone na dachu akurat w momencie, gdy Hvid przytulał słabo uśmiechającą się dziewczynę... PRZYTULAŁ MOJĄ NARZECZONĄ I PYTAŁ TROSKLIWIE CO SIĘ STAŁO!!!!
    Tak być nie będzie!
    -Nic, Bror- odpowiedziała mu łagodnie, choć przy okazji jakoś bełkotliwie.
    Poczochrała go po białej czuprynie... Powiedziała do niego "braciszku"? Cóż za poufałości między panem a służącym...
    -Przecież widzę, Sis...
    A może powinienem się cieszyć z TAKIEGO RODZAJU zażyłości? Lepiej, że zwracają się do siebie per braciszku/siostrzyczko, niż kochanie/skarbie, prawda?
    Prawda!
    Ocknąłem się z tych bezsensownych rozmyślań, gdy delikatne ciałko Lynn znalazła się w moich ramionach- intuicyjnie złapałem ją, gdy się zachwiała, a ona z dziwnym, nie pododbnym do niej chichotem owinęła ramiona wokół mojej szyji.
    -Co ci jest?- szepnąłem, próbując spojrzeć jej w oczy, ale akuratnie je zamknęła, stojąc pod słońce.
    -Facet mi jest, kuźwa- zarechotała, a mnie olśniło.
    -Jesteś pijana?
    -A czy faceci to debile?
    -Nie- zaprzeczyłem, czując się urażony.
    -Więc ja nie jez-ztem pijana... A napijesz sie ze mną winka, pysiaczku?- znów zaczęła chichotać i oparła głowę na moim torsie.
    -Jesteś wystarczająca podchmielona...
    -Jamieee... No proooszę... Ze mną się nie napijesz? Taki z ciebie narzeczony? Jedną lampeczkę, dobrze?
    Westchnąłem głęboko, przecież nie mogę jej jeszcze bardziej upić...
    -No dobrze, tylko jedną, a potem idziesz spać i nie pokazujesz mi się na oczy w takim stanie!- nakazałem srogo.
    Gorliwie przytaknęła i szarpnęła się w stronę zejścia. Szybko zareagowałem, biorąc ją na ręce, żeby mi nie spadła gdzieś z tych schodów. Co się stało w tej Ameryce, że wraca w takim stanie? Przecież zawsze była taka.. opanowana.. Oczywiście nie w momentach, gdy wydzierała się na moich pracowników, ale pomińmy ten szczegół.
    -Jaki ty jesteś silny.. Ulalalaa! Tylko nas nie zabij, te stopnie są takie ssstroome- otworzyła szeroko oczy i zaczęła gestykulować.
    Mając nadzieję, że nie zorientuje się w moim planie- zaniosłem ją do jej sypialni i położyłem na łóżku. Chciałem się pospiesznie wycofać, ale jednak była zbyt sprytna, nawet w stanie upojenia alkoholowego.
    -Gdzie ty się wybierasz?- burknęła podejrzliwie.
    -Emm... Po wino?
    -Nie kłam, głupcze!- zaśmiała się lepiej niż nie jedna filmowa wiedźma.- Wino mam tutaj, na komodzie, tak samo jak dwa kieliszki. Nie wymigasz się, skarbie.
    Cóż mi pozostało? Nalałem odrobinę do obydu kieliszków i chciałem jej podać, ale z wściekłym sykiem wstała i wypełniła jej po brzegi. Świetnie, po takiej ilości wina na raz sam będę niemal pijany!
    -Nie przesadzasz?
    -Nie.
    Mhmm, prosto i krótko, aż nie ma co wymyślić do odpowiedzi.
    -Siadaj tu ze mną i nie waż się prawić mi kazań- szepnęła, stając przy łóżku, ale podczas gdy ja siadałem w jego "nogach", Lynn zamknęła jeszcze drzwi na klucz.
    Usadowiła się tak, że niemal leżała na mnie. Nie przeszkadzało mi to wprawdzie, ale bolała myśl, że robi to tak chętnie jedynie po winie.
    -Co się tam stało?- szepnąłem, przygarniając ją ramieniem.
    -Dowiedziałam się, że faceci to palanci i nie powinno się słuchać ich obietnic.
    -To boli- chwyciłem się żartobliwie za serce.
    Lynn zrobiła smutną minkę i pogładziła moją dłoń, wciąż trzymaną na żebrach. Było to tak niespodziewanie przyjemne, że przeszły mnie dreszcze po CAŁYM ciele. To południe zapowiada się niebezpiecznie, zwłaszcza w połączeniu z tym winem...

LynnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz