Nie mam pojęcia, ile jechałyśmy, kiedy się zatrzymałyśmy, ani kto mnie niósł z samochodu do tego jakże typowego "domu". Nie, no serio- ci ludzie nie mają za grosz prywatności! Jak oni tu robią cokolwiek, co nie powinno trafić do uszu sąsiadów? Albo jak robią TO? Idą w las?
Nie ważne. W każdym razie, obudziłam się... na słomie, tak, nawet całkiem miękko- ale odczułam brak poduszki poprzez łupanie w karku. Ledwie świtało, a ja już byłam na nogach. W końcu trudno spać niemal na otwartym powietrzu pośród wioskowego szumu i odgłosów zwierząt...
Wstałam więc i nie zważając na wczorajsze ubrania- wyszłam spod dachu, by spotkać swój wzrok z przerażająco ciepłym jak na tą godzinę słońcem. Ale ja nie narzekam, przynajmniej wrócę do domu opalona...
Nie, stop, ja tam nie wrócę, najwyżej pojadę w odwiedziny! Przeklęte więzy krwi! Wdech... Wydech... A teraz, jesteś spokojna i opanowana, Lynn. Spokojna i opanowana...
-Cześć, Lynn!- zaświergotała wesoło Lilay, ciągnąc matkę za rękę w moim kierunku.
Amy oczywiście nie była by sobą, gdyby jej nie skarciła:
-Lilay, to jest twoja przyszła księżniczka! Ponadto jest sporo starsza, a ty śmiesz się do niej zwracać na "ty"?
-Amy, weź mnie tak nie postażaj!- zaśmiałam się z jej naburmuszonej miny.- Jak ma się do mnie zwracać? "Wasza wielmożność"? Sama ją wczoraj prosiłam, żeby przypadkiem nie mówiła do mnie "pani".
Amy przełknęła spokojnie informację.
-Okej, a więc Pani Matka chce z tobą rozmawiać.
-Kto to jest?
-Najstarsza pani na wyspie- zaczęła ochoczo tłmuaczyć Lilay, chwytając mnie za dłoń i prowadząc za pewnie do tej "Pani Matki".- I jest dziwna. Mówią, że rozumie zwierzęta. I że czasem widzi przyszłość. I zna cię, nim zdążysz się przedstawić. Z najdrobniejszymi szczegółami może komuś opowiedzieć co jadłaś na śniadanie, jak minął twój poprzedni tydzień, z kim uprawiałaś s...
-Lilay!- wybuchnęła Amy.
-No co? Tak mówią w wiosce, ale skoro ty jesteś taka średniowieczna... No więc, nawet to z kim się parzyłaś...
Nie mogłam się powstrzymać, to było silniejsze odemnie. Wybuchnęłam tak głośnym śmiechem, jakim zwykła obdarzać świat jedynie w dzieciństwie.
Lilay spojrzała odrobinę zdezorientowana, jej mama była za to wielce oburzona. Zatrzymały się na wprost malusieńkiej chatki. I nie takiej typowej, tutejszej. Ta była malutka, niziutka, ze zwykłym dachem często widywanym na najprostszych modelach domów- dwuspadziowym- oraz...
Tam tam da dam... Były ściany!
-Wow- wymksnęło mi się.
W tym też momencie drzwi samoistnie się otworzyły, pokazując pochłaniający wnętrze mrok. Podskoczyłam delikatnie, gdy skrzypnęły okropnie. Amy i jej córeczka wycofały się niezauważalnie (niezauważalnie, bo nie zobaczyłabym tego, gdybym nie chciała zapytać, czy na serio mam tam wejść).
-Wejdź, drogie dziecko- no głos jak z horrorów!
A ja nie lubię horrorów! No może troszkę lubię, ale nie takie, które się dzieją naprawdę i dotyczą mojej biednej, dotkniętej przez los osoby!
Wlazłam do środka, przeciągając każdy krok, hamując się od natychmiastowej ucieczki i władowania się spowrotem na prom do Nowego Jorku.
-Ach- usłyszałam wesoły szept staruszki.- Moje drogie dziecko... Przyszła księżniczka, a nie wie, jaka jest jej rola!
CZYTASZ
Lynn
RomanceDruga część opowiadania pt "Shy" Losy córki głównej bohaterki poprzedniej części. Lynn zmuszona warunkami sojuszu- wyjeżdża na odległą od domu wyspę, by wyjść za mąż za księcia na tym kawałku ziemi. Przekonajmy się, co z tego wyjdzie...